Po tym, jak szef Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn wycofał bojowników z "marszu na Moskwę", rzecznik prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow ujawnił warunki wycofania się najemników. Wobec Prigożyna wycofano sprawę karną, którą wszczęło FSB, a następnie "wysłano go" na Białoruś. Z kolei wagnerowcy, którzy nie brali udziału w buncie, będą rzekomo mogli podpisać umowę bezpośrednio z resortem obrony. W przypadku pozostałych zapewniono enigmatycznie, że nie spotkają ich żadne represje w uznaniu "wcześniejszych zasług w służbie Rosji". O to, co dokładnie czeka bojowników redakcja rosyjskiego portalu "Rise" zapytała Wiktora Sobolewa, członka Komitetu Dumy Państwowej ds. Obrony. - Ci, którzy nie brali udziału w bezpośrednim buncie, jeśli chcą, podpiszą umowę z Ministerstwem Obrony i wrócą do strefy operacji specjalnej (tak rosyjska propaganda nazywa inwazję Rosji na Ukrainę - red.). W przypadku osób, które brały udział, decyzje nie zostały jeszcze podjęte, ale nie będą ścigani. Sprawa karna przeciwko Prigożynowi została zawieszona - potwierdził deputowany. Grupa Wagnera. "Zostaną odesłani do domu" Sobolew stwierdził, że przerwanie marszu wagnerowców to "zasługa prezydenta Putina", który "znakomicie rozwiązał sprawę wspólnie z prezydentem Białorusi". To właśnie po rozmowach z Alaksandrem Łukaszenką, Prigożyn miał zmienić zdanie i wycofać swoje oddziały do baz. - Nie potrafię powiedzieć, jak to (podpisanie kontraktu z resortem obrony) będzie wyglądało, czy najemnicy staną się częścią istniejących jednostek - decyzja należy do prezydenta. Ci, którzy wzięli udział w buncie, zostaną najwyraźniej odesłani do domu, o ile rozumiem. Biorąc pod uwagę ich zasługi, nie będą ścigani. To już oficjalne, słyszałem to wyraźnie od Pieskowa - przekazał. Jednocześnie Sobolew nie sądzi, by Łukaszenka pozwolił na powołanie prywatnej kompanii wojskowej na Białorusi, po doświadczeniach tego, co działo się w Rosji. Wysłanie bojowników, by dołączyli do Prigozyna na "wygnaniu" uznał za mało prawdopodobne. Prigożyn wysłany na Białoruś W piątek szef Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn stwierdził, że oddziały rosyjskiej regularnej armii zaatakowały obóz jego bojowników, powodując liczne ofiary. Zapowiedział "przywrócenie sprawiedliwości" w armii i domagał się odsunięcia od władzy skonfliktowanego z nim ministra obrony Siergieja Szojgu. Wagnerowcy opanowali sztab Południowego Okręgu Wojskowego w Rostowie nad Donem, a następnie skierowali swoje siły na Moskwę. Jednak po upływie doby, w sobotę wieczorem, Prigożyn ogłosił odwrót i wycofanie najemników do obozów polowych, by "uniknąć rozlewu krwi". Miało to być rezultatem negocjacji Łukaszenki z Prigożynem, prowadzonych w porozumieniu z Władimirem Putinem. Niemieccy politycy, do których wypowiedzi dotarł tygodnik "Der Spiegel", twierdzą, że Jewgienij Prigożyn liczył na większe poparcie dla puczu wśród rosyjskich służb. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!