Interia: Prezydent Andrzej Duda wygłosił w Sejmie orędzie, w którym apelował o jedność w kontekście trudnej sytuacji w Ukrainie. Dawno w polskiej polityce nie było takiego spokojnego czasu. To taki trochę miesiąc miodowy? Adam Kwiatkowski: - W orędziu prezydenta Andrzeja Dudy bardzo mocno wybrzmiało to, co zawsze podkreśla też pani prezydentowa Agata Kornhauser-Duda, że dzisiaj jesteśmy dumni z tego, jak zachowują się Polacy. Pan prezydent i pierwsza dama są dumni z tego, jak wielka pomoc jest przez Polskę oferowana, że to wszystko płynie prosto z naszych serc. W większości to pomoc absolutnie wolontariacka. Wszyscy, jak tylko mogą, wyciągają rękę, by pomóc naszym ukraińskim braciom i siostrom w ich trudnej sytuacji. Mamy różne pola, na których działamy: polityczne i humanitarne. Ta wspólna pomoc buduje właśnie naszą jedność. Na długo wystarczy nam tego zapału? - Mam nadzieję. Wszyscy, którzy do Polski przyjeżdżają z zagranicy, są pod wielkim wrażeniem, w jaki sposób udaje nam się pomagać tym, którzy są w Ukrainie, ale z drugiej strony też tym, którzy u nas szukają bezpieczeństwa. Pani prezydentowa była na granicy. Widziała i spotykała się z tymi, którzy właśnie ją przekraczali, była w punkcie recepcyjnym, spotykała się z wolontariuszami. Granicę przekraczają głównie kobiety z dziećmi. Kiedy docierają do Polski mogą liczyć na opiekę i naszą troskę. Powinniśmy mówić o tym głośno. Jesteśmy z tego dumni. Kiedy my opiekujemy się ukraińskimi kobietami i dziećmi, a mówi o tym pierwsza dama na spotkaniach z uchodźcami, to ich mężowie, bracia, ojcowie mogą skupić się na obronie Ukrainy. Pierwsza dama wyszła z inicjatywą koalicji małżonek prezydentów, a w tej sprawie rozmawiała z Jill Biden. Na co liczycie? - Pani prezydentowa od pierwszych dni konfliktu rozmawia z pierwszymi damami. Rozmawiała już między innymi z małżonkami prezydentów Litwy, Niemiec, Islandii i Stanów Zjednoczonych. To wszystko służy przedstawianiu aktualnej sytuacji uchodźców w Polsce, sytuacji na granicy polsko-ukraińskiej i realizowanych akcji humanitarnych. Ale przede wszystkim, tak jak w trakcie odbytej wczoraj rozmowy z pierwszą damą Stanów Zjednoczonych, podejmowane są przez panią prezydentową działania w celu budowania koalicji małżonek prezydentów na rzecz udzielania pomocy humanitarnej uchodźcom z Ukrainy. - Rozmowy dotyczą też przedstawiania potrzeb uchodźców i koordynacji pomocy humanitarnej, w tym w sposób szczególny pomocy medycznej. Dają również możliwość podziękowania za wsparcie jakie otrzymujemy od naszych przyjaciół z zagranicy. W trakcie tych rozmów pierwsza dama dzieli się swoimi wrażeniami ze spotkań z uchodźcami, służbami, wolontariuszami, wszystkimi zaangażowanymi w pomoc obywatelom Ukrainy. Jak od kuchni wyglądają te spotkania? - Tych spotkań jest naprawdę bardzo wiele i mają bardzo różną formę. Część odbywa się również zdalnie. Pani prezydentowa zna wiele miejsc w Ukrainie, bo od lat angażuje się osobiście w akcję pomocy Polakom na Wschodzie. Ma więc rozbudowaną sieć kontaktów, dzięki czemu dość łatwo dociera do tych, którzy są w Ukrainie, jak i porozumiewa się z tymi, którzy są już w Polsce. - Rozmówcy pierwszej damy w Ukrainie to osoby duchowne i świeckie. Wszyscy są zaangażowani w organizację pomocy tam na miejscu. Są bowiem tacy, którzy postanowili zostać, albo z różnych powodów nie mogą opuścić swoich domów, czy mieszkań. Oni pomagają swoim sąsiadom, tym, którzy opuszczają swoje zniszczone bombardowaniami miejscowości, wszystkim potrzebującym, dzieląc się z nimi odbieranymi z Polski darami, które do nich wciąż docierają i dają im możliwość przetrwania. Pomagają też tym, którzy chcą i mogą ewakuować się do Polski organizując dla nich specjalne transporty. Kiedy pani prezydentowa łączy się z kimś zdalnie, to czasem słychać w tle przelatujące pociski, słychać rosyjskie bombardowania. To bardzo poruszające momenty. A jak to wygląda w Polsce? Wasza strona internetowa chyba jeszcze nigdy nie miała tak wielu wpisów w zakładce "Aktualności". - Rzeczywiście, tych spotkań jest bardzo dużo. Niektóre z nich z tymi, z którymi już wcześniej drogi pani prezydentowej się zbiegły, np. w trakcie wizyty zagranicznej, kiedy spotykała się z nimi w trakcie spotkań z Polakami, czy wtedy kiedy nasi rodacy odwiedzali pierwszą damę tu w Polsce, na jej zaproszenie. Tak dla przykładu, w ostatnich dniach pani prezydentowa odwiedziła dzieci ewakuowane z domu dziecka zlokalizowanego w okolicach Mariupola. To była bardzo wzruszająca wizyta, a takich jest naprawdę więcej. Pierwsza dama sama się wzrusza? - W takich momentach bardzo trudno się nie wzruszać. Wystarczy posłuchać tych osób, wyobrazić sobie, co przeszły, by mieć jakiś ogląd sytuacji. Przecież większość z nich dwa tygodnie temu żyła normalnie. Życie wywróciło im się do góry nogami z dnia na dzień. Ostatnio podaliście w mediach społecznościowych, że Agata Kornhauser-Duda pomoże w przemieszczeniu części ukraińskich dzieci do Niemiec. Tych, które znajdują się w gorszym stanie zdrowia. Na czym ma to polegać? - Przede wszystkim pierwsza dama bardzo aktywnie włączyła się w ewakuowanie dzieci z Ukrainy, szczególnie tych chorych, które otoczone są opieką hospicyjną. Dzięki jej działaniom wiele z nich wraz ze swoimi najbliższymi jest już w Polsce. A to poniekąd kontynuacja wsparcia, jakiego pani prezydentowa udzielała hospicjom w Ukrainie wcześniej. Teraz dzieci dotknięte tą straszliwą chorobą zostały przewiezione w bezpieczne miejsce i otoczone troskliwą opieką. Teraz, po to, by nadal wspierać je i kolejne przybywające do Polski, potrzebujemy wsparcia ze strony pozostałych państw Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych i Kanady, inaczej wobec wciąż napływającej fali uchodźców po prostu sobie z tym nie poradzimy. To oczywiste, że potrzebujemy zarówno wsparcia rzeczowego, jak i finansowego. Inna sprawa, że część z tych osób, które do docierają do Polski, jedzie dalej. Rosyjskie kobiety zatrzymają wojnę - ta akcja to autorski pomysł pierwszej damy czy Kancelarii Prezydenta? - Pani prezydentowa od pierwszych chwil włącza się w szereg działań i akcji. Duża ich część wiąże się z wcześniejszymi aktywnościami pierwszej damy. Dzisiaj nie mówimy o akcji Pomocy Polakom na Wschodzie, ale o akcji Solidarności z Ukrainą. Akcja #rosyjskiekobietyzatrzymajawojne jest bardzo ważna. Tego dnia kiedy była ona zainicjowana, pani prezydentowa była na granicy polsko-ukraińskiej. Do pierwszej damy podchodziły ukraińskie kobiety, którym udało się dotrzeć do Polski, wolontariuszki, kobiety ze służb pracujących na granicy, po to by wspólnie z panią prezydentową wziąć udział w tej akcji. To był Dzień Kobiet, tak ważny na Wschodzie. Te kobiety wyrażały nadzieję, że to przesłanie dotrze do rosyjskich kobiet i przyczyni się do zakończenia wojny. Akcji podejmowanych przez pierwszą damę jest więcej, w wielu z nich uczestniczę. O wielu, dla dobra tych przedsięwzięć, mówić do końca nie mogę. Dwa ośrodki prezydenckie zostały oddane do dyspozycji uchodźców. Ile ich jeszcze jest? Też je udostępnicie? - Pani prezydentowa odwiedza wiele miejsc w Polsce, spotyka się z ukraińskimi kobietami i ich dziećmi. Różne są oczekiwania, wątpliwości i pytania spotykanych tam ludzi. Odwiedziła już również tych, którzy znaleźli schronienie w jednym z ośrodków prezydenckich. Można powiedzieć, że ci, którzy przyjeżdżają wprost z drogi i spotykają się z pierwszą damą od razu po swoim przyjeździe zazwyczaj są jeszcze oszołomieni tym wszystkim, co ich otacza. Nie wierzą, że są tak dobrze przyjmowani. Prawdopodobnie słyszeli po drodze o obozach dla uchodźców, a nic takiego nie ma tu miejsca. - Są przyjmowani w dobrych warunkach, są otoczeni troską. Chcą odpocząć i zdecydować o swojej najbliższej przyszłości, być może ruszyć dalej. Są też tacy, którzy przyjechali już parę dni temu, mają swoich bliskich w zachodniej Europie lub w Ameryce Północnej. Chcą zrobić wszystko, żeby do nich dotrzeć. Najważniejsze, że wszyscy podkreślają polską gościnność. Mówią że są Polsce wdzięczni. To samo mówił prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w swoim wystąpieniu w polskim parlamencie. Z dnia na dzień w Polsce pojawili się nowi uczniowie z Ukrainy. Tylko ponad 10 tys. nauczycieli zna język ukraiński i rosyjski. Czy pierwsza dama, jako nauczycielka, będzie zachęcać ministra Czarnka, by np. wprowadził darmowe kursy językowe dla innych nauczycieli? - Niektóre dzieci chodzą już do szkół. Gdy spotkaliśmy się z grupą w Brańszczyku, dzieci mówiły nam, że od poniedziałku idą do szkoły. Wśród kobiet, które opuszczają Ukrainę, są przecież nauczycielki, więc jestem absolutnie przekonany, że znajdą one w tej sytuacji pracę w systemie edukacji i zechcą tutaj realizować swoją dotychczasową misję. Tak duża liczba uchodźców to dla Polski bardziej szansa, wyzwanie, zagrożenie, problem? - To z pewnością olbrzymie wyzwanie, któremu na ten moment udaje nam się sprostać. Nie wiemy, ile osób jeszcze do Polski chce przyjechać. Jak na razie wszyscy stanęliśmy na wysokości zadania. Warto sobie dzisiaj wyobrazić jedno: stanąć na moście granicznym, który w ogóle nie jest dostosowany do przyjmowania ruchu pieszego, i zobaczyć falę kobiet, które z jakimś małym tobołkiem i z dziećmi na rękach uciekają przed rosyjskim atakiem. To są momenty, które będę pamiętał do końca życia. Jestem przekonany, że we współpracy jesteśmy w stanie rozwiązywać pojawiające się problemy. - Jednak sami nie jesteśmy w stanie z taką falą uchodźców się uporać. Takiej fali w ostatnich dziesięcioleciach jeszcze w Europie nie było. Już przekroczyliśmy 1,5 mln osób, które przybyły do Polski. Radzimy sobie dlatego że w tej sytuacji potrafimy się zjednoczyć. Jesteśmy narodem, który w tak trudnym momencie potrafił pokazać naszą prawdziwą twarz. Ta uchodźcza skala jest niewyobrażalna, dlatego prosimy naszych przyjaciół z Unii Europejskiej i Ameryki Północnej o pomoc. To ważne, bo ta fala płynie dalej. Wspomniał pan o obrazkach, które zostaną w pamięci. - Tego nie da się po prostu zapomnieć. Takie widoki u każdego człowieka, bez względu na wrażliwość, muszą zostawić ślad. Trudno zapomnieć: odgłosy spadających bomb lub wyjących syren w tle rozmowy, ciężko chore dzieci, które są wywożone po to, żeby uzyskać względny spokój, tak potrzebny przy ich leczeniu, kobiety z dziećmi opuszczające w popłochu swoje mieszkania, czy domy. Tak naprawdę wydawało nam się, że nie powinniśmy mieć w naszych czasach do czynienia z taką straszliwą tragedią. Stało się inaczej. Tę tragedię spowodowała rosyjska agresja. O tym musimy pamiętać.