W Rosji trwa mobilizacja. O problemach rosyjskiej armii mówi się od dawna. W sieci niemal codziennie pojawiają się nagrania, które świadczą o chaosie panującym w rosyjskim wojsku. Kilkanaście godzin temu internet obiegło nagranie, na którym widać bunt w armii. Wojskowi z Republiki Czuwaskiej odmówili walki na froncie, dopóki nie otrzymają obiecanej im zapłaty. W nagraniu widać konfrontację zmobilizowanych z władzami jednej z jednostek wojskowych. "Mobilizacja" jak u Kubricka Nie brakuje też innych mało chlubnych dla rosyjskiej armii przykładów nagrań, na których widać kompletnie pijanych przyszłych żołnierzy Putina. W sieci już określają ich mianem "alkobatalionów". Pojawiają się też informacje o bójkach między mężczyznami, którzy jadą na szkolenie do wojska. Z niskim morale w armii próbują walczyć sami Rosjanie. Białoruski dziennikarz Tadeusz Giczan opublikował w mediach społecznościowych nagranie, na którym widać, w jaki sposób rosyjscy żołnierze mobilizują się do walk w Ukrainie. - Czego chcemy? - Krwi! - Co będziemy robić? - Będziemy zabijać! Żołnierze zachęcani przez dowodzącego batalionem Jurga zapewniają, że jadą na wojnę zabijać wroga - ukraińskich żołnierzy. W nagraniu sprawiają zupełnie inne wrażenie od wizerunku rosyjskich mężczyzn wysyłanych na front walki z Ukrainą. Dziennikarz skomentował, że dowódca podnosi morale podkomendnych w stylu amerykańskiego reżysera Stanleya Kubricka Jak długo potrwa mobilizacja w Rosji? Niektórzy rosyjscy mężczyźni zmobilizowani na wojnę w Ukrainie otrzymują wezwania do wojska z terminem na marzec 2023 r. To pokazuje, że zapowiedzi Kremla o końcu powoływania są kłamstwem, a mobilizacja potrwa jeszcze długo - informuje niezależny kanał na Telegramie Możem Objasnit'. Jak podkreślono, "Kreml nie zrezygnuje z branki na wojnę". Informatorzy Możem Objasnit' przekazali też doniesienia, że władze prawdopodobnie zamierzają ogłosić następny pobór na wojnę na początku przyszłego roku, czyli po "rozładowaniu ładunku emocjonalnego" przez społeczeństwo w okresie świąteczno-noworocznym na przełomie grudnia i stycznia".