Reklama

"To anioły, nie ludzie"

- Niunia, czy ty widzisz ten szampon? I kremik? I herbatkę? Tyle wspaniałości! ‒ pani Ania wyciąga ręce pełne prezentów od darczyńców w kierunku swojej mamy, pani Heleny. Pani Helena ma 97 lat i od czterech lat leży w łóżku. Pani Ania opiekuje się nią jak dzieckiem: w nocy wstaje do niej co dwie godziny, pięć razy dziennie zmienia pampersa, czyta jej ulubione książki...

Przez pomyłkę czy celowo? Z jednej z paczek wyłania się... wielki, pluszowy miś. Pani Helena ściska go mocno, a w jej oczach pojawiają się łzy. Coś jej się przypomina? Z czymś kojarzy? Bo pani Helena ma ograniczoną świadomość. Odpowiada pojedynczymi słowami, czasem coś powie, krótko, ale nie wszystko do niej dociera. Czy miś to jej ukochany syn, którego śmierć tak mocno przeżyła? A może to wspomnienie młodości, gdy grała na deskach teatru?

Piękna aktorka

Córka pani Heleny pokazuje nam czarno-białe zdjęcia mamy z czasów tuż powojennych: postawna kobieta, pięknie ubrana, gra w sztuce Fredry. Gdy pytam po raz trzeci panią Helenę o jej marzenie, w końcu cicho odpowiada: ‒ Choć raz jeszcze wystąpić na scenie...

Reklama

Gdy w 1919 roku Polska dźwigała się powoli z jarzma zaborów, pani Helena stawiała już pierwsze kroki. Przeżyła druga wojnę światową i okupację, a w czasach stalinowskich czynnie sprzeciwiała się władzy komunistycznej. ‒ W latach 50. złożyła ukradkiem wiązankę pod zakazanym pomnikiem. To był późny wieczór, ale uciekała co sił w nogach; wpadła do najbliższej bramy, a serce nie przestawało dudnić jej w piersiach, tak była przerażona tym, co zrobiła! Długo myślała, czy ktoś jej nie widział! ‒ opowiada rozemocjonowana pani Ania.

"Sto lat! Sto lat!"

Pani Helena trzymała się świetnie do 93. roku życia. Energiczna, krzepka, wesoła. Znajomi śpiewali jej "Sto lat" nie z tradycji czy przyzwyczajenia, ale po prostu wierzyli, że dożyje tego magicznego wieku. Życie miało jednak inne plany. Cios spadł na panią Helenę nagle: zmarł jej ukochany syn. Dwa zawały serca i udar przykuły ją do łóżka. A wraz z nią ‒ panią Anię, jej córkę, która opiekuje się nią w dzień i w nocy.

Doba pani Ani od czterech lat wygląda tak samo: wstawanie w nocy co 2-3 godziny; gruby dziennik, do którego wpisuje, jak w szpitalu, podane leki, ilość moczu, ciśnienie; karmienie, przewijanie, zabawianie, mycie. Gdy nieśmiało wtrącam w jej opowieść słowa: "Zajmuje się panią mamą jak dzieckiem...", patrzy na mnie zdziwiona, ale za chwilę potakuje, coraz śmielej wypowiadając słowa. Nie ma swojego życia. Jej życie to praca, dom i mama. Mama, którą lekarze cztery lata temu wypisywali ze szpitala w stanie wegetatywnym i której dawali maksymalnie dwa tygodnie życia...

Możesz zostać Aniołem dla dziecka z Akademii Przyszłości

Trudne dni

Jest im ciężko. W mieszkaniu nie ma łazienki. Stara kamienica, kaflowe piece z elektrycznymi wkładami, ogromne rachunki za prąd. W dwóch małych pokoikach ledwo się mieszczą stare, przechylające się szafy, i stół, dziś z odświętnym obrusem i kawałkami szarlotki na jedynym ozdobnym talerzu. Bibeloty szczelnie wypełniają półki, łącząc się zgrabnie z pudełkami lekarstw, watą, kremami przeciwodleżynowymi i wszędobylską oliwką dla dzieci. ‒ Trzeba nią mocno smarować skórę pod pieluchomajtkami ‒ tłumaczy szybko pani Ania, widząc mój błądzący po pokoju wzrok.

Trudnych dni pani Ania ma już za sobą blisko 1,5 tysiąca. Ale jest twarda; nigdy się nie poddaje. Załatwia rehabilitację, zapomogi, opiekę na czas pracy, sprząta, ozdabia mieszkanie i modli się. Nie płacze. Teraz też się dzielnie trzyma: rozpakowuje paczki jedna po drugiej, wyciągając coraz to wspanialsze rzeczy. Luksusowa kawa, dawno takiej nie piła. Czekolada, na taką ich nie stać. Specjalna pianka do mycia osób leżących - nawet o takiej nie słyszała. Włoskie pomidory w zalewie, konfitury, prawdziwy makaron z semoliny ‒ oczy jej błyszczą, jest coraz bardziej czerwona z wrażenia, ale łzy ani jednej. Pęka dopiero przy dnie ostatniej paczki.

Leży tam kartka od darczyńców. Z ręcznie wyciętym serduszkiem i pięknymi życzeniami, których nie umie przeczytać łamiącym się głosem.

Łzy kapią na łóżko rehabilitacyjne. Pani Ania zasłania się tą kartką, mówiąc cichutko: ‒ Mama nie może widzieć, że płaczę...

To anioły, nie ludzie

Pani Ania i pani Helena po raz pierwszy zostały włączone do Szlachetnej Paczki i wciąż nie mogą uwierzyć, że ktoś im chciał bezinteresownie pomóc.

‒ To dla mnie szok, że są tacy ludzie na świecie. To anioły, nie ludzie. Ja przez 25 lat pracowałam społecznie, nigdy nie żałowałam żadnej chwili poświęconej innym. Może dobro powraca? ‒ zastanawia się na głos. I natychmiast, z właściwym sobie uśmiechem, dodaje: ‒ Życzę im wszystkim, żeby Bóg im wynagrodził to dobro. I żeby zarażali swoją chęcią pomagania innych. Może gdy tak połączymy wszystkich biednych ze wszystkimi bogatymi, to i jedni, i drudzy poczują się lepiej?

Wciąż możesz pomóc wpłacając na Paczkę lub kupując indeks dla dziecka z Akademii Przyszłości.

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy