Po zakręceniu kurka z gazem Polsce i Bułgarii władze Niemiec przekonują, że dostawy dla niemieckich odbiorców na razie nie są zagrożone. - Bezpieczeństwo zaopatrzenia jest w tej chwili zapewnione - przekazało ministerstwo gospodarki. Najważniejszym połączeniem między Rosją a Niemcami jest gazociąg Nord Stream 1, przebiegający po dnie Bałtyku z ominięciem Polski i Białorusi. W ostatnich latach Niemcy pokrywały 55 procent swojego zapotrzebowania na gaz dostawami z Rosji. Teraz w pośpiechu starają się zmniejszyć tę zależność. Poważne ryzyko recesji W raporcie resortu gospodarki przekazanym do Bundestagu mowa jest jednak o "poważnym ryzyku, że sytuacja ulegnie eskalacji i rosyjscy dostawcy przestaną wywiązywać się ze swoich traktatowych zobowiązań, albo będą się wywiązywać tylko w ograniczony sposób". Rząd Niemiec nie chce rezygnować z rosyjskiego gazu od razu, bo obawia się negatywnych skutków dla gospodarki. Kanclerz Olaf Schoz wielokrotnie dawał do zrozumienia, że w takiej sytuacji zagrożone byłyby całe sektory gospodarki w Niemczech. Ministerstwo gospodarki spodziewa się recesji w przypadku zatrzymania dostaw. Ale zależność od Rosji jest coraz mniejsza. - Obecnie udział rosyjskich dostaw to już 35 procent - ogłosił minister gospodarki Robert Habeck. Także niemieckie magazyny gazu zaczynają się powoli zapełniać. Z danych Federalnej Agencji. ds. Sieci wynika, że poziom wypełnienia odpowiada temu z wiosny 2017 roku i jest wyższy niż wiosną ubiegłego roku. Z zapowiedzi wynika, że do końca roku udział rosyjskiego gazu w zaopatrzeniu Niemiec powinien spaść do ok. 30 procent, głównie dzięki kupowaniu gazu płynnego LNG. Trwają intensywne prace nad uruchomieniem terminali LNG, mówi Habeck. Do lata 2024 udział rosyjskiego gazu ma wynieść 10 procent. Płynny gaz. Alternatywa dla surowca z Rosji Centralną rolę jako alternatywa dla dostaw z Rosji ma odgrywać gaz płynny, przywożony z całego świata statkami. Minister gospodarki był już m.in. w Katarze, Dubaju i Norwegii, aby negocjować odpowiednie umowy. Rząd Niemiec stawia przy tym na tak zwane pływające terminale. W uproszczeniu, polega to na tym, że specjalne statki odbierają gaz przed portem i pompują poprzez krótkie połączenia na ląd. Statki te są w stanie same przetwarzać gaz skroplony z powrotem do jego pierwotnej postaci. Niemcy zapewnili sobie trzy takie statki - których nie ma na świecie zbyt wiele. Trzy terminale w planowaniu Problemem są jednak lądowe terminale, odbierające gaz płynny i zamieniające jego stan skupienia. Europejskie możliwości są ograniczone. Niemcy nie mają ani jednego takiego terminala. Z państwowym wsparciem mają powstać w Wilhelmshaven i Brunsbuettel. Trwają też rozmowy o trzecim - niedaleko Hamburga. Pierwsze prace przy terminalu w Wilhelmshaven mają rozpocząć się w przyszłym tygodniu. Import LNG w tym miejscu miałby ruszyć na początku przyszłego roku. Magazynować i oszczędzać Rząd w Berlinie chce ponadto zmienić ustawę o bezpieczeństwie energetycznym. Przewiduje ona możliwość wywłaszczenia przedsiębiorstw o znaczeniu dla infrastruktury krytycznej. Opisuje też, kto w przypadku wstrzymania dostaw będzie jeszcze mógł liczyć na gaz. Na zmiany w ustawie musi jeszcze zgodzić się parlament, rząd ma nadzieję, że stanie się to jeszcze w maju. Ważną rolę odgrywają też magazyny. Aby, inaczej niż przed poprzednią zimą, były dostatecznie wypełnione, przyjęto ustawę o magazynach. Zgodnie z nowymi przepisami zbiorniki gazu muszą być wypełnione na początku listopada w 90 procentach. Ministerstwo gospodarki nalega jednocześnie na większe oszczędzanie gazu. Wydaje się jednak, że z powodu wysokich cen oszczędnościowy potencjał tego kroku został już wyczerpany. Zdecydowano też, że elektrownie węglowe - choć szkodliwe dla środowiska - mają na razie dodatkowo wspierać elektrownie gazowe. Ma też przyspieszyć wykorzystywanie odnawialnych źródeł energii, a budynki mają mieć instalowane pompy ciepła. Te postanowienia potrzebują jednak czasu, zanim zaczną dawać wymierne efekty. Dirk-Ulrich Kaufmann/ Redakcja Polska Deutsche Welle