Wyświetlone na dachu Spodka napisy brzmiały: "Politicians talk, leaders act" (Politycy mówią, liderzy działają) oraz "No hope without climate action" (Nie ma nadziei bez działań na rzecz klimatu). Widoczne były na północnej części dachu hali, czyli nie było ich widać od strony centrum miasta i ronda im. gen. J. Ziętka. Jak podała w niedzielę wieczorem w komunikacie fundacja Greenpeace, akcja miała podsumowywać pierwszy tydzień obrad COP24. "Pierwszy tydzień szczytu klimatycznego COP24 w Katowicach to seria porażek polskiej dyplomacji. Za sprawą wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy i innych kluczowych polityków nasza reputacja została wystawiona na próbę" - ocenił cytowany Paweł Szypulski z Greenpeace Polska. "Sukces lub porażka międzynarodowych negocjacji zależy teraz od Michała Kurtyki, prezydenta COP24. Polska prezydencja pod wodzą Kurtyki wciąż jeszcze nie stworzyła warunków, które umożliwiłyby powodzenie negocjacji. To musi się zmienić w nadchodzących dniach" - ocenił Szypulski. Szef delegacji Greenpeace na COP24 Jens Mattias Clausen uznał, że obecny moment jest krytyczny nie tylko dla szczytu klimatycznego, ale dla całego świata. "Desperacko potrzebujemy działania na rzecz klimatu. Tylko poprzez wspólne zaangażowanie jesteśmy w stanie zapobiec klimatycznej katastrofie, która będzie oznaczać koniec cywilizacji jaką znamy" - zaznaczył. "Wielu polityków w Katowicach mówi o walce ze zmianą klimatu, ale ich słowa będą puste, dopóki nie zostaną przekute w realne i pilne działania. Potrzebujemy silnego zaangażowania, mocnych regulacji, które pozwolą zmienić to zaangażowanie w konkretne rozwiązania i środków, by móc te działania sfinansować. Politycy, którzy chcą uniknąć decyzji prowadzących do takich rozwiązań czy wręcz blokują działania na rzecz klimatu, będą odpowiedzialni za katastrofę, która nam grozi" - ocenił Clausen. Według relacji dziennikarzy obserwujących niedzielną akcję Greenpeace, na miejscu pojawili się policjanci, którzy następnie przez półtorej godziny legitymowali osoby znajdujące się w budynku, w którym umieszczono projektor, sprawdzając dane w bazach. Ostatecznie wszyscy (10 dziennikarzy i fotoreporterów oraz 9 innych osób) zostali zwolnieni.