- Muszę zacząć od przeprosin pod adresem opinii publicznej za bulwersujące, momentami skandaliczne, zachowania, język, niestosowne słowa, jakie zostały nagrane w czasie nielegalnego podsłuchiwania urzędników państwowych, w tym ministrów - powiedział Donald Tusk rozpoczynając swoją przemowę w Sejmie. - Przedstawię na początek ocenę polityczną zdarzeń, jakie wstrząsają polską sceną polityczną od kilku dni. Zgodnie z procedurą parlamentarną będzie czas na wystąpienia klubowe, a także na pytania i odpowiedzi - mówił Tusk zaraz po wejściu na mównicę sejmową. Tusk powiedział, że ma szczerą nadzieję, iż osoby, których rozmowy zostały nagrane "wstydzą się za to". - Mają oni indywidualny i polityczny obowiązek wytłumaczenia się za to. Począwszy od własnego domu, a skończywszy na parlamencie - dodał premier. - Jestem o tym przekonany, że każdy z obywateli wyciągnie własne wnioski i własne oceny na podstawie tego, co przeczytał i co usłyszał - mówił szef rządu. - Chcę podkreślić znaczenie polityczne i prawdziwe, głębokie problemy, jakie są związane z aferą podsłuchową - dodał. - Ten kryzys polityczny wywołany jest przez przestępstwo - zaznaczył Tusk. - Grupa przestępców pozwoliła sobie na nielegalne nagrywanie i podsłuchiwanie, a następnie na publikowanie materiałów. Dzisiaj znamy już kontekst i tło tych zdarzeń. Informacje po pierwszych zatrzymaniach wskazują, że osoby podsłuchujące kierowały się złymi intencjami - mówił premier. Tusk przypomniał, że nagrywanie i upublicznianie tych materiałów jest przestępstwem. - Mamy do czynienia z ludźmi, których intencje biznesowe i polityczne są oczywiste. Chce podkreślić, że w przyszłości tych wątków może pojawić się więcej - mówił. - Dotychczasowa wiedza o zagrożeniu stabilności państwa w związku z afera podsłuchową każe szczególnie mocno i wnikliwie badać związki osób bezpośrednio zaangażowanych w ten proceder z przedsięwzięciami gospodarczymi i środowiskami, które były aktywne także jeśli chodzi o problematykę gazową" - mówił Tusk. - Każdy, kto interesował się na tej sali problemem tzw. pieremyczki, czyli połączenia gazowego, które miało omijać Ukrainę, pamięta także zdarzenia, z którymi związane są niektóre osoby pojawiające się w kontekście afery podsłuchowej - kontynuował premier. Premier zaznaczył, że afera ma tło, z którym związani są "aktorzy tego przedstawienia". - W tym tle jest handel węglem zza wschodniej granicy na wielką skalę. Rozpoczęliśmy działania w polskich kopalniach m.in. na wniosek związkowców - dodał Tusk. "Nie wiem, jakim alfabetem pisany jest ten scenariusz" - Nie ma żadnego powodu, żeby twierdzić, że jest bezpośredni związek między tymi działaniami a akcją podsłuchową i ujawniania podsłuchów, ale nie ma też żadnego powodu, by nie dostrzegać związku między jednym a drugim zdarzeniem. Mam nadzieję, że postępowanie, śledztwo, a następnie proces rozwieją wątpliwości, potwierdzą lub odrzucą te skojarzenia, które dzisiaj wydają się dość oczywiste - mówił szef rządu. - Konspiracyjny scenariusz związany z nagraniami nie powstał z całą pewnością w Sejmie - kontynuował premier. - Nie wiem, jakim alfabetem jest pisany ten scenariusz - dodał Tusk. - Chcę być tego także gwarantem, że w tej izbie i w rządzie będziemy realizowali wyłącznie polskie scenariusze i otwarte scenariusze - mówił premier. Premier dał do zrozumienia, że poważne interesy Polski mogą być zagrożone w związku z aferą podsłuchową. Między innymi podczas na najbliższego szczytu Unii Europejskiej. - Chcę mocno podkreślić: dzisiaj mogę zdefiniować precyzyjnie poważne, fundamentalne interesy państwa polskiego, które mogą być zagrożone lub osłabione w związku z aferą podsłuchową - powiedział. - Skutkiem afery podsłuchowej jest osłabienie możliwości wpływania polskiego rządu na obsadę stanowisk w UE - uznał Tusk. Wniosek o wotum zaufania - Ja od jutra w Brukseli muszę mieć pewność, że dysponuję większością. Bez tego mandatu nie będę skuteczny. Bez tego mandatu rząd nie będzie twardy i konsekwentny w wyjaśnianiu afery - tak swoje wystąpienie podsumował Donald Tusk. - Dlatego kończę to wystąpienie wnioskiem, który składam na ręce pani marszałek Sejmu o wotum zaufania dla rządu z prośbą o jak najszybsze przegłosowanie tego wniosku - dodał, po czym złożył na ręce marszałek Sejmu Ewy Kopacz wniosek o wotum zaufania dla swojego rządu. Marszałek Sejmu Ewa Kopacz powiedziała, że jeśli Konwent Seniorów przychyli się do jej propozycji porządku obrad, to głosowanie nad wotum zaufania dla rządu może odbyć się w środę najwcześniej o godz. 21. Marszałek podkreśliła, że ostatecznie termin głosowania będzie zależał od tego, ilu posłów zapisze się do zadawania pytań. Ewa Kopacz poinformowała, że w Sejmie głos zabrać będą mogli przedstawiciele klubów parlamentarnych. Jako pierwszy wypowiedział się przedstawiciel partii rządzącej. Rafał Grupiński (PO) - Prezes rady ministrów przedstawił swoją ocenę wydarzeń ostatnich dni i trzeba podzielić tę ocenę - mówił Grupiński. - Trzeba podzielić także troskę premiera. - Jesteśmy w sytuacji trudnej i bezprecedensowej - dodał polityk PO. - Trzeba, na oczach opinii publicznej sprostać temu wyzwaniu - dodał. - Nie wolno nam tego ataku, dokonanego przy pomocy podsłuchów rozmów bagatelizować. Nie wolno bagatelizować też stylu i sposobu rozmawiania. To nie jest wyłącznie problem w tej chwili ludzi, którzy są w partii rządzącej - kontynuował Grupiński. Krzysztof Szczerski (PiS) - PiS konsekwentnie opowiada się za silnym państwem - mówił. - Polska przechodzi przez moment próby, to jest czas, w którym zło trzeba nazwać złem. Trzeba wskazać tych, którzy szkodzą RP. To jest czas na dymisję rządu Donalda Tuska - dodał polityk PiS. - Niech pan spojrzy w lustro i na kolegów z PO. To wy jesteście tymi, którzy systematycznie rozmontowują Polskę. Zamieniacie ją w kupę kamieni, czyli w gruzowisko - kontynuował Szczerski. - Nie mamy dla was współczucia, ale dlatego, że gardzicie Polakami. Nie szanujecie Polski, jesteście tutaj obcy. Niech pan sam sobie płaci 7 złotych za benzynę, niech pan u swoich kolegów odkrywa murzyńskość, niech pan je obiady za swoje pieniądze. A Polaków zostawcie w spokoju - dodał. - To nie nagrania są powodem tego, że chcemy dymisji rządu. Chodzi o prawdę, która z tych taśm się wyłania - mówił przedstawiciel PiS. - Dla każdego macie złe słowo. Dla Camerona, poprzez "starą komuszkę" Huebner, po Polskę wschodnią - dodał Szczerski. Janusz Palikot (Twój Ruch) - To rzeczywiście jest kabaret. To naprawdę nie jest poważne, że główna partia opozycyjna, która domaga się dymisji rządu, wychodzi, kiedy na mównicę sejmową wchodzi przedstawiciel trzeciej partii w tym parlamencie - zaczął swoje przemówienie Palikot. - Odbiła wam woda sodowa. Arogancja, buta, pycha - to właśnie wychodzi z tych taśm. To nie PiS pozbawi was władzy, nie służby rosyjskie, nie mafia węglowa. Wy sami się pozbawicie władzy. Zobaczcie na te taśmy jak na krzywe zwierciadło i zobaczcie, kim jesteście. Co się z wami stało? Dlaczego się stało coś tak żenującego? - pytał Palikot. - Jaki człowiek co drugie słowo używa słowa k...? - pytał Palikot i został upomniany przez Ewę Kopacz. - Ja tylko cytuję ministrów - odparł polityk. Jan Bury (PSL) - Dziś, po 25 latach wolności i budowania demokracji, państwo będzie zdawać egzamin. Egzamin odpowiedzialności i sprawności. Dziś wysoka izbo nie chodzi o jakieś tam taśmy i o jakieś tam państwo. Chodzi o państwo polskie tu i teraz - powiedział polityk PSL. Bury przypomniał, że w ostatnich kilkunastu latach afery podsłuchowe miały różne partie. Wymienił SLD, PSL i PiS, a także Samoobronę. - Dziś stawiamy sobie pytanie: kto ma decydować o polskim rządzie? Wyborcy? Przestępcy? Czy być może obce siły? - pytał przedstawiciel PSL. - Wyjaśnić wszystko do bólu, taka jest nasza teza. Odbudować zaufanie do państwa, do polskiej demokracji. Być może będą do tego potrzebne wcześniejsze wybory. Dzisiaj PSL będzie głosował za wotum zaufania dla rządu - oznajmił Jan Bury. Leszek Miller (SLD) - Nie obchodzi nas, kto w szeregach tej partii (PO - red.) jest starą komuszką, kto jest nadętym babskiem, w jakiej strukturze rządu jest szambo, i kto opowiada najlepsze dowcipy o domach publicznych - mówił Miller. - Interesuje nas natomiast, że minister spraw zagranicznych głęboko nie zgadza się z prowadzoną przez siebie polityką zagraniczną - dodał szef SLD. - Wszystkie ujawnione patologie muszą być wyjaśnione i osądzone - mówił Leszek Miller. - Nie pozwolimy na zapudrowanie skandalicznych faktów z uruchomionej właśnie "fabryki pudru", bo wyłania się z niego obraz państwa życzliwego dla swoich i bezlitosnego wobec nie swoich - dodał. - Pan premier usiłuje z afery podsłuchowej z aferę węglową - kontynuował Miller. Miller zaznaczył, że "afera podsłuchowa spowodowała, że bieżący podział polityczny to ci, którzy chcą wyjaśnienia tej sprawy i ci, którzy tego nie chcą". Beata Kempa (Solidarna Polska) - Czy w ogóle byłaby ta afera, gdyby pańscy ministrowie mieli kręgosłupy moralne? - pytała Beata Kempa. - Ja się dziś zastanawiałam, jakim językiem do pana przemawiać, żeby pańscy ministrowie i pan mnie zrozumieli - dodała. - W duchu odpowiedzialności za kraj i w duchu szacunku do obywateli, którzy zostali sponiewierani przez władzę, trzeba do was mówić językiem prawa - kontynuowała posłanka SP. Ludwik Dorn (poseł niezrzeszony) - Przedsiębiorcy przez półtora roku nagrywali prawdopodobnie setki osób w państwie. Najważniejsze to dociec, kto i po co nagrał - mówił Ludwik Dorn. - Pan premier mówił tylko o jednym aspekcie, że nagrywani wyrażali się nieobyczajnie - dodał. Przemysław Wipler (Kongres Nowej Prawicy) - To, co słyszeliśmy na taśmach, nakazuje zadać panu premierowi szereg pytań. Co się stało z DT, który w 2007 roku, podczas expose, mówił tak: "materialne przywileje władzy przestaną drażnić społeczeństwo, bo znikną". Kończy się tym, że człowiek, który jest szefem MSZ wykorzystuje urzędników polskiej dyplomacji, by szukali dla pana cygar na Kubie - mówił polityk KNP. - Panie premierze, czy pan utrzyma na stanowisku człowieka, który uważa, że pan jest "frajerem"? - pytał Wipler, nawiązując do nagrania Radosława Sikorskiego. "Gdyby Piłsudski wstał dziś z grobu..." Politycy przystąpili do zadawania pytań. - Gdyby Piłsudski wstał dziś z grobu, to mielibyśmy przewrót czerwcowy, a pan, ze swoimi wulgarnymi ministrami, siedziałby za kratami, i czekał na przygotowany pluton egzekucyjny, który by pana, politycznie mówiąc wprost, po prostu odstrzelił - mówił do Donalda Tuska poseł Andrzej Romanek (SP). Później głos zabrali także m.in. Wanda Nowicka, Cezary Olejniczak i Tadeusz Iwiński. Swoje pytanie do premiera Tuska skierował też Tomasz Kaczmarek (PiS). - Ja mam bardzo krótkie pytanie do pana premiera, w kontekście nagranych rozmów, minister mówił o pańskim dealu z prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem - mówi poseł PiS. - Ja również byłem obiektem publikacji "Wprost", czy pan Sienkiewicz będzie to wyjaśniał? Czy mamy równe standardy? - pytał Kaczmarek, zastanawiając się, czy jeśli podsłuchiwani byliby posłowie opozycji, to działania służb byłyby takie same. Posłowie pytali premiera Tuska m.in. o to, czy to on wysłał ministra Bartłomieja Sienkiewicza na rozmowę z Markiem Belką, a także o to, na czym polega deal premiera z Andrzejem Seremetem. Politycy przytaczali także niektóre, te najbardziej kontrowersyjne, fragmenty nagrań, które zostały opublikowane przez tygodnik "Wprost". - Czy dobrze się pan czuje z tą obłudą, jaka panuje w Platformie Obywatelskiej? - pytał kolejny poseł. - Podsłuchiwało trzech kelnerów. Czy premier obejmie ustawowo absolwentów szkół gastronomicznych szkoleniem w sprawie informacji niejawnych? - pytał ironicznie Dariusz Joński (SLD). Poseł SLD Marek Balt wywołał ogólne rozbawienie na sali sejmowej, kiedy nazwał Radosława Sikorskiego "Trybsonem polskiej dyplomacji". Jedna z posłanek wspomniała o tym, że kwota, którą politycy nagrywani na taśmach zapłacili za posiłek jest wysoka. Dodała, że niektóre rodziny w Polsce tyle pieniędzy mają do dyspozycji przez miesiąc. Na mównicę sejmową wyszedł także Antoni Macierewicz. - Panie premierze, przedstawił pan obraz zgodnie z którym rząd i państwo polskie zostały zaatakowane przez zorganizowaną grupę przestępczą - mówił Macierewicz. - A proszę powiedzieć, czy nie uważa pan, że jest w tym pana wina? - pytał. Afera "Wprost" W ubiegły wtorek praska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nielegalnego podsłuchiwania osób pełniących ważne funkcje publiczne, co ujawnił tygodnik "Wprost". Kodeks karny stanowi, że grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2 podlega ten, kto w celu uzyskania informacji, do której nie jest uprawniony, zakłada lub posługuje się urządzeniem podsłuchowym, wizualnym albo innym urządzeniem specjalnym. Tej samej karze podlega, kto informację tak uzyskaną "ujawnia innej osobie". Zobacz, co wydarzyło się ws. afery odkąd się rozpoczęła: