Biuro Ochrony Rządu nie ujawnia szczegółów prowadzonej operacji. Z informacji, które przekazała PAP rzeczniczka BOR Natalia Markiewicz wynika, że przykładowo w ramach działań profilaktycznych weryfikowano w sumie 17 tysięcy osób; 700 z nich odmówiono dostępu do wydarzeń z udziałem osób ochranianych. Sprawdzono też pod względem pirotechnicznym 3 tys. pojazdów. "Pod ochroną BOR znalazło się w sumie 120 osób - w tym 17 prezydentów, 20 premierów, 2 wicepremierów i 37 ministrów spraw zagranicznych" - powiedziała PAP rzeczniczka BOR. Jak dodała pod specjalną ochroną znalazło się 15 warszawskich hoteli, w których mieszkały VIP-y. Wśród nich m.in. hotel Marriott w którym nocował amerykański prezydent <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-barack-obama,gsbi,1011" title="Barack Obama" target="_blank">Barack Obama</a>. Tuż po zakończeniu szczytu - w sobotę - rzecznik komendanta stołecznego policji Mariusz Mrozek powiedział PAP, że podczas szczytu, w stolicy było bardzo spokojnie i nie doszło do żadnej sytuacji, która zagrażałaby "bezpieczeństwu zarówno uczestników szczytu, jak i mieszkańców Warszawy". Jak dodał, spokojnie przebiegły też zgromadzenia, które odbywały się w tym czasie w Warszawie - zarejestrowano ich 12. Wcześniej szef MON <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-antoni-macierewicz,gsbi,993" title="Antoni Macierewicz" target="_blank">Antoni Macierewicz</a> poinformował, że odnotowano w sumie cztery incydenty z dronami. "Były to próby wejścia w przestrzeń chronioną przez drony, które zostały wyeliminowane, obezwładnione - nie poczyniły żadnych szkód. Te kwestie są jeszcze analizowane i badane" - powiedział. Pytany o konsekwencje zaznaczył, że nie zawsze w takiej sytuacji mamy do czynienia ze świadomym łamaniem przepisów. "Na pewno nie będziemy tego traktowali tam, gdzie nie jest to konieczne, jako rzeczywiście groźne przestępstwo" - zapewnił. Szczyt NATO rozpoczął się w Warszawie w piątek. Największe utrudnienia były w centrum Warszawy. Wiele ulic w pobliżu Stadionu Narodowego, hoteli, w których zamieszkały VIP-y i miejsc kuluarowych spotkań - zostało wyłączonych z ruchu; w tych rejonach obowiązywały też zakazy parkowania. Wokół Stadionu PGE Narodowy powstał 2,5 metrowy płot; dodatkowo chroniły go policyjne patrole i policyjny śmigłowiec. Wszystkie osoby wchodzące na teren stadionu przechodziły drobiazgową kontrolę, np. dziennikarze musieli kilkukrotnie pokazywać akredytacje i dowody tożsamości. W Warszawie obowiązywały też ograniczenia lotów dla tzw. małego lotnictwa - m.in. szybowców, paralotni i dronów. Wyznaczono dwie strefy: pierwszą - o promieniu 100 km (do lotów w tym obszarze niezbędna była specjalna zgoda wojska) oraz drugą o promieniu 3 km od Stadionu Narodowego i wysokości 2 tys. stóp (w obszarze tym mogły latać wyłącznie jednostki lotnictwa specjalnego np. Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, lotnictwa państwowego i wojskowego, policyjnego, straży pożarnej). Wokół hoteli rozstawiono policyjne barierki, wszystkie osoby wchodzące były dokładnie sprawdzane, w pobliżu rozmieszczono także policyjnych antyterrorystów, w zabezpieczeniu brali udział - czego służby nie chciały potwierdzać - policyjni snajperzy. Policjanci, posterunki strażackie, strażackie samochody techniczne - m.in. podnośniki - rozmieszczone zostały też wzdłuż tras przejazdów kolumn z VIP-ami. Kabiny dekontaminacyjne rozstawiono przed Stadionem Narodowym i czterema warszawskimi szpitalami. W sumie w zabezpieczenie szczytu zaangażowanych było ok. 7 tys. policjantów - nie tylko z Warszawy, ale też z innych województw. W operacji brało udział też blisko 1400 żołnierzy ŻW (co stanowi mniej więcej połowę stanu osobowego tej formacji - PAP), którzy zapewniali ochronę ministrom obrony i najwyższym dowódcom wojskowym. Nad bezpieczeństwem uczestników wydarzenia i mieszkańców Warszawy czuwali również strażacy - ponad 300. W sumie w szczycie wzięło udział 2,5 tys. delegatów, 400 ekspertów i 1800 dziennikarzy.