Już wcześniej eksperci w Rosji sygnalizowali, że kwestia granic może być kluczowa dla dalszego rozwoju wydarzeń w ukraińskim Donbasie. 70 proc. obwodów donieckiego i ługańskiego znajduje się pod kontrolą Kijowa i Moskwa nie kwestionowała dotąd tej przynależności. Za ŁRL i DRL uznawała dotąd tylko te 30 proc. obwodów, które separatyści kontrolowali od lutego 2015 roku, gdy podpisano porozumienia mińskie. Sprzeczne sygnały z Rosji Wiceminister spraw zagranicznych Rosji Andriej Rudenko powiedział w poniedziałek, że Rosja uznaje DRL i ŁRL "w tych granicach, w których realizują one swoje pełnomocnictwa i jurysdykcję". Podobną wersję przedstawiła Swietłana Żukowa, wiceszefowa komisji spraw zagranicznych Dumy Państwowej, niższej izby parlamentu. Powiedziała ona, że Rosja nie uzna "republik ludowych" w granicach obwodów donieckiego i ługańskiego, czyli szerszych, niż faktycznie kontrolowane przez separatystów. Jednak rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział we wtorek, że chodzi o "te granice, w których one (DRL i ŁRL) się proklamowały". Tymczasem - jak zauważa BBC - w momencie ogłoszenia przez separatystów niezależności uważali oni za obszar "republik" całe obwody doniecki i ługański na wschodzie Ukrainy. "Czas pokaże jakie będą dalsze kroki" Władze samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej (ŁRL) ogłosiły, że uważają za "swoje" terytorium cały obwód ługański. Wiceszef tzw. parlamentu ŁRL Dmytro Horoszyłow powiedział we wtorek, że istnieją "ustawy w sprawie granic państwowych, które wyraźnie mówią o tym, że terytorium Ługańskiej Republiki Ludowej to terytorium byłego obwodu ługańskiego". Szef donieckich separatystów Denys Puszylin oświadczył we wtorek, że "w konstytucji DRL i ŁRL zapisane są granice w ramach obwodu donieckiego i ługańskiego". - Czas pokaże jakie będą dalsze kroki - dodał. W poniedziałek wieczorem prezydent Rosji Władimir Putin wydał dekret o uznaniu niepodległości obu "republik ludowych" i z ich liderami podpisał porozumienia o przyjaźni i współpracy.