Sobotni wieczór w Turynie, finał Eurowizji 2022. Zwycięża reprezentująca Ukrainę grupa Kalush Orchestra (posłuchaj). Gdy okazuje się, że ukraińscy jurorzy dali reprezentującemu Polskę Krystianowi Ochmanowi zero punktów, internet rozgrzewa się do czerwoności. Eurowizja 2022. Wojna toczy się też w sieci - Już od momentu opublikowania wyników obserwowaliśmy wzrost treści dezinformujących i antyukraińskich. Były przemyślane, widać było, że ktoś śledził na bieżąco wydarzenia i wiedział, jaki wątek można wykorzystać - mówi w rozmowie z Interią Marta Gromada, analityczka z działu Przeciwdziałania Dezinformacji NASK. Instytut NASK od początku inwazji Rosji na Ukrainę śledzi działania rosyjskiej propagandy w sieci i stara się uczulać Polaków na fałszywe narracje Kremla. I choć podczas finału Eurowizji 2022 w głosowaniu ukraińskiej publiczności Polska otrzymała 12 punktów, w mediach społecznościowych próbowano roznieść wieść, że głosowanie ukraińskich jurorów odzwierciedla nastroje społeczne. Czytaj też w serwisie INTERIA MUZYKA - Zero punktów przedstawiano jako zero wsparcia, brak wdzięczności ze strony narodu ukraińskiego. Powielano narrację, że "dla Ukrainy Polska jest zerem", a Ukraińcom nie należy pomagać, bo to obraca się przeciwko nam, a w Ukrainie żadnej wojny nie ma. Maksymalną liczbę punktów, jaką Polska otrzymała w głosowaniu ukraińskiej publiczności, zupełnie pomijano. Całą sytuację wykorzystano do napiętnowania i ośmieszania osób - i obywateli, i polityków - które pomagają Ukraińcom - wylicza Marta Gromada. Jak wskazuje, po Eurowizji 2022 NASK odnotował trzy razy więcej wpisów o charakterze dezinformującym i antyukraińskim w ciągu doby niż w poprzednich dniach. W efekcie Eurowizja - konkurs z założenia niepolityczny - wywołał do tablicy ukraińskiego ministra kultury i polityki informacyjnej. Ten przyznanie zera punktów reprezentacjom Polski i Litwy określił mianem "wstydu". "Jesteśmy dozgonnie wdzięczni, nasze zwycięstwo jest wspólne: zarówno na Eurowizji, jak i w pokonywaniu wroga" - napisał Ołeksandr Tkachenko. Ambasador Ukrainy w Polsce Andrij Deszczyca jurorów nazwał biurokratami. "Jestem dumny z Ukraińców i Polaków, którzy nawzajem ocenili naszych wykonawców na Eurowizji 2022 najwyższą liczbą, 12 pkt. Głos ludzi zawsze będzie ważniejszy niż ocena kilku biurokratów, którzy weszli do ukraińskiego jury Eurowizji" - skomentował. Ukraińska jurorka tłumaczy, że zawiódł system. "Czekamy na oficjalne wyniki" Walka o rząd dusz - Absolutnie neutralna politycznie Eurowizja to pogląd utopijny. Nagrody Nobla, zwłaszcza pokojowe, nie są neutralne polityczne, nie jest taki nawet wybór papieży - wskazuje dr Paulina Piasecka z Collegium Civitas, specjalistka w obszarze terroryzmu międzynarodowego i walki informacyjnej. Jak zauważa, w sytuacji głębokich kryzysów nie ma neutralnych politycznie wydarzeń. - Dlatego, choć chciałabym, żeby moi rodacy byli ponad to, rozumiem zaniepokojenie ukraińskich polityków. Myślę, że ich reakcja wynika z tego, że zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo łatwo wzbudzać agresywne narracje. I w konsekwencji przekazu pod tytułem: "skrzywdzili nas, bo nie dali nam punktów" na jednym oddechu przywołuje się wszelkie krzywdy z ostatnich 150 lat i kilku dni dłużej - mówi w rozmowie z Interią. Dr Piasecka zwraca uwagę na narracje szerzone przez "silne węzły komunikacyjne", zwłaszcza te, które przekształciły się z antyszczepionkowych w antyukraińskie. Jak wskazuje, kładą one szczególnie silny nacisk na hasła w stylu: "Wołyń - pomścimy, pamiętamy". - Niestety jest tak, że mamy trudne fragmenty historii pomiędzy naszymi narodami, a to jest właśnie wykorzystywane do tworzenia "najlepszych" kłamstw i najskuteczniejszych manipulacji. Nie używa się czystego fałszu, tylko bardzo dużej części prawdy, nawet prawdy historycznej, tyle że obudowanej taką argumentacją i takim sposobem interpretacji, który budzi agresję, wzajemne żale i przypomina złe emocje - mówi. Fake newsy na pełnym gazie A walka z taką manipulacją wydaje się być nierówna, bo fałszywe informacje rozchodzą się szybciej niż prawdziwe. Zbadali to na przykładzie Twittera w 2018 roku naukowcy z Massachusetts Institute of Technology (MIT). Z ich badań wynika, że fake newsy są o 70 procent bardziej podatne na retweet, czyli podanie dalej, niż prawdziwe informacje. Co więcej, prawdziwe informacje potrzebują około sześć razy więcej czasu, niż te fałszywe, by dotrzeć do grupy 1500 osób. Eksperci MIT wskazali też, że to ludzie, a nie boty, są przede wszystkim odpowiedzialni za szerzenie wprowadzających w błąd informacji. Wnioski są dalece niepokojące, gdy w świetle tych badań przedstawi się rezultaty innych, przeprowadzonych na naszym, polskim podwórku. Wynika z nich, że choć ponad połowa polskich internautów przyznaje, że spotkała się z manipulacją lub dezinformacją w sieci, aż 19 proc. badanych wprost twierdzi, że nie sprawdza wiarygodności internetowych informacji, ani ich źródeł. To badania z 2019 roku. Od tego czasu jest i więcej działań na rzecz uświadamiania ludzi, jeśli chodzi o zagrożenia w internecie. Niestety jest też coraz więcej propagandy i fałszywych narracji, co pokazała i pandemia, i wojna w Ukrainie. Kreml zaciera ręce - Mechanizmy, jakie dziś obserwujemy nie są nowe. Byliśmy świadkami manipulacji o charakterze psychologicznym i informacyjnym w przededniu rosyjskiej agresji w Ukrainie w 2014 roku, i w przypadku referendum brexitowego, głosowania w sprawie niepodległości Katalonii czy wyborów prezydenckich w USA - zauważa dr Paulina Piasecka. Jej zdaniem dzisiejsza propaganda w dużej mierze bazuje na rezygnacji z weryfikacji. - Żyjąc w przytłaczającym szumie informacyjnym w pewnym momencie, choć to oczywiście uogólnienie, abdykowaliśmy z jakichkolwiek prób weryfikacji informacji. Jesteśmy spadkobiercami francuskiego oświecenia - racjonalnej myśli, która miała nam pozwalać panować nad światem i krytycznie myśleć o otaczającej nas rzeczywistości. W pewnym momencie tych informacji do oceny zrobiło się za dużo i od racjonalnej analizy przeszliśmy w kierunku wiary - wybieramy źródła informacji, którym wierzymy, tworzymy plemiona skupione wokół poszczególnych podmiotów medialnych. I nawet się już specjalnie nie zastanawiamy nad tym, czy ktokolwiek inny może mówić prawdę - komentuje. Jak podkreśla, "te podziały są bardzo, bardzo groźne". Rosyjska propaganda doskonale potrafi je wykorzystywać i podsycać napięcia. Justyna Kaczmarczyk