We wtorek na wyspie Bornholm rozpoczęły się amerykańsko-duńskie manewry wojskowe. Jak podkreślają dowódcy obu sztabów, ćwiczenia nie mają nic wspólnego z wojną w Ukrainie. "Ćwiczenia były planowane od ponad roku. Należy to jednak traktować jako sygnał dla prezydenta Rosji Władimira Putina" - stwierdził z kolei duński minister obrony. Jak podkreślił w komunikacie, "Dania decyduje w Danii. Nie Rosja". "Dania ponosi szczególną odpowiedzialność za bezpieczeństwo i ochronę w regionie Morza Bałtyckiego. Dziś również to pokazujemy" - dodał Morten Bodskov. Bornholm. Amerykanie ćwiczą z Duńczykami. Moskwa reaguje To jednak nie przekonało krytyków z Kremla, którzy wyrazili swoje oburzenie jeszcze zanim manewry na Bornholmie się rozpoczęły. "Duńsko-amerykańskie ćwiczenia na Bornholmie to polityczna demonstracja, że dziś nie ma żadnych ograniczeń co do obecności tam obcych wojsk i broni" - napisano w komunikacie, który został opublikowany w mediach społecznościowych ambasady Rosji w Danii. W opinii przedstawicielstwa rosyjskiej dyplomacji w Kopenhadze, manewry Amerykanów i Duńczyków mogą sprawić, że Bornholm "stanie się wojskowym przyczółkiem". "Szkolenie w zakresie dostarczania i użycia amerykańskiego systemu artylerii rakietowej wysokiej mobilności M142 HIMARS może być postrzegane jako krok w kierunku przekształcenia Bornholmu z wyspy pokoju w potencjalny przyczółek wojskowy" - czytamy. "W obecnych okolicznościach takie sygnały z Kopenhagi tylko przyczyniają się do wzrostu napięć w tym rejonie Morza Bałtyckiego" - podkreślono w komunikacie ambasady Rosji w Danii. Ćwiczenia na Bornholmie. Rosyjski ambasador: Nie bądźmy naiwni Do sprawy odniósł się także sam ambasador Rosji w Danii. W wywiadzie dla "Politiken" był pytany o to, czy w związku z manewrami amerykańsko-duńskimi Bornholm stanie się jednym z potencjalnych rosyjskich celów. Jak podkreślił Władimir Barbin, którego słowa cytuje portal Der Nordschlezwiger, "nie che on używać takich słów". "Wolę użyć raczej terminu, który tak bardzo podoba się duńskim politykom. Nie bądźmy naiwni. Nasi wojskowi są odpowiedzialni za zapewnienie bezpieczeństwa naszemu państwu" - zaznaczył dyplomata. To, co może niepokoić Rosję, to pojawienie się rakiet M142 HIMARS, które we wtorek przyleciały na pokładzie amerykańskiego samolotu. Rakiety te zdolne są do rażenia celów oddalonych nawet o 500 kilometrów, co oznacza, że część terytorium Rosji znajdzie się w ich zasięgu. Relacja z wydarzeń w Ukrainie NA ŻYWO