Jak zwraca uwagę Giles, w trwającej wojnie mamy do czynienia z kilkoma bardzo różnymi, odmiennymi od siebie fazami, a każda z nich ma własną charakterystykę i własne implikacje dla tego, jak wojna może się rozwijać w długim terminie. Ta najnowsza faza definiowana jest przez widoczną zdolność Ukrainy do uderzania głęboko za rosyjskimi liniami. - Niezależnie od tego, w jaki sposób są przeprowadzane, ataki te powodują chaos i zniszczenia na terytorium, które Rosja uważała za bezpieczne. To ma bezpośredni, materialny wpływ na prowadzenie przez Rosję działań zbrojnych, np. poprzez zniszczenie samolotów. Jednocześnie znaczący musi być też wpływ psychologiczny na rosyjskich żołnierzy i ludność cywilną - mówi Giles. Ukraińskie ataki. "Specjalna operacja wojskowa" a rzeczywistość - Są to bezpośrednie dowody, które Rosjanie muszą zestawić z propagandą serwowaną im przez państwowe media. Jeśli mówi im się, że to nie jest wojna, lecz "specjalna operacja wojskowa", i że na dodatek przebiega ona zgodnie z rosyjskimi planami, to skoro tuż obok dochodzi do wybuchów, jest to dla nich konfrontacja z rzeczywistością, a to niezaprzeczalne wkraczanie prawdy do rosyjskiego świata musi zmieniać rosyjskie spojrzenie - podkreśla. Dodaje, że zakaz wydawania wiz dla Rosjan, jeśli wszedłby w życie, miałby podobny efekt. Giles zastrzega, że trudno w sposób autorytatywny przewidywać, jak dalej przebiegać będą działania zbrojne i czy Ukraina faktycznie jest w stanie odbić wszystkie okupowane terytoria, o czym mówi jej prezydent Wołodymyr Zełenski. Ekspert wskazuje jednak, że choć zapowiadana i spodziewana ukraińska kontrofensywa w Chersoniu się nie zmaterializowała, to i tak wpłynęło to na rosyjskie siły, bo Rosja musiała tam przenieść dodatkowe wojska z miejsc, gdzie sama chciała przeprowadzić ofensywę. Samo pokrzyżowanie rosyjskich planów jest już znaczącym sukcesem Ukrainy. Ekspert: Wrogiem Ukrainy jest czas - Oczywiście dla Ukrainy ważne jest, by odzyskać te terytoria, bo są tam ludzie, którzy cierpią pod brutalną rosyjską okupacją, ale także dlatego, że prezydent Zełenski potrzebuje zademonstrować sojusznikom na Zachodzie, że tę wojnę da się wygrać. Potrzebuje sukcesu, aby wzmocnić tę kruchą koalicję i pokazać, że koniec może być w zasięgu wzroku. Wrogami Ukrainy są też czas i zima, które będą wpływać na cierpliwość zachodnich społeczeństw. Na razie popierają one Ukrainę, ale gdy koszty tego wsparcia, zarówno na poziomie krajowym, jak i osobistym, staną się odczuwalne, będzie ono coraz bardziej kruche - przewiduje ekspert. Giles uważa, że na Zachodzie nie nastąpił jeszcze efekt zmęczenia Ukrainą ani nie ma jeszcze pełnego zrozumienia kosztów wojny. Jak mówi, teraz widoczna jest niechęć niektórych krajów, np. Francji i Niemiec, by w pełni wspierać Ukrainę, ale to jest stałym czynnikiem w ich polityce, podczas gdy kraje frontowe oraz anglosaskie zawsze rozumiały znaczenie wspierania Ukrainy. - Ale im mocniej będzie uderzał kryzys związany z kosztami życia, im mocniej szantaż energetyczny Władimira Putina będzie wykorzystywał zależność energetyczną Niemiec, tym bardziej możemy widzieć, że społeczeństwa europejskie mogą zacząć się chwiać i poparcie dla Ukrainy może osłabnąć. Dlatego Ukraina potrzebuje czegoś, co pokaże, że ta wojna niekoniecznie musi się ciągnąć w nieskończoność i, jeśli kraj otrzyma dodatkowe wsparcie, skończy się ona raczej wcześniej niż później - podkreśla Keir Giles.