W poniedziałek wieczorem pracująca w Pierwym Kanale Marina Owsiannikowa wkroczyła do studia z transparentem z hasłami przeciwko wojnie. Początkowo nie było jasne, kim jest kobieta, dopiero później okazało się, że to dziennikarka stacji. Wcześniej nagrała również materiał, w którym tłumaczyła swoje motywy. Jak wskazywała, jej celem był protest przeciwko propagandzie i trwającej w Ukrainie wojnie. Na transparencie widniały hasła - "Zatrzymać wojnę, nie wierzcie propagandzie, oni kłamią". Telewizja szybko pokazała inny obraz, by przeszkodzić protestowi. Jak później informowano, kobietę zatrzymano. Wówczas jej los owiany był tajemnicą. Pojawiały się m.in. spekulacje o areszcie domowym i oskarżeniu dziennikarki w oparciu o nowe rosyjskie prawo, które zakłada, że za hasła krytykujące rosyjskie działania w Ukrainie może grozić nawet do 15 lat więzienia. Wiadomo, gdzie jest dziennikarka Jak jednak wynika ze zdjęć zamieszczonych w sieci, dziennikarka pojawiła się w sądzie, gdzie w towarzystwie swojego prawnika Antona Gaszyńskiego oczekiwała na rozprawę. Co istotne, odpowiadała z łagodniejszego paragrafu. "Nowaja Gazieta" informuje, że chodzi wykroczenie, za które grozi do 10 dni aresztu. Ostatecznie sąd orzekł, że dziennikarka ma zapłacić karę 30 tys. rubli. Tymczasem prezydent Francji Emmanuel Macron obiecał "ochronę konsularną" rosyjskiej dziennikarce. - Zamierzamy podjąć kroki, aby zapewnić ochronę waszej koleżance, czy w ambasadzie, czy przyznając azyl - powiedział dziennikarzom, dodając, że będzie miał "bezpośrednio okazję podczas następnej rozmowy telefonicznej z prezydentem Władimirem Putinem zaproponować rozwiązanie tej kwestii".