W domu przy Jabłuńskiej 203A zginął 4 marca Jewhen Petraszenko, zastrzelony w swoim mieszkaniu. Pociski i łuski, które znaleźli tam pracownicy AI mogły należeć tylko do broni używanej przez rosyjskie wojska powietrzno-desantowe i specnaz: karabinków AS Wał i Wintoriez. Przed sąsiednim domem zginął 41-letni Dmytro Konowałow - powiedział AI jeden z jego braci. Opowiada on, że rodzina ukrywała się w piwnicy, ale mieszkańcy wychodzili na zewnątrz, by naładować telefony komórkowe czy pójść do łazienki. "4 bądź 5 marca - nie pamiętam dokładnie, którego dnia - krótko przed godziną policyjną, około 16.30-16.45, wyszliśmy z bratem na podwórko, żeby zapalić. On i nasz 15-letni sąsiad stanęli na rogu domu, koło wejścia do piwnicy od strony Jabłuńskiej. Gdy zobaczyli, że z Jabłuńskiej nadchodzą żołnierze rosyjscy, cofnęli się na podwórze. Chłopiec wbiegł do piwnicy, a mój brat usiadł, paląc, na drugim schodku przy drzwiach do piwnicy. Żołnierze wyszli zza rogu budynku na podwórze i strzelili do niego kilka razy - w szyję, klatkę piersiową i w twarz" - powiedział brat zamordowanego. Dopiero piątego dnia rodzina zdołała pochować Dmytra w wykopanym na podwórzu płytkim grobie. Zginął, bo nazywał się Nawalny? Na podwórzu przed jednym z sąsiednich domów zginął 12 marca 61-letni Ilja Nawalny. Troje sąsiadów opowiedziało pracownikom AI, co się wydarzyło. Z ich relacji wynika, że Nawalny mógł wyjść na krótko z domu, by sprawdzić samochód, uszkodzony w ostrzale. Znaleziono go na podwórzu, leżącego twarzą do ziemi. Został zabity strzałami w głowę i plecy. Obok leżał jego podarty dowód osobisty i sąsiedzi zastanawiają się, czy Rosjanie nie zabili go, bo nazywał się tak samo jak uwięziony rosyjski opozycjonista Aleksiej Nawalny. Kolejny mieszkaniec domu przy Jabłuńskiej 203A, Leonid Bondarczuk zginął 22 bądź 23 marca. Jego sąsiad powiedział pracownikom AI, że było to wczesnym popołudniem. "Do naszej piwnicy przyszedł młody żołnierz i zażądał naszych telefonów. Zapytałem, czy chce, byśmy włożyli nasze telefony do torby, a on wycelował we mnie karabin. Był bardzo agresywny. Zabrał wszystkie telefony i dał je Leonidowi i powiedział, by niósł telefony i by szedł przed nim. Leonid wziął telefony, a gdy wchodził po schodach, usłyszeliśmy dwa czy trzy wystrzały. Po kilku minutach usłyszeliśmy wybuch, również ze schodów". Sąsiedzi znaleźli Leonida martwego, leżącego w kałuży krwi, z oderwaną częścią głowy. Z jego nogi wystawały kości. Takie rany nie mogły pochodzić od kul, a od granatu. "On już nie wróci" Zaledwie 300 metrów dalej, na rogu ulicy Jabłuńskiej i Wokzalnej, żołnierze rosyjscy wdarli się do domu Iryny Abramowej. Z tyłu domu rzucili granat, a jej męża Ołeha zabrali za płot. Żołnierze ci, jak powiedziała Iryna, mieli pomarańczowo-czarne wstążki św. Jerzego, od kilku lat propagowane w Rosji jako symbol pamięci o II wojnie światowej. Opasali nimi broń i hełmy. "Dlaczego nie byliście na zewnątrz, by nas witać? Przybyliśmy, by was wyzwolić" - powiedzieli do Iryny. Kobiecie i jej ojcu kazali oddać telefony komórkowe. Gdy dom zaczął się palić i ojciec kobiety próbując gasić pożar poprosił żołnierzy, by pozwolili Ołehowi przyjść na pomoc, jeden z wojskowych spojrzał na ulicę i odparł ironicznym tonem: "on już nie wróci". Iryna znalazła krótko później ciało Ołeha leżące na chodniku, z głowy lała się krew. Wojskowi siedzieli nieopodal na murku, pijąc wodę. Później kazali Irynie opuścić dom. Ciało jej męża pozostało na ulicy. Poza relacjami z Buczy AI zebrała też świadectwa z innych miejscowości obwodu kijowskiego. We wsi Zdwyżiwka, 20 km od Buczy, zginęli dwaj młodzi mężczyźni: Pawło Chołodenko i Wiktor Bałaj. Ich ciała, częściowo spalone, odnaleziono w lesie na skraju wsi. Mieli ręce związane na plecach, twarz i głowa Wiktora była omotana taśmą. Obaj zginęli od strzału w głowę. W innej wsi, Nowyj Korochod, jeden z mieszkańców powiedział AI, że widział przez okno śmierć trzech młodych mężczyzn, zastrzelonych przez żołnierzy krótko po tym, jak podnieśli ręce do góry. Ciała zabitych ze śladami tortur W Worzelu zginął 15-letni Ihor Denczyk. Jego dziadek opowiedział AI, że chłopiec znalazł się w grupie osób, którym żołnierze rosyjscy kazali położyć się na ziemi. "Gdy on i pozostali leżeli twarzą do ziemi, żołnierze otworzyli ogień" - powiedział mężczyzna. Ihor zginął od strzału w szyję. W tej samej grupie była ciotka chłopca - zmarła od ran następnego dnia. AI opisała też w raporcie przypadki, gdy ciała zabitych, odnajdywane w obwodzie kijowskim po wycofaniu się Rosjan, nosiły ślady tortur. W takim stanie znaleziono ciało Wasyla Nedaszkiwskiego, mieszkańca Buczy. Jego żona powiedziała AI, że oboje pomagali obronie terytorialnej kopać okopy i Rosjanie dowiedzieli się o tym. Zabrali Wasyla mówiąc jej, że biorą go na przesłuchanie. Ciało znaleziono potem w jednej z piwnic, z otwartymi ranami na rękach i w głowie. W Buczy, w małej szopie w ogrodzie jednego z domów przy Wokzalnej, właściciel znalazł w kwietniu ciało nagiej kobiety z otwartymi ranami na brzuchu, udach i klatce piersiowej. Właściciel opuścił Buczę na początku marca, dom aż do kwietnia zajęli Rosjanie. Na polu sąsiadującym z ogrodem znaleziono porozrzucane skrzynki z amunicją. Ostrzeliwanie budynków na oślep W raporcie AI przywołuje też relacje mieszkańców o ostrzeliwaniu na oślep domów mieszkalnych i samochodów z cywilami, którzy próbowali opuścić Buczę. Rozmówcy AI są przekonani, że uciekających ostrzeliwały wojska rosyjskie. Amnesty International przeanalizowała też ostrzały lotnicze w Borodziance, małym mieście leżącym 60 km od Kijowa. Osiem domów mieszkalnych zostały ostrzelanych 1 i 2 marca, zginęło około 40 mieszkańców. Nie ma informacji o tym, by w tym rejonie znajdowały się cele wojskowe, nie był to również rejon starć - podkreśla AI. Powołując się na prawo międzynarodowe, autorzy raportu oceniają, że "istnieją przekonywujące dowody, że opisane wydarzenia - umyślne zabójstwa cywilów i ostrzały lotnicze powodujące śmierć ludności cywilnej - stanowią zbrodnie wojenne".