Pod koniec czerwca poruszenie dyplomatyczne wywołał wywiad Andrija Melnyka z niemieckim dziennikarzem Tilo Jungiem, w którym stwierdził, że lider OUN Stepan Bandera "nie był masowym mordercą Żydów i Polaków". Mówił też, że w czasie drugiej wojny światowej "Polska była dla Ukrainy największym wrogiem, obok nazistowskich Niemiec i Sowietów". Polska dyplomacja potępiła wypowiedź ambasadora, a od słów dyplomaty zdystansowało się ukraińskie MSZ. Zobacz też: Niemcy. Andrij Melnyk odwołany z funkcji ambasadora Ukrainy 9 lipca Melnyk został odwołany ze stanowiska przez Wołodymyra Zełenskiego. Źródła "Bilda" informowały jednak, że władze w Kijowie są zadowolone z Melnyka i chcą zaoferować mu stanowisko wiceministra spraw zagranicznych. Melnyk żałuje swoich wypowiedzi. "To był błąd" Melnyk wciąż przebywa w Niemczech i kilka tygodni przed powrotem do Ukrainy udzielił wywiadu tygodnikowi "Die Zeit". Choć jednocześnie zapewniał, że jego odwołanie "to czynność rutynowa", to z drugiej strony jest ona "ściśle związana" z "rodzajem polityki, którą uprawiał". Dyplomata słynący z krytycznych komentarzy wobec niemieckich polityków stwierdził, że określenie kanclerza Olafa Scholza mianem "obrażalskiej pasztetowej" nie było właściwe. Ambasador odniósł się też do swoich kontrowersyjnych słów o Stepanie Banderze. Przyznał, że obecnie "żałuje swoich słów". - To było błędne zachowanie. Nie chciałem nikogo skrzywdzić - podkreślił Melnyk. Jednocześnie zaznaczył, że według sondaży ponad 70 proc. Ukraińców ma do Bandery pozytywny stosunek, a postaci historycznej nie można postrzegać w "czarno-białych" kategoriach. Dodał, że w taki sposób robi to rosyjska propaganda. - Podkreślam jeszcze raz, że żałuję swoich wypowiedzi. Ten niezwykle złożony temat najlepiej pozostawić historykom - podsumował Melnyk.