Według relacji matki zabitego 38-latek wraz z kolegą jechali z pomocą humanitarną do wsi Mała Rohań. Po drodze spotkali kolumną rosyjskich czołgów. Jeden z nich ostrzelał samochód, którym jechali mężczyźni. Auto stanęło w płomieniach. Przyjaciel Wołodymyra zdołał opuścić płonący samochód i uciekł. 38-latek nie przeżył. Gdy rodzice dowiedzieli się o śmierci Wołodymyra, odnaleźli wrak. Okazało się, że ciało ich syna nie zachowało się w całości. Chcąc zapewnić Wołodymyrowi godny pochówek rodzice zdecydowali się przenieść jego szczątki. - Mój mąż i ja znaleźliśmy kawałki ciała naszego syna na poboczu drogi i w samochodzie, zapakowaliśmy je do worków i nosiliśmy na ramionach. Potem miejscowi dali nam taczkę, na której wieźliśmy szczątki przez kolejne 15 kilometrów - mówi Olga Kotenko, matka zabitego mężczyzny, cytowana przez Ukrinform. Rodzina pochowała szczątki Wołodymyra w ogrodzie. Lokalny cmentarz, na którym można byłoby go pochować, był zaminowany.