Masowe groby, liczne egzekucje, ciała cywili pozostawione na drodze, zniszczona infrastruktura i plądrowane domy - tak wyglądała Bucza na początku rosyjskiej agresji na Ukrainę. Rosjanie dopuszczali się najgorszych zbrodni. Bucza stała się później miejscem odwiedzin najważniejszych polityków, którym Ukraińcy chcieli pokazać stopień okrucieństwa agresora. Okazuje się, że swój niewielki udział w rabunkach mieli także sąsiedzi i przyjaciele poległych. Wojna na Ukrainie: Rabował w Buczy. Teraz uczy ukraińskie dzieci w Polsce Jedną z takich osób był Białorusin Sergiej Ł. . Mężczyzna został w środę zaocznie skazany i aresztowany przez ukraiński sąd. Grozi mu od pięciu do ośmiu lat pozbawienia wolności. Sprawę nagłośnił jeden z niezależnych białoruskich portal informacyjny. Mieszkańcy Buczy mieli uważać mężczyznę za ofiarę reżimu Łukaszenki, dlatego traktowali go przyjaźnie. Zmienili zdanie, gdy nabrali podejrzeń, że utrzymuje bliskie kontakty z okupacyjną rosyjską władzą. Sąsiedzi ujawnili, że w domu Białorusina znaleziono m.in. dziesiątki sztuk bardzo drogiego sprzętu i alkoholu oraz kilka rowerów. Zaś na podwórku odkryto zakopane złoto i biżuterię. Rzeczy miały pochodzić od zabitych mieszkańców Buczy. Białorusin plądrował w Buczy. Twierdzi, że chciał nakarmić swoje dzieci Gdy Rosjanie opuścili miasto, mieszkańcy zaczęli dopytywać, skąd Siergiej Ł. wziął tyle kosztowności. Mężczyzna tłumaczył się, że zbierał je, ponieważ chciał je sprzedać i nakarmić troje swoich dzieci. Wskazywał także, że chciał uchronić sprzęt przed rabusiami z Rosji. Niezależny białoruski portal podaje, że Ł. ma żonę i troje dzieci. Przez co najmniej 10 lat mieszkał w Rosji i zajmował się tworzeniem mozaiki. Także tam zaangażował się w działalność polityczną. Na Ukrainie pojawił się w 2019 r. Po opuszczeniu Buczy przez Rosjan wolontariusze pomogli rodzinie Ł. przedostać się do Polski, wkrótce dołączył do nich sam mężczyzna. Białoruski niezależny portal przekonuje, że Siergiej Ł. ma mieszkać w jednym z dużych miast i uczyć ukraińskie dzieci. Mężczyzna wystąpił o ochronę międzynarodową w Polsce. - Trudno ocenić Ł. - mówił jego sąsiad z Buczy i dodawał, że "okupacja była alternatywną rzeczywistością, w której ludzie popadli w nienormalny świat". - Wyjechałem z Ukrainy bardzo prosto - przekroczyłem granicę, kupiłem bilet na pociąg do Przemyśla. Przeszukali mnie strażnicy graniczni i celnicy, ale nie mieli żadnych pytań, poza tym, że zalegam z dokumentami, bo nie miałem wtedy statusu uchodźcy - za to ukarali mnie grzywną. A w paszporcie jest pieczątka, że przekroczyłem granicę z Polską całkowicie legalnie - wyjaśnił Białorusin w rozmowie z dziennikarzami. Sprawdź, jak przebiega wojna na Ukrainie. Czytaj raport Ukraina-Rosja *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!