W środę Trybunał Konstytucyjny orzekł, że nowelizacja ustawy o TK autorstwa PiS jest w kluczowych punktach niezgodna z konstytucją. Trybunał uważa, że rozpatrywanie spraw w kolejności wpływania i dopiero po upływie określonego czasu, zajmowanie się każdą z nich w pełnym składzie, orzekanie większością dwóch trzecich głosów, brak vacatio legis, możliwość wygaszania mandatu sędziego przez Sejm - uniemożliwia Trybunałowi rzetelne i sprawne działanie, a więc wykonywanie obowiązków przewidzianych w konstytucji. Jak argumentowali wcześniej przed TK Rzecznik Praw Obywatelskich, a także przedstawiciele Krajowej Rady Sądownictwa oraz Sądu Najwyższego, rzeczywistym celem nowelizacji było sparaliżowanie prac Trybunału. Dlaczego Beata Szydło nie zamierza opublikować tego wyroku? Premier, a także minister sprawiedliwości uważają, że w związku z domniemaniem konstytucyjności Trybunał zobowiązany był orzekać według zasad określonych w nowelizacji PiS, a więc w 13-osobowym składzie i dopiero po wydaniu orzeczenia we wszystkich wcześniejszych sprawach. Ponieważ TK tego nie zrobił, obóz rządzący uważa orzeczenie za bezprawne i nieważne. Z kolei Trybunał, a także RPO, KRS i SN, argumentują, że TK nie mógł orzekać o zgodności z konstytucją ustawy na zasadach określonych w tejże ustawie (w przypadku jej ewentualnej niekonstytucyjności Trybunał narażałby się na działanie niezgodne z konstytucją). W dyskusjach publicystycznych podawano przykład: czy gdyby uchwalono ustawę, że Trybunał ma się zebrać dopiero za 20 lat, to czy Trybunał mógłby orzec o niezgodności z konstytucją tej ustawy dopiero za 20 lat? Rząd twardo jednak obstaje przy stanowisku, że środowe orzeczenie TK jest nieważne. Zatem kolejne również, zdaniem rządu, będą nieważne. To, jak zauważa w rozmowie z Interią dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz z Uniwersytetu Warszawskiego, rodzi poważne komplikacje. Konstytucja głosi, że wyroki Trybunału są ostateczne i powszechnie obowiązujące. - Ustalenia Trybunału - konstytucyjnie umocowanej, niezależnej od rządu instytucji demokratycznego państwa - trzeba wykonywać - przypomina dr Pietrzyk-Zieniewicz. Że rząd nie będzie się stosował - to jedno. Ale jak w takim razie mają zachować się urzędnicy niższego szczeble i inne instytucje, gdy orzeczenie TK będzie ich bezpośrednio dotyczyć? - Jak będzie procedować administracja rządowa? Według których uchwał i czym to grozi? Przecież w kolejce do Trybunału czeka ustawa o służbie cywilnej, kwestie reformy sądownictwa, o których już teraz słyszymy. Cały szereg spraw regulowanych ustawami tego parlamentu może być wedle Trybunału jednak poczynaniami bezprawnymi. To jest niebezpieczne - jak będziemy dalej funkcjonować jako państwo i wedle których dyrektyw? Tu wiele instytucji będzie miało kłopot - uważa nasza rozmówczyni. Każdorazowe zignorowanie orzeczenia TK może mieć przecież daleko idące konsekwencje, gdy zmieni się władza. Innym aspektem postawy Beaty Szydło jest kontynuacja konfrontacyjnego kursu wobec Brukseli, która - co nie jest dla nikogo tajemnicą - naciska na Warszawę, by uporządkowała sprawę z Trybunałem. Za chwilę swoją opinię ogłosi Komisja Wenecka, a w oparciu o jej raport o praworządności w Polsce będzie rozprawiać Komisja Europejska. - Jest w tym jakiś upór, to na pewno - komentuje Ewa Pietrzyk-Zieniewicz. I apeluje o ważenie słów. - "Nie mów, co wiesz, wiedz, co mówisz". Tego rodzaju wypowiedzi (jak zapowiedź niepublikowania orzeczenia - przyp. red.) pozostają w pamięci publicznej, a być może trzeba się będzie z tego jednak wycofać. O tym politycy powinni pamiętać.