Pięć wyzwań Unii Europejskiej. Co najmniej
Niecały rok przed wyborami do Parlamentu Europejskiego Unia ma problem. A nawet wiele problemów.
W maju 2019 roku Unię Europejską czekają wybory do europarlamentu. Coraz częściej pojawiają się newsy o tym, kto zyska, a kto straci partyjną rekomendację na brukselską - dobrze płatną - posadę. Atmosfera wokół list wyborczych gęstnieje, choć jeszcze - przynajmniej w Polsce - przesłania ją kampania przed wyborami samorządowymi.
Korzystając z tego - być może - ostatniego oddechu przed kampanią europejską, zapytaliśmy kilku europosłów z różnych politycznych ugrupowań o pięć najbardziej ich zdaniem palących wyzwań stojących przed Unią Europejską. O sprawy, które zdominują kampanię wyborczą i którymi w pierwszej kolejności będą musieli zająć się nowo wybrani posłowie.
Zacznijmy zatem od problemów, które zdaniem obecnych europosłów są najważniejsze.
Okazuje się, że w ich wypowiedziach próżno szukać kwestii, które regularnie pojawiają się na posiedzeniach unijnych przywódców. Trzech na czterech europosłów, z którymi rozmawialiśmy, uznało, że Unia Europejska ma o wiele bardziej palące problemy niż chociażby migracja.
- Pierwszym, zasadniczym problemem jest daleko posunięta nieufność międzyinstytucjonalna i między krajami członkowskimi, której towarzyszą narodowe egoizmy - uważa Bogusław Liberadzki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego i europoseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
- Siłą UE są wspólne wartości i wola do ich przestrzegania. Przecież nie mamy armii strzegącej realizacji celów, które sobie stawiamy. Mimo to wyznaczamy je, mając świadomość potrzeby pogodzenia egoistycznych interesów narodowych i przekucia ich w interes unijny. Brak zaufania podkopuje te wysiłki. Przyjęła się maniera, że jeśli ktoś do czegoś dąży, to znaczy, że na pewno chce coś na tym ugrać naszym kosztem - zauważa Liberadzki.
O relacjach między europejskimi stolicami mówi też Marek Jurek, europoseł Prawicy Rzeczypospolitej. - Najważniejszym wyzwaniem jest zagwarantowanie rzeczywistej współpracy europejskiej w oparciu o przekonanie, że jesteśmy wspólnotą losu, a nie formacją ideologiczną. W Europie są różne kierunki opinii, mamy z jednej strony przywiązanie do tożsamości chrześcijańskiej i suwerenności narodowej, z drugiej - dążenie do wzmocnienia kompetencji Unii i angażowania jej w ultraliberalną politykę społeczną. To wspólna przeszłość zobowiązuje nas do współpracy, nie wspólna wizja przyszłości. Tę drugą zawsze trzeba cierpliwie tworzyć, szanując rzeczywistość i różnice - podkreśla Jurek.
- Jeżeli władze Unii tę filozofię wspólnoty losu zaakceptują - polityczna Europa przetrwa, ale jeśli ją przekreślą w imię ideologicznego konceptu "wspólnoty wartości", to będą narastać konflikty, destrukcyjne dla naszej współpracy - przestrzega i dodaje: - Filozofia wspólnoty losu to droga do solidarności, która stanowi kolejne wyzwanie. Solidarność w praktyce oznacza dziś szacunek dla Europy Środkowej i powstrzymanie ideologicznych nagonek na państwa naszego regionu.
Dariusz Rosati, europoseł Platformy Obywatelskiej wskazuje z kolei na rozprzestrzeniające się nastroje antyeuropejskie i rosnące poparcie dla populizmu. - To nie tylko wyzwanie, ale też największe zagrożenie dla przyszłości UE. Tym bardziej, że ten antyeuropejski populizm wyrasta na gruncie fałszywych diagnoz, mitów i ma niewiele wspólnego z rzeczywistością - ocenia.
- W kilku krajach członkowskich mamy wyraźny wzrost poparcia dla tych sił. Dlatego potrzebna jest odpowiedź - to nie Unia Europejska jest problemem! Nie mówię, że jest idealna, ale przecież 90 proc. tego, co nas teraz trapi - migranci, terroryzm, brak dobrej pracy czy kryzys zadłużenia - to skutki polityki rządów krajowych, które nie przestrzegały unijnych reguł - zastrzega Rosati.
Z tego grona wyłamuje się Zbigniew Kuźmiuk, europoseł Prawa i Sprawiedliwości, dla którego najważniejszym problemem wymagającym natychmiastowego rozwiązania są kwestie migracyjne. - Zmagamy się z nimi przynajmniej od trzech lat, a rozwiązania nie widać - ocenia.
- Do tego dochodzi podział na Wschód i Zachód, gdzie ten pierwszy nie chce przyjąć problemu do siebie, uznając jednak, że może uczestniczyć w jego rozwiązaniu, ale na miejscu i przy ochronie granic zewnętrznych. Ten podział rzutuje negatywnie na wszystko - na relacje między stolicami, relacje społeczne, na gospodarki. I to się będzie jeszcze pogłębiać, bo już wybory do parlamentów narodowych w krajach południa pokazały jak fundamentalna to sprawa - podkreśla Kuźmiuk.
Wagi problemowi nie odejmują też nasi pozostali rozmówcy, choć patrzą już na niego z innej perspektywy. Dla Dariusza Rosatiego, "to już nie kryzys - jak w 2015 roku - ale raczej wyzwanie polegające na wypracowaniu przez kraje członkowskie skutecznego modelu polityki migracyjnej. Powoli wyłania wstępny konsensus w postaci położenia nacisku na ochronę granic zewnętrznych, tworzenie centrów relokacji poza Unią i zwiększenie pomocy finansowej dla krajów, z których pochodzą migranci.".
Bogusław Liberadzki z kolei nadaje problemowi szerszy kontekst. Jego zdaniem, migracja to wyzwanie bardzo ważne, jednak nieproporcjonalne do pozostałych w liczbach bezwzględnych. - 500-milionowa Europa przyjęła ponad milion migrantów - relatywnie więc, to problem niewielki, jednak wzbudzający bardzo gwałtowne spory - zauważa.
O krok dalej idzie Marek Jurek, który problem migracyjny łączy z ochroną granic i bezpieczeństwa. - Ale nie poprzez budowę eurostraży granicznej i ośmiokrotne zwiększanie budżetu Frontexu, ale poprzez polityczne wsparcie dla państw, które naszych wspólnych granic naprawdę bronią - zastrzega i dodaje: - Mamy prawo obawiać się, że wzmacnianie Frontexu to etap na drodze przejmowania kontroli granic od państw narodowych i do uniemożliwienia blokowania nielegalnej imigracji.
Europosłowie wymieniając palące wyzwania zgodnie wskazują także na kwestie ekonomiczne - od kryzysu gospodarczego, który wcale nie wygląda na zakończony, aż po budżet nowej perspektywy finansowej.
Zdaniem Bogusława Liberadzkiego Unia powinna obecnie skoncentrować się na wykorzystaniu dobrej koniunktury i wzmocnieniu strefy euro.
- O przyszłości strefy euro gorąco debatują teraz kraje operujące wspólną walutą - zauważa też Dariusz Rosati - Żałuję, że Polski w tych rozmowach nie ma. Bo nawet jeśli obecny rząd nie chce wejść do strefy euro, to i tak będziemy musieli z nią współpracować, więc dobrze byłoby być uczestnikiem, a nie tylko obserwatorem.
O wzroście gospodarczym w krajach strefy euro mówi także Zbigniew Kuźmiuk. Jednak zaraz dodaje, że nie jest to dowód na przełamanie kryzysu. - Grecja jest dziś w zasadzie państwem upadłym. Dług tego kraju jest większy niż w momencie, gdy kryzys wystąpił. Trudna sytuacja panuje we Włoszech. Gdyby tu wystąpiły jakieś zawirowania, to nie ma takiego programu pomocowego, który mógłby zapobiec katastrofie. W Hiszpanii jest bardzo wysokie bezrobocie wśród młodych. To są sprawy społecznie nie do przyjęcia, które grożą wybuchami społecznymi w tych krajach - ostrzega.
Poważnym wyzwaniem ekonomicznym, z którym w najbliższych miesiącach będzie się borykać Unia Europejska jest także budżet nowej perspektywy finansowej na lata 2021-2027.
- On jest trudny zarówno dla płatników netto, bo wzrastają ich obciążenia, jak i dla beneficjantów, bo obcięto politykę spójności - tłumaczy Kuźmiuk.
A Liberadzki dodaje: - Obecny projekt budżetu pokazuje zmianę filozofii. Wcześniej fundusze płynęły do krajów biedniejszych i kiedy te kraje kiedyś biedne, jak Hiszpania, Portugalia, czy Irlandia, przestały dostawać pieniądze po roku 2007, to trzy lata później wpadły w duże kłopoty gospodarcze. Teraz Polska ma dostać mniej pieniędzy z polityki spójności i chciałbym, żebyśmy nie powtórzyli tego samego scenariusza - zastrzega.
Polityk SLD widzi jednak w nowym budżecie szansę dla Polski: - Projekt zakłada więcej pieniędzy na rozwój przemysłu obronnego i stabilizację finansowo-walutowo-monetarną. Razem to około 60 mld euro. Możemy z tego skorzystać. Czyli podejście się zmieniło - to już nie jest "masz rybę", ale "złówmy te rybę razem".
Tymczasem zdaniem Marka Jurka nowy budżet niesie ze sobą szereg zagrożeń. - Jak trafnie zauważył Jan Olbrycht, którego trudno podejrzewać o nadmierny krytycyzm wobec Unii Europejskiej, nowa projekcja budżetowa to praktyczny wyraz radykalnej zmiany polityki Unii Europejskiej. To dotyczy przede wszystkim wycofywania się ze Wspólnej Polityki Rolnej. 20, 30 lat temu WPR była sposobem na spowolnienie zmian społecznych w Europie Zachodniej i obronę życia wiejskiego. Dziś natomiast WPR jest elementem szacunku dla gospodarczej i społecznej odmienności krajów takich, jak Polska. Nie wolno zakładać, że skoro pierwszy cel został załatwiony, z drugiego można stopniowo zrezygnować - zastrzega.
Jurek wspomina również o budżecie na przemysł obronny, w którym szansę widział Liberadzki. - Wbrew temu, co mówi premier Mateusz Morawiecki, w tym wypadku z poparciem liberalnej opozycji, nie powinniśmy się zgadzać na otwieranie szerokiego pola na wydatki zbrojeniowe. Nie wolno dostarczać nowych instrumentów władzy, która wszczyna konflikty z państwami narodowymi i dąży do zawłaszczenia ich suwerennych kompetencji. Kto chce Armii Europejskiej - chce Państwa Europa. A to byłoby przekreślenie współpracy Europy Ojczyzn - ostrzega.
Wreszcie posłowie wskazują na brexit. - Wprawdzie to wyzwanie bardziej dla Wielkiej Brytanii, ale dla UE to też duży wstrząs. Negocjacje praktycznie stanęły w miejscu. Niedawne dymisje czołowych "brexitowców" grożą upadkiem rządu i - być może - nowymi wyborami. Ponad dwa lata po referendum Wielka Brytania jest kompletnie nieprzygotowana do wyjścia z Unii - zauważa Rosati.
- Dalej nie wiadomo co z okresem przejściowym - dodaje Kuźmiuk - Jeśli nie będzie w tej sprawie porozumienia, wejdą cła wynikające ze Światowej Organizacji Handlu. To negatywnie wpłynie na gospodarkę brytyjską, ale też 27 krajów UE, bo większość państw unijnych ma nadwyżki w bilansie handlowym z Wielką Brytanią.
- Nadal nie wiadomo też, jak rozwiązać problem granicy irlandzkiej. Bo z jednej strony trzeba zapewnić swobodę przepływu ludzi i towarów, która jest zapisana w porozumieniu irlandzkim kończącym właściwie wojnę domową sprzed 20 lat, a z drugiej strony wprowadzić granicę, bo przecież Wielka Brytania będzie krajem trzecim. Może to nie jest najważniejsza sprawa w negocjacjach z Londynem, ale bez niej nie da się przeprowadzić rozwodu - podkreśla Rosati, a Kuźmiuk dodaje, że kwestia ta grozi wręcz konfliktem zbrojnym.
Europosłowie zasadniczo zgadzają się w kwestii migracji, sytuacji gospodarczej i brexitu, i raczej zgodnie umieszczają je w środku swoich list pięciu największych problemów Unii Europejskiej. Różnice między nimi widać - podobnie jak w przypadku wskazania najważniejszego problemu - na ostatnich miejscach naszego zestawienia.
I tak Dariusz Rosati wskazuje na temat szczególnie bliski Polsce i Węgrom, czyli procedurę ochrony praworządności. - To pokazuje, że rządy niektórych krajów całkowicie opacznie pojmują system wspólnych wartości europejskich. Niestety, odchodzą one od demokracji liberalnej w stronę pewnej formy autorytaryzmu. To poważne wyzwanie, ponieważ odejście niektórych krajów od rządów prawa może w praktyce oznaczać ich wyjście z UE - ocenia.
Natomiast Bogusław Liberadzki znów patrzy na Unię z szerszej perspektywy i podkreśla wagę "permanentnego umacniania świadomości, że UE nie jest unią transferów finansowych, ale wspólnotą gospodarczo-polityczno-społeczną działającą w celu osiągnięcia zdolności konkurencji globalnej".
Swoje zdanie ma też Marek Jurek, który wskazuje na "przełamanie kryzysu demograficznego i wzmocnienie rodziny". - I w tej sprawie państwa, które podejmują politykę prorodzinną powinny korzystać z poparcia UE, zamiast spotykać się z obojętnością, a nawet atakami. Dziś wprost atakowane są państwa, które nie chcą ratyfikować konwencji stambulskiej - przypomina.
Zbigniew Kuźmiuk wraca z kolei do kwestii budżetowych i powiększającego się podziału między krajami strefy euro i państwami, które nie przyjęły wspólnej waluty.
Wygląda zatem na to, że Unia Europejska ma, co robić, a czas kampanii przed wyborami europejskimi dodatkowo podgrzeje tempo i atmosferę radzenia sobie z kolejnymi wyzwaniami.
- W wielu państwach Unii rośnie przekonanie, że sprawy europejskie idą w złym kierunku, że powinno być więcej szacunku dla państw narodowych i opinii publicznych naszych krajów. W tym sensie przyszły parlament będzie inny. Nie na tyle wprawdzie, by zmienić politykę europejską, ale by przynajmniej wymusić pewną autorefleksję i przygotować zmianę w ciągu nadchodzącej dekady - mówi Marek Jurek.
Dariusz Rosati wieszczy zaś coś zupełnie odwrotnego. - Jeśli za rok do PE wejdą liczne reprezentacje radykalnych partii antyeuropejskich, mogą sparaliżować prace Unii. Wtedy dopiero będzie można mieć pretensje do UE, że nie jest w stanie rozwiązać żadnego problemu - ostrzega.