Tegoroczny Dzień Zwycięstwa daleki jest nie tylko od ideału, ale choćby i od najbardziej pamiętnych obchodów z 2015 roku. Trudno jednak, żeby było inaczej, kiedy Kreml musi mierzyć się z problemami właściwie na każdej płaszczyźnie organizacji najważniejszego dla siebie państwowego święta. Brakuje ludzi i sprzętu, żeby zorganizować efektowne parady wojskowe w najważniejszych miastach kraju. Rosja jest dzisiaj pariasem na scenie międzynarodowej i Kreml musiał imać się najróżniejszych forteli i narzędzi, żeby Putin nie był jedyną głową państwa podczas wielkiej parady w Moskwie. Wreszcie sytuacja na froncie daleka jest od ambicji czy choćby założeń Kremla. Wojna dłuży się Rosji, obnażając jej militarną słabość, co sprawia, że konieczne jest skuteczne jej przedefiniowanie i "sprzedanie" narodowi "jedynej słusznej prawdy" o tym, jak się sprawy mają. Mit, na którym stoi Rosja Współczesne państwo i współczesne społeczeństwo rosyjskie zostały zbudowane na micie Dnia Zwycięstwa i dziejowej roli Związku Radzieckiego w tzw. Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej (tak Rosjanie określają część drugiej wojny światowej, w której ZSRR walczył po stronie koalicji antyhitlerowskiej - przyp. red.). W tej opowieści Rosja i Rosjanie są rycerzem na białym koniu, który przeważył szalę zwycięstwa nad Hitlerem w trakcie drugiej wojny światowej. Ocalili Europę, Zachód, a w mniemaniu większości Rosjan - cały świat. To oni położyli tamę faszyzmowi, to oni przywrócili światu pokój. Na tej narracji wychowano kilka powojennych pokoleń Rosjan. Narodowotwórcza opowieść obarczona jest jednak wielkim kłamstwem. Pozwoliła bowiem Rosji uciec od rozliczeń i przemilczeć czarne karty radzieckiej historii. Zwłaszcza zbrodnie stalinowskiego reżimu na innych narodach oraz na narodzie rosyjskim. - Bo przecież skoro Stalin był wielkim mężem stanu, wybawcą Zachodu i pogromcą faszyzmu, to nie mógł być też bezwzględnym katem milionów ludzi, także swoich rodaków - tłumaczy w rozmowie z Interią dr Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, była ambasador RP w Rosji. Sam Putin, chociaż jest człowiekiem sowieckim, w pierwszych latach swoich rządów próbował zaszczepić Rosjanom nową, autorską ideologię państwa i narodu. Odwoływał się do czasów carskich, imperialnych tradycji Rosji, mieszał to wszystko ze wspomnianym kultem Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, historią dawnej Rusi, a nawet współczesnej Rosji lat 90. Sukcesu jednak nie odniósł, więc zdecydował się nie tylko kultywować tradycję wielkiego zwycięstwa Rosji nad faszyzmem, ale położyć na nią jeszcze większy nacisk niż poprzednicy. Mówi Michał Kacewicz, dziennikarz Biełsatu, wieloletni korespondent w krajach dawnego ZSRR i autor książki o Rosji Putina: - Mniej więcej od początku drugiej dekady XXI wieku putinowska propaganda, a za nią cała machina państwa, czyli instytuty propagujące historię, media, MSZ, ministerstwo kultury, ale też armia oraz służby specjalne, mocno zaangażowały się już tylko i wyłącznie w budowanie narracji wokół drugiej wojny światowej. Wiązało się to z frontalnym atakiem na polityki historyczne państw sąsiednich - Polski, krajów nadbałtyckich, Ukrainy i państw zachodnich - oraz ze zbudowaniem kanonicznej wersji "niepokalanego" zwycięstwa Armii Czerwonej. Powtórka z historii Zdaniem Michała Kacewicza Putin desperacko potrzebuje w swojej polityce mitologii zbudowanej wokół Dnia Zwycięstwa. Ta bowiem "scala naród wokół władzy i służy za uzasadnienie ekspansji i agresji - obecnie agresji na Ukrainę". Taką samą ocenę ma dr Pełczyńska-Nałęcz. Jak mówi, w propagandowej inscenizacji Wielkiej Wojny Ojczyźnianej A.D. 2022 i 2023 to Ukraina została obsadzona w roli faszystów, a Rosja i Putin, jak niegdyś ZSRR i Stalin, muszą bronić świata przed złem. - Tak dochodzi do nadania sensu tej wojnie oraz wszystkim wyrzeczeniom, które Rosja jako państwo i przede wszystkim Rosjanie jako naród muszą ponosić. Bo skoro ich przodkowie stanęli na wysokości zadania, to oni też mają taki dziejowy obowiązek - mówi była dyplomatka. Wielka Wojna Ojczyźniana jest dla Kremla niezwykle użyteczna w wyjaśnianiu Rosjanom wszelkich niepowodzeń i komplikacji, których podczas inwazji na Ukrainę nie brakuje. - Emocje tkwiące w budowanej latami mitologii są dla Putina najbardziej użyteczne, bo służą do pewnego rodzaju emocjonalnego szantażu wobec Rosjan: wasi dziadowie dali radę, poświęcili się dla ojczyzny i zwycięstwa nad faszyzmem, a wy nie dacie rady? Cała perfidia i cynizm budowanej latami mitologii wojennej Putina tkwi właśnie w tym, że przygotowała Rosjan na poświęcenia w imię podbojów - dodaje w rozmowie z Interią Kacewicz. Samotność dyktatora Nie wszystko jednak układa się tak, jak życzyłby sobie Putin. Jeszcze rok temu na Kremlu nikt nie przypuszczał, że w maju 2023 roku wojna na Ukrainie nadal będzie trwać, a jej koniec trudno będzie choćby przewidywać. Dzisiaj taka jest ponura rzeczywistość dla putinowskiego reżimu. Reżimu, który jest osamotniony, uwięziony na marginesie światowej polityki. Kreml robi, co tylko może, żeby zerwanie relacji z Zachodem rekompensować sobie w Azji oraz na globalnym południu (pisaliśmy o tym zresztą w Interii). Ale to tylko robienie dobrej miny do złej gry. Obnażyły to przygotowania do Dnia Zwycięstwa. Niemal do ostatniej chwili wydawało się, że jedyną zagraniczną głową państwa obecną na moskiewskiej paradzie będzie prezydent Kirgistanu. Rzutem na taśmę Kremlowi udało się zmobilizować do przyjazdu kilku innych liderów - przywódców Armenii, Tadżykistanu, Uzbekistanu, Kazachstanu i Białorusi. "Zmobilizować" to i tak delikatne określenie, bo nasi rozmówcy przyznają, że Kreml zapewne postawił sprawę na ostrzu noża, próbując wszelkimi środkami ratować swoją twarz w oczach świata. - Nie jest to przyjazd przyjaciół czy sojuszników, tylko zastraszonych sąsiadów, którzy uznali, że lepiej się pojawić i nie zadzierać z Putinem, niż narażać się na niepotrzebne niebezpieczeństwa i różnego rodzaju koszty - zaznacza dr Katarzyna Pełczyńska Nałęcz. I dodaje: - To pokazuje, jak desperacko Putin próbuje dzisiaj pokazać, że Rosja nie jest izolowana, samotna i wykluczona, że nie stała się pariasem cywilizowanego świata. Trudno jednak mu zachować choćby pozory. Pozorów nie udało się jednak zachować na niwie organizacyjnej. Wojskowe parady z okazji Dnia Zwycięstwa zostały odwołane w wielu miastach i regionach Rosji. Oficjalnie: z powodu zagrożenia bezpieczeństwa i, jak "sprzedaje" to kremlowska propaganda, ukraińskich ataków dronowych. Nieoficjalnie: z powodu dotkliwych braków sprzętu i ludzi, bowiem wszystkie siły zostały rzucone na front w Ukrainie. Chociaż parady w Moskwie nie odwołano, to i ona ma mniejszą pompę, niż dawniej. A przede wszystkim mniejszą, niż życzyłby sobie tego Kreml. Odwołano nawet przemarsz tzw. pułku nieśmiertelnych, a więc krewnych poległych w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, którzy zawsze maszerowali ze zdjęciami swoich zmarłych bliskich. Przemarsz miał symbolizować to, że Wielka Wojna Ojczyźniana dotknęła wszystkich Rosjan i stała się elementem scalającym naród. Brak ucieczki do przodu Na tym jednak lista trudności się nie kończy. Po przeszło 14 miesiącach trudności, wpadek i czasami bardzo bolesnych porażek Putin musi nakreślić narodowi nowy plan zwycięstwa w wojnie nie tyle z Ukrainą, co z Zachodem i NATO, bo tak sprawy są przedstawiane w kremlowskiej propagandzie. Musi przekonać Rosjan, że to wszystko ma sens i że władza wie, co robi. Rzecz w tym, że Kreml nowego pomysłu na zwycięstwo nie ma. Dotychczasowe środki zawiodły, a niedocenienie Ukrainy i determinacji Zachodu w pomocy Ukrainie okazało się bardzo kosztowne dla Rosji. Dzisiaj Putin jest w kropce. Rosyjskie wojska nie mają możliwości przeprowadzenia wielkiej wiosennej ofensywy, która przecież była w planach Kremla. W Moskwie za sukces uważany jest... brak większych sukcesów Ukrainy na froncie. Do tego sprowadza się dzisiaj strategia Kremla w tej wojnie: do trwania. Trwania i liczenia na kardynalny błąd Ukrainy, który nieoczekiwanie wywróciłby sytuację na froncie do góry nogami. Rosja będzie jednocześnie starała się maksymalnie wyniszczyć Ukrainę - infrastrukturalnie, gospodarczo i humanitarnie - licząc, że w pewnym momencie Zachód znudzi lub zmęczy się pomocą napadniętej Ukrainie. - Żeby to osiągnąć, Putin doprowadzi do dalszego wyczerpania Rosji, jej zasobów gospodarczych, ludzkich i intelektualnych - bo, nie oszukujmy się, rok wojny pokazał dramatycznie niski potencjał intelektualny Rosji jako państwa i to, poza niektórymi dziedzinami, będzie się pogarszało - prognozuje Michał Kacewicz. Inne scenariusze są mało prawdopodobne, bo - jak dodaje Kacewicz - "Putin nie może uciec do przodu, nie ma na to pomysłu". Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz uważa, że na Kremlu jest już pełna świadomość tego, jak zła i trudna jest obecnie sytuacja Rosji w tej wojnie. Świadomość tego, że jeśli jakiekolwiek zwycięstwo jest jeszcze możliwe, to zostanie okupione mnóstwem czasu oraz gigantycznymi ofiarami ze strony państwa i społeczeństwa. - Tyle że ten reżim nie jest zdolny funkcjonować bez wojny. Putin nie przetrwa zakończenia tej wojny na warunkach ukraińskich czy na warunkach Zachodu. Jest pod ścianą, cały czas gra o wszystko, gra o samego siebie, więc musi stale podbijać stawkę, jednocześnie licząc, że w pewnym momencie Zachód zniechęci się do pomocy Ukrainie i odpuści - analizuje rozmówczyni Interii. Więcej informacji o rosyjskiej inwazji w raporcie Wojna na Ukrainie.