Reklama

​Liberadzki o brexicie: Skończyły się gry

"Skończyły się gry, kalendarz jest jednoznaczny. Albo Zjednoczone Królestwo wychodzi natychmiast, tzn. 12 kwietnia, umownie czy bezumownie, albo odkładamy to o przynajmniej rok i wtedy jest pytanie, czy brexit w ogóle nastąpi. Nie należy wykluczać, że w ogóle nie wyjdą" - mówi europoseł SLD, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Bogusław Liberadzki w rozmowie z Interią.

Wczoraj późnym wieczorem przywódcy i szefowie rządów krajów członkowskich UE porozumieli się w sprawie odpowiedzi na wniosek brytyjskiej premier Theresy May, która chciała odroczyć brexit do 30 czerwca. Przewodniczący Rady Europejskiej informował krótko przed północą, że są dwa scenariusze: albo parlament Wielkiej Brytanii przyjmie umowę rozwodową w przyszłym tygodniu i wtedy brexit nastąpi 22 maja, albo jej nie zatwierdzi i wtedy Zjednoczone Królestwo wyjdzie z UE do 12 kwietnia. Wielka Brytania mogłaby wtedy zdecydować, czy wychodzi bez umowy, czy jednak wnioskuje o dłuższe odroczenie brexitu i bierze udział w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Reklama

Zdaniem Bogusława Liberadzkiego, wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego i europosła z ramienia SLD, porozumienie wypracowane przez Radę Europejską, jest "dobre o tyle, o ile jesteśmy pod ogromną presją czasu" związaną z wyborami do PE 23-26 maja.

Terminy muszą zostać dochowane

"Na forum PE i Rady przyjęliśmy szereg legislacji tymczasowych, zakładających, że się gwałtownie rozstajemy. Dodatkowo same wybory wymagają m.in. przygotowania list wyborczych w Wielkiej Brytanii, których nie ma, czy zmiany decyzji PE i Rady w sprawie podziału mandatów między kraje członkowskie" - podkreślił Liberadzki i dodał, że jeśli Wielka Brytania zdecydowałaby się na dłuższe odroczenie brexitu, to wszystkie te legislacje trzeba zmienić. A jak przypominał wczoraj przewodniczący Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani, 18 kwietnia to ostatni dzień ostatniej sesji PE przed wyborami.

"Te terminy muszą być dochowane. Za wszelką cenę musimy uniknąć ryzyka, że Trybunał Sprawiedliwości UE uzna, że wybory europejskie nie były legalne. To byłaby dopiero katastrofa dla całej Unii" - podkreśla Liberadzki.

"Skończyły się gry, kalendarz jest jednoznaczny. Albo Zjednoczone Królestwo wychodzi natychmiast, tzn. 12 kwietnia, umownie czy bezumownie, albo odkładamy to o przynajmniej rok i wtedy jest pytanie, czy brexit w ogóle nastąpi. Nie należy wykluczać, że w ogóle nie wyjdą" - zaznacza europoseł.

Zdaniem wiceprzewodniczącego PE, jest jeszcze szansa, że Brytyjczycy przyjmą umowę rozwodową w przyszłym tygodniu. "Są na tyle elastyczni, że jak zrozumieją rozmiar szkody, jaką poniosą, to zareagują pozytywnie. Presja czasu uzmysławia, że brexit naprawdę się wydarzy. Zabrnięto bardzo daleko w ślepą uliczkę i teraz każdy myśli, jak wyjść z twarzą" - mówi Liberadzki.

"Jest jeszcze problem z podstawą prawną z 1604 roku, według której nie można głosować tego samego w tej samej sesji brytyjskiego parlamentu. Ale to wydaje się być bardzo wątpliwe" - dodaje.

"Rząd PiS ma do nich szczególne nabożeństwo"

Pytany o stanowisko polskiego rządu, o którym mówił przed rozpoczęciem szczytu premier Mateusz Morawiecki (odroczenie brexitu o 2-3 miesiące, bez żadnych warunków), Liberadzki mówi: "Polska zaprezentowała życzliwe stanowisko wobec Wielkiej Brytanii. Ta życzliwość mnie nie zaskakuje, bo rząd PiS zawsze miał jakieś szczególne nabożeństwo do tych, którzy powodują jakiekolwiek problemy dla UE jako całości".

Na pytanie o to, czy to stanowisko było zgodne z polskim interesem, Liberadzki nie odpowiedział jednoznacznie. "Zgodne z naszym interesem jest wszystko to, co jest zgodne z interesem UE jako całości, bo jesteśmy jej częścią. Takie stanowisko nie jest dobre dla UE, ale to mniejsze zło, niż brnięcie w konflikty legislacyjno-prawne. Zresztą sam brexit nie jest dobry dla UE, ale dla Wielkiej Brytanii jest wręcz katastrofalny".

INTERIA.PL

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy