O jej śmierci poinformowali najbliżsi w mediach społecznościowych. Przez mieszkańców nazywana była "aniołem z warkoczami" i "promieniem słońca" ze względu na dobroć, które nieustannie niosła innym. "Anioł z warkoczami". Sanitariuszka zginęła na froncie "Inwestowałaś w zwycięstwo jak mało kto. Bez ciebie cuda, które zdarzały się w naszym wolontariacie, nie miałyby miejsca. Byłaś najlepsza we wszystkim i dałaś nam wszystko, co najcenniejsze. Żałuję, że nie będziesz mogła zobaczyć naszego wspólnego zwycięstwa - pisała inna sanitariuszka, Tatiana. "Właśnie dowiedziałem się, że Jana Rychlicka odeszła. To Jana pomogła ewakuować moich rodziców i siostrę z Charkowa w pierwszych tygodniach wojny. Potem Jana pomogła innym rodzinom. Tak bardzo tęsknię - niech spoczywa w pokoju..." - wspominał z głębokim żalem Oleksandr. Zawsze pomagałaś, gdy inni uciekali Jana Rychlicka przed wojną pracowała w firmie informatycznej. Gdy 24 lutego ubiegłego roku na jej kraj spadły pierwsze rosyjskie rakiety bez wahania zaangażowała się w działalność wolontariacką. Trzy miesiące później wstąpiła do Sił Zbrojnych Ukrainy jako ratownik medyczny. "Uratowała wiele istnień ludzkich" - wspominają 29-latkę przyjaciele i żołnierze. "Nie mogę uwierzyć, że już Cię nie ma i że nie napiszesz kolejnej wiadomości o tym, jak zakończyłaś ewakuację i jak uratowałaś kolejne osoby. Nie napiszesz ilu cennych ludzi spotkałaś. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, ile bólu i tragedii widziałaś i ile zrobiłaś, żebyśmy my mieli ich mniej. Nie wyobrażam sobie, jaką siłę musiałaś w sobie odkryć, żeby zawsze pomagać, gdy inni uciekali i się ukrywali" - piszą jej przyjaciele w mediach społecznościowych. Sanitariuszka zginęła na froncie. Kochała ludzi i zwierzęta Jana kochała ludzi i zwierzęta. Poza niesieniem pomocy rannym cywilom i żołnierzom, zawsze starała się ratować także każde zwierzę, które pojawiło się na jej drodze. "Takiego mamy pieska" - pisała na swoim Facebooku -"Trochę się tu nie odnajduje - boi się wybuchów i nie wie, co dzieje się za oknem. Może ktoś szuka przyjaciela? Dowieziemy w dowolne miejsce" - obiecywała. "Nie mogę uwierzyć, że nigdy nie spotkamy się po wojnie, nie usiądziemy przy planszówkach i nie pożartujemy z wielu osobowości twoich kotów" - żegnała przyjaciółkę inna wolontariuszka. Jana zginęła w ostrzale dokładnie miesiąc przed swoimi trzydziestymi urodzinami. W Bachmucie była sanitariuszką w punkcie stabilizacyjnym, gdzie ranni trafiają wprost z pola walki i są przygotowywani do drogi do placówki medycznej. Zginęła, gdy karetka pogotowia, którą jechała, trafiła pod rosyjski ostrzał.