We wtorek brytyjski premier Boris Johnson ogłosił nałożenie sankcji na pięć rosyjskich banków mających związki z okupacją Krymu lub wspierające przemysł zbrojeniowy oraz na trzech oligarchów z bliskiego otoczenia Putina. Podkreślał wprawdzie, że to dopiero pierwszy etap sankcji, ale w czasie parlamentarnej debaty pojawiło się wiele głosów przekonujących, że to nie wystarczy i że już teraz należy wprowadzić mocniejsze sankcje. "Grożąc niewinnym mieszkańcom Ukrainy i naruszając jej suwerenność, prezydent Putin podważa również bezpieczeństwo i stabilność Europy. Użyjemy wszelkich dostępnych nam środków, aby powstrzymać jego działania. My i nasi sojusznicy wielokrotnie powtarzaliśmy, że każda kolejna inwazja będzie miała poważne konsekwencje. Teraz, gdy Rosja postanowiła zrezygnować z dyplomacji, mamy moralny obowiązek stanąć po stronie Ukrainy i pokazać, co mamy na myśli, gdy o tym mówimy" - napisała Truss. Wielka Brytania może wziąć na celownik kolejne rosyjskie podmioty Wskazała, że rząd ma "długą listę osób współodpowiedzialnych za działania rosyjskiego przywództwa" i zapewniła, że jeśli Putin odmówi wycofania wojsk, Wielka Brytania może "nadal zwiększać presję", biorąc na celownik kolejne banki, zamożne osoby i znaczące firmy. Niektóre z wymienionych przez nią środków zostały dzień wcześniej zapowiedziane w oświadczeniu ministerstwa spraw zagranicznych. Chodzi o sankcje wobec rosyjskich parlamentarzystów, co wymagałoby nowej ustawy, oraz uniemożliwienie brytyjskim firmom prowadzenia interesów w dwóch samozwańczych republikach ludowych - Donieckiej i Ługańskiej, które Rosja uznała w poniedziałek za niepodległe państwa. Truss zapowiedziała też, że Wielka Brytania ograniczy rosyjskiemu państwu i kluczowym firmom możliwość pozyskiwania funduszy na brytyjskich rynkach finansowych oraz zakaże eksportu do Rosji szeregu zaawansowanych technologii, co "na lata zdegraduje rozwój jej bazy wojskowo-przemysłowej".