Burza przetoczyła się w mediach, świecie polityki i wśród pasażerów na peronach po podwyżkach cen biletów na dalekobieżnej kolei. Co niektórzy grzmieli, że od 11 stycznia niekiedy bardziej będzie się opłacało ruszyć w podróż autem. Jak przestrzegali inni, tańszy może okazać się nawet samolot. Sprawdźmy, czy mieli rację, bo jest okazja. W poniedziałek pierwszych pięć województw (lubelskie, łódzkie, podkarpackie, pomorskie i śląskie) zaczęło ferie zimowe. Interia sprawdziła więc, ile zapłacimy za dojazd do popularnych miejsc wypoczynku na południu i północy Polski. W końcu zimą Bałtyk też ma swój urok. Wybraliśmy kilka największych miast Polski i losowo dobraliśmy do nich miejsca na feryjny odpoczynek. Uzyskaliśmy pary: Warszawa - Zakopane, Kraków - Bukowina Tatrzańska, Wrocław - Kołobrzeg, Łódź - Gdańsk, Katowice - Wisła i Poznań - Ustrzyki Dolne. Autobus, pociąg, własne auto - czym najtaniej dojechać na zimowy urlop? Ślepy los sprawił, że zestawione mamy miejscowości położone względnie blisko siebie, jak i takie oddalone o setki kilometrów. Wzięliśmy pod uwagę opcje dojazdu pociągiem, autobusem oraz prywatnym samochodem na benzynę. Koszty oszacowaliśmy w niedzielę 15 stycznia, a datę wyjazdu na urlop wyznaczyliśmy na piątek 3 lutego. "Oszacowaliśmy" to słowo klucz, gdyż zazwyczaj nie wiemy, ile dokładnie paliwa spalimy albo w jakiej cenie kupimy bilety kolejowe. Zakładamy, że na wypoczynek jedziemy czteroosobową rodziną: mama, tato i dwójka dzieci mających mniej niż 16 lat, ale więcej niż cztery. Nikomu nie przysługują specjalne ulgi, przykładowo z powodu niepełnosprawności, za wyjątkiem zniżki dla najmłodszych z racji ich wieku. W części pociągów możemy jednak skorzystać z rabatów dla rodzin i grup niekoniecznie ze sobą spokrewnionych. Są to np. bilety rodzinne w PKP Intercity; obniżają one o 30 proc. cenę biletu w Pendolino i Express Intercity (kategorie EIP i EIC). Przewoźnik ma też rabat "Taniej z Bliskimi", ścinający koszty o 30 proc. dla grup od dwóch do sześciu osób w TLK i IC. W naszym zestawieniu wybieramy zawsze drugą klasę i pomijamy koszty dotarcia na stację lub przystanek. To samo dotyczy autobusów, a w ich przypadku nie uwzględniamy też rabatów z vouchera - ponieważ raz rabat otrzymamy, innym razem się nie uda i nie zależy to od nas. Dla auta liczymy, że spala ono siedem litrów na 100 kilometrów. Nie uwzględniliśmy jednak wydatków na jego stałe użytkowanie, jak ubezpieczenie, mycie, rachunki za przeglądy techniczne, garażowanie itd. Koszty podróży Warszawa-Zakopane. Czasowo wygrywa auto, kosztowo - pociąg Pociągów ze stolicy Polski do stolicy Tatr jest kilka, więc bierzemy pod uwagę tylko połączenia bez przesiadek. Do wyboru mamy dwa poranne połączenia i skład nocny za około 200 zł każdy (łączny koszt dla wszystkich), a także jeden droższy ekspres za 400 zł. Czas przejazdu tym ostatnim to około sześciu godzin, w przypadku pozostałych - w okolicach ośmiu. Autobus Warszawa - Zakopane jedzie mniej więcej siedem godzin. Koszt? Najczęściej 320 zł, chociaż zaoferowano nam również nocny kurs za 440 zł. To ceny bez "dodatków" takich jak wybór konkretnego miejsca, czy większego bagażu - za możliwość przewozu jednej walizki trzeba dopłacić co najmniej 9 zł. W aucie nasza rodzina spędziłaby około pięciu godzin. Na jazdę transportem indywidualnym trzeba orientacyjnie zapłacić 230 złotych. Wycieczka z Krakowa do Bukowiny Tatrzańskiej. Dojedziemy tylko drogami, szyn nie ma Stacje kolejowe najbliższe Bukowinie Tatrzańskiej są w Poroninie i Zakopanem. To sprawia, że wiele rodzin najpewniej wykluczyłoby opcję podróży koleją, bo na Podhalu musieliby szukać dojazdowego autobusu. Gdyby jednak familia się uparła, dojedzie z Krakowa do wspomnianych stacji w ponad trzy godziny i zapłaci od 70 do 100 zł. Przewoźnicy autobusowi oferują przewiezienie za około 160 zł - w zależności od firmy i kursu, bo niektóre jadą ponad trzy godziny, inne mniej niż dwie. A co z samochodem? Z naszych obliczeń wynika, że rodzina za taką przejażdżkę zapłaci w okolicach 60 zł. Z Wrocławia na ferie do Kołobrzegu. Autobus rusza po 3 rano Pociągiem pojedziemy w pięć godzin i 40 minut, co będzie nas kosztowało 180 zł. Bezpośrednio mamy jeden kurs dziennie, ruszający z Wrocławia po 9 rano i meldujący się na miejscu po godz. 15. Autobusem między tymi miastami bez przesiadek przemieścimy się, zarywając noc. Wyjazd jest o 3:30, a cenę ustalono na 359 zł. Na miejscu będziemy w południe, po niespełna dziewięciu godzinach. Jeśli wolimy jechać autem, trzeba przygotować prawie 300 zł i zarezerwować w okolicach sześciu godzin na podróż. Ferie łodzian w Gdańsku. Są lotniska, nie ma lotów Kupując bilety na pociąg trzeba się przypatrzeć na rozkład, by zapłacić za podróż trwającą mniej niż pięć godzin, a nie prawie siedem. Później wystarczy zrobić przelew na około 90-100 zł - zależnie od wybranego kursu. Autobus po wyjeździe z miasta filmu i włókniarzy potrzebuje pięciu godzin, by dotrzeć do największego ośrodka Trójmiasta. Na jego pokład dwoje dorosłych i tyle samo dzieci wsiądą za 300 zł. Natomiast samochodem z Łodzi do Gdańska dotrzemy zazwyczaj w trzy godziny, jeśli zdecydujemy się na przejazd płatnym odcinkiem autostrady A1 od Torunia niemal do końca. Wtedy zapłacimy łącznie mniej więcej 220 zł. Gdy wolimy unikać autostrad, z portfela wyjmiemy niecałe 200 zł, ale sprawimy, że przejazd wydłuży się nawet o dwie godziny. A co z samolotem? Chociaż i w Łodzi, i w Gdańsku są lotniska, nie ma między nimi bezpośrednich rejsów. Śląsk: Ferie w regionie. Ile zapłacimy za podróż z Katowic do Wisły? Przelot pociągów regionalnych z Katowic do Wisły trwa od półtorej do prawie dwóch godzin. Wzięta przez nas za przykład rodzina zapłaci 71 zł. Przewoźnicy autobusowi przetransportują rodzinę do Wisły za nieco drożej, bo 100 zł. Zajmie im to najczęściej nieco mniej niż dwie godziny. Własnym pojazdem na trasie Katowice - Wisła dojedziemy w półtorej godziny. Pochłonie to z domowego budżetu nieco ponad 52 zł. Ferie w Bieszczadach. Podróż z Poznania to prawdziwa wyprawa Ta 730-kilometrowa trasa jest wyzwaniem, gdzie chcemy pokonać ją "zbiorkomem". Czekają nas niekiedy trzy przesiadki, z autobusu na pociąg lub odwrotnie. Do samych Ustrzyk Dolnych kolej zimą na razie nie dojeżdża. "Tylko" z jedną zmianą pojazdu pojedziemy nocą - w 14 godzin, za 540 zł. Nie oszukujmy się, to rozwiązanie i inne komunikacyjne fikołki nie są atrakcyjne dla czteroosobowej rodziny. Z kolei jadąc autem przez siedem-osiem godzin, mamy do wyboru trasę dwoma autostradami - przez A2 albo A4 - i na obu są płatne odcinki. Biorąc pod uwagę opcję numer jeden, w sumie wydamy około 480 zł na samą podróż. Gdy zdecydujemy się na jazdę przez A4, otrzymamy podobną sumę - 460 zł. Jeśli bardzo nie chcemy płacić za możliwość skorzystania z szybkiej trasy, możemy "uciec" od A2, wykonując zawijas przez Bydgoszcz. To jednak wydłuży dystans o 130 km i czas do nawet 10 godzin. Za taką przyjemność zapłacilibyśmy niecałe 500 zł, więc to gra niewarta świeczki. Autem zazwyczaj najszybciej, ale kolej walczy. Samoloty są "dla wybranych" Pamiętajmy, że z urlopu trzeba też wrócić, więc podane kwoty warto przemnożyć orientacyjnie razy dwa. Za przejazd do domu niekoniecznie zapłacimy tyle samo - może się zdarzyć, że złapiemy chociażby promocje na bilety, których wcześniej nie było. Jak wynika z obliczeń, zdarza się, że dla większej rodziny podróż komunikacją zbiorową na ferie nie wchodzi w rachubę. A kolej rzadko kiedy jest na tyle szybka, by "pokonać" samochód, ale jej atutem bywa cena. Trudno jednak wieszczyć, że wszyscy pasażerowie przesiądą się z pociągów na samolot, nawet jeśli powietrzny statek będzie tańszy (tak się zdarza w relacjach krajowych). Bo jak mają to zrobić, gdy lotnisko oddalone jest od ich kurortów o 100-200 kilometrów? To rozwiązanie mogłoby się sprawdzić co najwyżej, gdyby do Gdańska - zamiast Łodzi - bogini Fortuna dopasowała nam na przykład Warszawę. Ponadto siatka przewozów autobusowych w Polsce nie należy do najbogatszych. Podkreślić trzeba jednak, że być może da się kupić tańsze bilety - my szukaliśmy pół miesiąca przed datą odjazdu, a kwerendę teoretycznie można zacząć szybciej. Ta sama zasada tyczy się jednak także kolei, a ponadto nie zawsze wie się z wyprzedzeniem, że będzie szansa wyjechać gdzieś na odpoczynek.