"Kto w nocy w Katowicach zamknie oczy i wciągnie do płuc powietrze, ten pomyśli o Niemczech. I to nie o jakichś tam Niemczech, lecz o kraju, którego już nie ma. Miał on charakterystyczny zapach - jak zimowymi wieczorami w Lipsku lub w Berlinie, gdy stał jeszcze mur: czuć było dym i siarkę" - pisze Konrad Schuller w materiale opublikowanym w niedzielę we "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" . "Kattowitz, po polsku Katowice, pachną w zimie węglem. Tak pachniała dawniej nie tylko NRD, lecz zapewne także Zagłębie Ruhry" - pisze autor, były korespondent "FAZ" w Polsce i na Ukrainie. Węgiel: dobrodziejstwo i zguba "Tak jak dawniej w Niemczech Zagłębie Ruhry, tak dziś w Polsce Katowice są symbolem dwoistości natury węgla: jego ogromnego potencjału jako przemysłowego źródła energii, a równocześnie wielkiej siły niszczycielskiej, która szkodzi zdrowiu ludzi i światowemu klimatowi" - czytamy w "FAZ". Schuller przypomina, że w Katowicach i okolicach mieszka 3,5 mln osób, a Górnośląskie Zagłębie jest największą aglomeracją Polski. Niemiecki dziennikarz zaznacza, że w ostatnich latach w regionie trochę się zmieniło. W Katowicach zamiast siedmiu są już tylko trzy kopalnie, wydobycie węgla spada, a usługi powoli wypierają przemysł wydobywczy. Górny Śląsk należy nadal do najbardziej dynamicznie rozwijających się regionów Polski. "To jedna strona medalu. A druga to to, że ludzie chorują" - podkreśla Schuller. Polskie powietrze truje Powietrze w Polsce jest "tak złe jak w żadnym innym kraju UE". Jest gorsze niż w Rosji czy na Ukrainie. W relacji do liczby ludności, z powodu <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-smog,gsbi,1290" title="smogu" target="_blank">smogu</a> w Polsce umiera ponad dwa razy więcej ludzi niż w Niemczech i trzy razy więcej niż we Francji - pisze Schuller. "Polacy godzą się na to. Od demokratycznego zwrotu w 1989 roku ten kraj z dziką determinacją stawia na wzrost, na nowe renówki, toyoty i volkswageny, na nowe kuchnie z IKEI, na cappuccino, na urlop w Egipcie i nowe centra handlowe między kominami w Katowicach, a nawet na sushi" - czytamy w "FAZ". "Najpierw wzrost gospodarczy, potem długo nic, a na koniec może klimat, to jeden nielicznych punktów, co do których panuje zgoda w tym podzielonym kraju, który pod niemal każdym względem naznaczony jest zaciętą wrogością pomiędzy miejskimi liberalnymi środowiskami skupionymi wokół Platformy Obywatelskiej obecnego szefa Rady UE <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-tusk,gsbi,2" title="Donalda Tuska" target="_blank">Donalda Tuska</a> i rządzącymi narodowymi konserwatystami Jarosława Kaczyńskiego" - pisze Schuller. Winni i Tusk, i Kaczyński "Kiedy Tusk był premierem, hamował europejską politykę klimatyczną, a Kaczyński niewiele w tym zmienił" - dodaje autor. Schuller zwraca uwagę, że Niemcom łatwo zrozumieć polską postawę. Przypomina, że pozostałe jeszcze niemieckie ośrodki wydobycia węgla brunatnego nad Renem i na Łużycach "sprzeciwiają się z całej siły ratowaniu klimatu ich kosztem". Przy okazji Schuller przypomina skomplikowaną historię Górnego Śląska i równie skomplikowane stosunki narodowościowe, gdy w jednej rodzinie jeden dziadek był w Wehrmachcie, a drugi w polskim ruchu oporu, "chociaż kochał Rilkego". Zdaniem Schullera Niemcy prowadzą bardziej ambitną politykę klimatyczna, ale w wielu kwestiach są podobni do Polaków. W żadnym innym kraju UE węgiel nie jest tak ważny jak w Niemczech i Polsce. Merkel wspiera Polskę Z tego powodu, jego zdaniem, niemiecka kanclerz <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-angela-merkel,gsbi,1019" title="Angela Merkel" target="_blank">Angela Merkel</a> popierała Polskę w hamowaniu celów klimatycznych w UE. W lecie wspólnie z polskim kierownictwem pokrzyżowała plany komisarza UE Miguela Ariasa Canete, który zabiegał o podniesienie celu redukcji CO2 do 2030 roku z 40 do 45 procent. Merkel powiedziała wówczas, że "w tej chwili nie jest tymi propozycjami uszczęśliwiona". "W tej sytuacji postąpiła tak jak Polacy. Klimat jest ważny, być może. Dla tego, kto nocą w Katowicach zamyka oczy, istnieje jednak coś, co jest ważniejsze. Po śląsku nazywa się to 'hajmatem'" - pisze w konkluzji Konrad Schuller.