Reklama

​COP24: Spadają emisje w USA

Postawa prezydenta Stanów Zjednoczonych martwi uczestników szczytu klimatycznego w Katowicach, jednak dane z USA dają powody do umiarkowanego optymizmu.

Przypomnijmy, że Donald Trump zapowiedział zerwanie przez USA porozumienia paryskiego. Prezydent wielokrotnie wyrażał swój sceptycyzm co do samego globalnego ocieplenia, zapowiadał też mocne wsparcie przemysłu paliw kopalnych. Trump uważa, że to nie rządy powinny łożyć na zieloną energię, a już na pewno nie powinny łożyć na inne państwa, "na największych trucicieli".

Jednym z największych trucicieli pozostają Stany Zjednoczone, które odpowiadają za ok. 14 proc. światowej emisji CO2, jednak dane z ostatnich lat dowodzą, że sytuacja się poprawia.

Reklama

Jak wynika z raportu rządowej agencji EPA, 2017 był trzecim kolejnym rokiem, w którym spadła w USA emisja gazów cieplarnianych - tym razem o 2,7 proc. w stosunku do roku poprzedniego.

Obecny poziom emisji jest wyraźnie niższy niż miało to miejsce choćby w latach 2004-2007.

"Te osiągnięcia stały się możliwe dzięki technologicznemu przełomowi w sektorze prywatnym, a nie ciężkiej ręce rządu" - oświadczył szef EPA Andrew Wheeler.

Spadki emisji przypisuje się m.in. temu, że odnawialne źródła energii są coraz tańsze, również za sprawą przegłosowanych w Kongresie ulg podatkowych. Wymienia się także proklimatyczną politykę administracji Baracka Obamy, który mocno wspierał odnawialne źródła energii (Clean Power Plan). Dziś Trump odmawia finansowania "zielonej rewolucji" i cofa regulacje Obamy, jednak wiele stanów przyjmuje własne, proklimatyczne rozwiązania.

Trwa więc swego rodzaju przeciąganie liny, ale nie zmienia to ogólnego trendu spadku emisji w USA.

Prof. Jerzy Hausner, pytany przez nas o zmiany klimatyczne, wskazywał m.in. na politykę amerykańskich miast i ich zagospodarowania przestrzennego.

- Niezależnie od tego, co jest źródłem zmiany klimatu, to jest ona faktem, bo temperatura rośnie. To jest zasadnicza zmiana warunków życia. Na przykład w trakcie gorących nocy wzrasta umieralność osób starszych. To jest realne zagrożenie, nie mówiąc już o innych konsekwencjach. A to oznacza, że jesteśmy "na musiku". Że musimy szukać rozwiązania problemu. Można np. budować błękitno-zielone wyspy na planie miasta. To się dzieje choćby na Manhattanie. Władze Nowego Jorku, jeśli chcą, by twórcze jednostki w mieście pozostały, muszą odpowiedzieć na ten problem, w związku z czym zmieniają zagospodarowanie przestrzenne miasta - komentował prof. Hausner dla Interii, jeszcze podczas szczytu Open Eyes Economy w Krakowie.

Co tylko potwierdza, jak niejednoznaczny jest przypadek Stanów Zjednoczonych.

(mim)

INTERIA.PL

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy