Rząd spokojny. Strajki bez wpływu na wybory?
Zbliżający się strajk nauczycieli i idące za tym utrudnienia dla wielu polskich rodzin prawdopodobnie nie przełożą się w zasadniczy sposób na wyniki zbliżających się wyborów do europarlamentu. Ale mogą być jednym z kilku czynników, które rządzący muszą brać pod uwagę w trakcie kampanii przed zbliżającymi się wyborami, wynika z rozmów z politologami i socjologami.
Strajk nauczycieli ma się rozpocząć 8 kwietnia. Jednym z postulatów protestujących nauczycieli jest podwyżka zasadniczego wynagrodzenia o 1000 złotych, na które nie chce zgodzić się rząd, który musi sfinansować kosztowne obietnice wyborcze złożone w lutym przez lidera Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego podczas konwencji partii rządzącej. Ich koszt jest oceniany na 40 miliardów złotych corocznie.
Zdaniem socjologa Jarosława Flisa protesty społeczne, które są wynikiem rozbudzonych oczekiwań płacowych nie pomagają władzy, szczególnie przed wyborami.
- Nigdy żadne problemy tego typu nie pomagają władzy, chyba że uda się przedstawić postulaty protestujących jako zbyt radykalne, a rząd jako broniący kraj przed chaosem.
Do tej pory PiS nie szło dobrze rozwiązywanie tego typu problemów, jak na przykład podczas strajku lekarzy-rezydentów. Tak zwana piątka Kaczyńskiego, która jest zapowiedzią potężnych transferów socjalnych, podważyła argument, że w budżecie nie ma środków", powiedział Interii Flis.
W lutym prezes PiS zapowiedział między innymi dodatkową, trzynastą emeryturę czy 500 plus na każde pierwsze dziecko.
- Jeżeli są pieniądze, dla grup, które się tego głośno nie domagały, jak emeryci to dlaczego nie ma ich dla grup, które się tego domagają od dawna, jak na przykład dla nauczycieli.
Jednym z zapalników były rozbudzone oczekiwania przez nowe projekty socjalne. Pożar się roznosi i może stać się kolosalnym problemem. Jeśli chodzi o wybory, to może być jeden z ciężarów na szali, wcale nie najlżejszy - dodał.
Z kolei Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego podkreśla, że choć jego zdaniem sam strajk, jeżeli do niego dojdzie, nie będzie stanowił przełomu, to politycy rządzącej partii muszą uważać z wypowiedziami, które by stawiały protestujących nauczycieli w złym świetle.
- Wprawdzie większość nauczycieli nie należy do grupy wyborców, na których Prawo i Sprawiedliwość mogłoby liczyć w trakcie wyborów (...), to oczywiście politycy muszą uważać z wypowiedziami, które by uderzały w nauczycieli czy ich ośmieszały, a takie wypowiedzi już się pojawiły - powiedział Chwedoruk.
- Dla PiS groźniejsze są kwestie takie jak kwestie nagród czy niektóre elementy polityki zagranicznej, które stawiają tę partie pod pręgierzem. Z drugiej strony możliwy strajk nauczycieli uderza w uczniów i ich rodziców, a najbardziej w rodziców dzieci o najwyższych aspiracjach, czyli wielkomiejską klasę średnią, która statystycznie rzadziej głosuje na PiS. O ile jest to strajk przeciwko rządzącym, to także część wyborców opozycji nie będzie z niego zadowolona - dodał.
Z danych szefa Związku Nauczycielstwa Polskiego wynika, że 8 kwietnia kilkaset tysięcy nauczycieli odmówi podjęcia pracy, przystępując do strajku.
- Dane, które do nas spływają są imponujące, ale też zaskakujące. Według dzisiejszej, niepełnej statystyki widzimy, że 85-90 proc. nauczycieli, którzy wzięli udział w referendum, opowiedziało się za strajkiem. Szacujemy, że w strajku może wziąć udział 80-85 proc. wszystkich pracowników oświaty, a to oznacza, że to rzesza pół miliona nauczycieli - powiedział Broniarz.
Paweł Sobczak