Łukasz Rogojsz, Interia: Za nami rok wojny, a rosyjska gospodarka stoi. Nie powaliły jej ani inflacja, ani zachodnie sankcje. Anders Åslund: - Początkowo spodziewałem się, że zachodnie sankcję zbiorą znacznie większe żniwo - około 10-15 proc. PKB. Tak się nie stało. Dlaczego? - Po pierwsze, rosyjska polityka fiskalna przez długi czas była bardzo konserwatywna. Po drugie, polityka monetarna była bardzo stanowcza - podniesiono stopy procentowe do 25 proc. i wprowadzono bardzo surowe regulacje walutowe. Mogliśmy się tego jednak spodziewać. - To, czego na Zachodzie przewidzieć nie mogliśmy, to że ceny gazu w Europie wystrzelą tak mocno w górę - były pięciokrotnie wyższe niż kiedykolwiek wcześniej - a ceny ropy również będą bardzo wysokie. Było to spowodowane założeniem, że Rosja ograniczy dostęp do swojego gazu i ropy. Całkowity przychód Rosji z eksportu w 2022 roku wyniósł 628 bln dol., podczas gdy w 2020 roku było to tylko 380 bln dol. To gigantyczny wzrost, którego na Zachodzie nie mogliśmy przewidzieć. Dlatego skutek sankcji gospodarczych na Rosję okazał się zdecydowanie mniejszy, niż zakładano. - Co więcej, Sberbank, Gazprombank i Rosselkhozbank, trzy z pięciu największych państwowych banków w Rosji, nie zostały objęte zachodnimi sankcjami. To sprawiło, że tylko około 60 proc. aktywów rosyjskiego sektora bankowego dotknęły sankcje. W mechanizmie sankcyjnym była więc olbrzymia dziura. Osobiście spodziewałem się, że z czasem wszystkie banki zostaną uwzględnione w reżimie sankcyjnym, ale tak się nie stało. Gazprombank nadal nie jest objęty sankcjami. Dlaczego tak się to potoczyło? Zachodni ekonomiści nie docenili rosyjskiej gospodarki? - Największym winowajcą była polityka energetyczna Europy, jej nadmierna zależność od rosyjskiego gazu. Ponadto, Gazprom miał możliwość wykupywania powierzchni magazynowej do składowania gazu w Niemczech, Holandii i Austrii. Te magazyny stały niemal puste, co dodatkowo pogarszało sytuację energetyczną Europy. Wspomniane trzy kraje długo były ślepe i przez lata prowadziły mocno prorosyjską politykę energetyczną. - Dzisiaj widzimy, że Europa zmienia swoją postawę bardzo szybko - oszczędza więcej energii, akceptuje związany z nową sytuacją wzrost cen energii, importuje gaz LNG ze Stanów Zjednoczonych i Kataru, a gaz ziemny z Norwegii i Algierii, poprawia jakość połączeń gazowych w samej Europie (zwłaszcza połączeń przechodzących przez Pireneje, dzięki czemu terminale LNG w Portugalii i Hiszpanii będą mogły być efektywniej wykorzystywane). Europa mądra po szkodzie? - Europa dostała nauczkę i odrabia swoją pracę domową. Również nałożony niedawno przez Unię Europejską pułap cenowy na rosyjską ropę naftową sprawdza się bardzo dobrze. Według moich wyliczeń powinien zmniejszyć tegoroczne rosyjskie przychody z eksportu o jedną czwartą. Ponieważ Rosja nie ma szerokich możliwości pożyczania pieniędzy na globalnych rynkach, będzie musiała ciąć wydatki. A te wydatki to obecnie w znacznej mierze nakłady na armię, które sięgają aż 12 proc. PKB. Optymistycznym prognostykiem jest, że to, co zawiodło w gospodarczej walce z Rosją w zeszłym roku, w tym powinno już zadziałać optymalnie. Same sankcje nałożone przez Zachód były dobrze pomyślane. Problem polegał na tym, że priorytetem Zachodu było, żeby przede wszystkim nie zaszkodzić sobie, a nie żeby jak najszybciej zdusić rosyjską gospodarkę. - W przypadku Niemiec handel z Rosją odpowiada za 2 proc. całkowitej zagranicznej wymiany handlowej. Tylko w kwestii gazu i ropy Rosja była i jest dla Niemiec naprawdę ważna. Z drugiej strony, kraje najbardziej narażone na gospodarcze uderzenie Rosji, czyli Polska i państwa bałtyckie, od samego początku były najzagorzalszymi zwolennikami jak najsurowszych sankcji wobec Rosji. Koniec końców efekt mamy taki, że rosyjskie PKB zmalało w 2022 roku tylko o 2,5 proc. To dużo gorszy wynik niż wzrost na poziomie 3 proc., który Kreml zakładała przed wojną, ale dużo lepszy niż to, co zakładali zachodni ekonomiści po wprowadzeniu sankcji. - To oficjalne wyniki rosyjskich instytucji, więc wielce prawdopodobne, że są mocno zmanipulowane. Wiemy przecież, jak Rosja manipuluje danymi dotyczącymi inflacji. Wiemy, że konsumpcja w Rosji zmalała w ostatnim roku o ponad 10 proc., tymczasem wedle oficjalnych urzędowych danych to tylko 2 proc. spadek. To trik, którego od lat używa Białoruś. Zawsze mają zawyżony oczekiwany wskaźnik wzrostu gospodarczego, ponieważ nie biorą pod uwagę inflacji. - Faktem jest natomiast, że spadek PKB Rosji w 2022 roku był znacznie mniejszy, niż oczekiwaliśmy na Zachodzie. Jednak ograniczając przychody Rosji z eksportu gazu i ropy, i dodając to do sankcji już obowiązujących oraz tych, które dopiero zostaną nałożone, w 2023 roku ten spadek powinien być już znacznie wyraźniejszy. Na razie szacunki mówią o 4 proc. spadku, co wydaje mi się rozsądnym założeniem, ale może być to wyższy wynik. Wiele będzie zależeć od sytuacji na rynku gazu i ropy. Jak duży wpływ na utrzymanie się rosyjskiej gospodarki na powierzchni miał fakt, że - co już powiedzieliśmy - Zachodowi nie udało się zniszczyć rosyjskiego sektora bankowego? - Nie wiem, czy na Zachodzie aż tak na to liczono, szczerze mówiąc. Rosyjski rząd wpompował gigantyczne pieniądze w sektor bankowy, aby utrzymać go przy życiu. Nie było to zresztą trudne, skoro 70 proc. tego sektora i tak należy do państwa. Na Zachodzie z pewnością liczono natomiast, że rezerwy walutowe Rosji stopnieją przez ten rok zdecydowanie bardziej. Tymczasem zmalały o zaledwie 59 mld dol. - z 630 do 571 mld dol. (stan na 2 grudnia 2022 roku). - Tutaj kluczową rzeczą, której wiele osób nie wie bądź nie rozumie, jest to, że 360 mld dol. z tej kwoty powinno zostać "zamrożone", ponieważ te pieniądze są ulokowane na Zachodzie. Niestety żaden z siedmiu zachodnich banków centralnych - Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, Japonii, Kanady i Austrii - nie przyznał się, że posiada u siebie pieniądze rosyjskiego banku centralnego i ile ich posiada. - Mówiąc wprost: zachodnie banki centralne chronią rezerwy walutowe rosyjskiego banku centralnego. To skandaliczne. Te pieniądze powinny zostać skonfiskowane i przeznaczone na dozbrojenie Ukrainy albo wypłacone Ukrainie jako reparacje wojenne ze strony Rosji. Tymczasem banki centralne, ministrowie finansów i ministrowie sprawiedliwości krajów zachodnich nie kwapią się, żeby to zrobić. Ukraiński rząd powinien podnosić tę kwestię jak najczęściej i domagać się takich właśnie kroków od swoich zachodnich sojuszników. Czyli jest tak, jak mówiłem: jako Zachód nakładamy sankcje, których nie chcemy albo nie potrafimy wyegzekwować. - Dokładnie tak. Pieniądze z rezerw walutowych rosyjskiego banku centralnego są tutaj jednym z najjaskrawszych przykładów. Żeby nie popadać w tak pesymistyczne tony, poszukajmy też pozytywów. Unijne embargo na import rosyjskiej ropy oraz rafinowanych produktów ropopochodnych zadziałało bardzo dobrze. Podobnie jak narzucony przez UE i kraje G7 pułap cenowy na rosyjską ropę. Jak bardzo zmieni to sytuację gospodarczą Rosji? - Najprawdopodobniej ograniczy o połowę przychody z eksportu gazu i ropy. To będzie oznaczać ścięcie całego rosyjskiego eksportu o jedną czwartą. Na liczbach wygląda to tak, że eksport Rosji w 2023 roku powinien skurczyć się z 628 do 470 mld dol. Mówimy o stracie 160 mld dol., to poważny cios w rosyjską gospodarkę. Rosja będzie musiała znacznie głębiej sięgnąć do kieszeni i skorzystać z rezerw finansowych. A ponieważ jej możliwości pożyczania pieniędzy na światowych rynkach są bardzo ograniczone, więc pieniądze szybko zaczną się kończyć. Porozmawiajmy też o rosyjskim społeczeństwie. Jednym z założeń zachodnich sankcji było odczuwalne pogorszenie jakości życia zwykłych Rosjan, przez co mieli się oni zbuntować wobec polityki Kremla. Tymczasem Rosjanie dostosowali się do nowej sytuacji, co dla Putina i jego świty jest bardzo dobrą wiadomością. - Prawdziwym problemem tutaj jest to, że Rosjanie nie sprzeciwiają się wojnie w Ukrainie. Były pewne znaki oporu, ale to wyjątki od reguły, a nie powszechny bunt. Sytuację, w której się znaleźli, traktują jak katastrofę naturalną, podczas gdy odpowiedzialny jest za to jeden człowiek. Oni nie chcą pociągnąć Putina do tej odpowiedzialności. Może nie odczuli tej wojny ekonomicznie dostatecznie mocno, żeby postawić się Putinowi? - Nie, oni po prostu tego nie rozumieją. Nie patrzą na to w taki sposób jak mieszkańcy krajów zachodnich. Doświadczenie nauczyło ich, żeby stać z boku i się nie mieszać, bo jeśli zaangażujesz się w coś związanego z polityką, będziesz mieć kłopoty. To bierność z wyboru. Wolą nie myśleć o wojnie i mieć spokój, niż myśleć i zaryzykować coś ze swojej strony. Putin z kolei robi, co w jego mocy, żeby nie chcieli o wojnie myśleć i ryzykować konfrontacji z nim. Podnosi świadczenia socjalne, urzędowo reguluje ceny podstawowych produktów, żeby nie brakowało ich w sklepach, dobrze opłaca wojsko. - Putin zwiększył wydatki na wojskowość, podwoił procent PKB przekazywany na armię względem tego, co było przed wojną. Zwiększył też nakłady na mechanizm represji, co nie może dziwić. Od strony gospodarczej, prowadzona przez Kreml polityka fiskalna jest bardzo konserwatywna - deficyt budżetowy został zaplanowany na 2 proc. PKB. Prawdopodobnie będzie wyższy ze względu na niższe ceny gazu i ropy, ale i tak efektem takiej polityki fiskalnej Kremla są niższe realne dochody Rosjan. I to nawet jeśli rosyjskie instytucje statystyczne będą manipulować wskaźnikami. Jednak ma pan rację, że obserwowalny dla Rosjan stan rosyjskiej gospodarki nie wygląda źle - sklepy są otwarte, towaru w nich nie brakuje, życie wygląda względnie normalnie. Spróbujmy wybiec w przyszłość. Bloomberg Economics oszacował, że do 2026 roku Rosja straci około 190 mld dol. PKB w porównaniu do szacunków sprzed wojny. Uprawniona jest teza, że w długiej perspektywie rosyjska gospodarka odczuje konsekwencje ataku na Ukrainę i gospodarczej wojny z Zachodem? - Odczuje konsekwencje, chociaż nie upadnie. Na pewno stanie się jednak zacofana technologicznie, bo przecież Zachód odciął Rosję od swoich rozwiązań technologicznych. Przypomina to nieco sytuację sprzed upadku Związku Radzieckiego. Tyle tylko że dzisiaj nowe technologie odgrywają w gospodarce bez porównania większą rolę, a rosyjska gospodarka jest dalece mniej samowystarczalna niż gospodarka Związku Radzieckiego. To będzie mieć duże przełożenie na sektor zbrojeniowy, co już musi Putina martwić. Kreml ma na to jakąś odpowiedź? Albo czy może ją znaleźć? - Nie. Jedynym ratunkiem dla Rosji byłaby pomoc technologiczna ze strony Chin. Tyle że jeśli Chiny zdecydowałyby się na taki krok, to Stany Zjednoczone nałożyłyby na Pekin sankcje technologiczne. Swoją drogą już dzisiaj domaga się tego wielu prominentnych amerykańskich polityków. Dlatego nie spodziewam się, żeby Chińczycy podjęli takie ryzyko, chociaż będą starać się w kolejnych latach uniezależnić technologicznie od Ameryki, żeby wytrącić Waszyngtonowi z rąk możliwość takiego szantażu. To jak może wyglądać dalsza część 2023 roku? Putin stoi przed nie lada wyzwaniem. Chce kontynuować wojnę w Ukrainie, ale jednocześnie utrzymać rosyjską gospodarkę na powierzchni, a społeczeństwo względnie szczęśliwe. Jak upiec trzy pieczenie przy jednym ogniu? - Będzie mu bardzo ciężko, zwłaszcza na odcinku gospodarczym. A ten przełoży się na dwa pozostałe, bo bez sprawnej gospodarki nie można ani prowadzić wojny, ani utrzymać społeczeństwa w ryzach. Nie zgodzę się jednak z tym, że Putina obchodzi poziom zadowolenia czy szczęścia Rosjan. To, na czym naprawdę mu zależy, to ich strach i polityczna bierność. Co czeka Putina w obszarze międzynarodowym? W ostatnim roku starał się nawiązać nowe relacje gospodarcze poza światem zachodnim. Koncentrował się na Bliskim Wschodzie, Azji Południowo-Wschodniej, Ameryce Południowej i Afryce. To może być recepta na przyszłość? Można uniezależnić się i dobrze prosperować gospodarczo bez Zachodu? - Nie można, absolutnie. Jeśli chodzi o kwestie gospodarcze, dominacja Zachodu jest niepodważalna. Dla Putina i rosyjskiej gospodarki niezwykle istotne są dzisiaj trzy kraje - Chiny, Indie i Turcja. Chiny bardzo obawiają się sankcji wtórnych za ewentualną pomoc Rosji. Widzieliśmy to przez ostatni rok po ich działaniach. Balansują bardzo ostrożnie pomiędzy utrzymywaniem dobrych relacji z Rosją a niepopadnięciem w konflikt z Zachodem. - Wszystkie trzy wspomniane państwa kupują od Rosji ropę i gaz po promocyjnych cenach, ale z pewnością nie są gotowe ani chętne do zaopatrywania Kreml w broń. Finansowo dla Putina ważne jest jeszcze jedno państwo - Zjednoczone Emiraty Arabskie. A konkretnie Dubaj. Powinien zostać obłożony sankcjami za pranie rosyjskich pieniędzy. Co do reszty, to ani Ameryka Południowa, ani Afryka, ani małe kraje azjatyckie nie uratują Putina i rosyjskiej gospodarki. ----- Anders Åslund - szwedzki ekonomista; stopień doktora uzyskał na Uniwersytecie Oksfordzkim; starszy ekspert w think tanku Stockholm Free World Forum, adiunkt na Georgetown University; wieloletni ekspert ds. Ukrainy w amerykańskim think tanku Atlantic Council; specjalizuje się w ekonomii krajów Europy Środkowo-Wschodniej; autor licznych książek poświęconych gospodarkom regionu Europy Środkowo-Wschodniej (m.in. "Rosyjski kapitalizm kolesiów: Droga od gospodarki rynkowej do kleptokracji"); w przeszłości był doradcą ds. transformacji gospodarczej rządów Rosji i Ukrainy.