Demokracja w praktyce. Poznali potrzebne narzędzie
Dzięki budżetowi partycypacyjnemu mieszkańcy przekonują się w praktyce, że mają realny wpływ na miasto, w którym żyją. Wcześniej sprawdził się w innych krajach, zwłaszcza w Ameryce Południowej. W Polsce to narzędzie stosunkowo nowe, ale bardzo efektywne. Uczy aktywności i demokracji w praktyce.
Dwa pojemniki, jeden w Ogrodzie Saskim, drugi w Parku Szczęśliwickim. Gdy ptak podchodzi, maszyna uruchamia się i wydaje karmę. Stąd nazwa - kaczkomat, bo służy do żywienia kaczek w okresie zimowym. Podobnie jak bankomat ma swoje ograniczenia - limit wydawanych porcji ustalany w oparciu o wielkość populacji ptaków w danym parku. Koszt? Dziesięć tysięcy złotych plus pięć na zakup karmy i tysiąc na działania edukacyjne. Żeby dzieci, ale również niektórzy dorośli, dowiedzieli się, że kaczki mają własne jedzenie i nie należy częstować ich chlebem, który jest dla nich szkodliwy. Projekt więc tylko z pozoru ekscentryczny i już sprawdzony - kaczkomaty działają m.in. w miejscowości Złotowo. Tam jednak ustawiły je władze miasta, zaś w Warszawie pomysł zgłosił w drugiej już, ubiegłorocznej edycji budżetu partycypacyjnego jeden z mieszkańców stolicy, Grzegorz Walkiewicz.
Budżet partycypacyjny - w Polsce narzędzie stosunkowo nowe - wcześniej sprawdził się w innych krajach, zwłaszcza w Ameryce Południowej (gdzie zaczęto go wprowadzać już w latach 90. ubiegłego wieku; obecnie takie budżety obowiązują w obowiązują w ponad 2 500 miast i miasteczek). Stosowano go również m.in. w Wielkiej Brytanii. Pierwszym polskim miastem, w którym pojawił się - pod nazwą budżetu obywatelskiego, stosowaną również za granicą - był w 2011 r. Sopot.
Warszawa ma już za sobą nabór projektów do trzeciej edycji takiego budżetu. Warszawiacy zgłosili do realizacji na 2017 r. łącznie 2 649 projektów, o ponad 300 propozycji więcej niż w poprzedniej edycji. W 2013 r. zdecydowali o wydaniu na określone przez siebie potrzeby 30 mln zł. To mniej niż 0,5 procent wszystkich miejskich wydatków - być może w przyszłości będzie więcej. Środki finansowe na realizację projektów wybranych przez mieszkańców w głosowaniu pochodzą z budżetów dzielnicowych. Nie są to więc dodatkowe środki, jest to część budżetu dzielnicy przeznaczona do rozdysponowania bezpośrednio przez mieszkańców.
W Warszawie mówi się o budżecie partycypacyjnym, odkąd urzędnicy pracujący nad tym rozwiązaniem doszli do wniosku, że obywatelski jest cały budżet: 100 proc. uchwalane przez radę miasta. Hasło "partycypacja" odnosi się zaś do części wspomnianych środków, do wydania których stosuje się procedurę włączającą bezpośrednio mieszkańców.
Warszawę odróżnia od innych miast coroczny wyścig z czasem przy składaniu wniosków i głosowaniu - miasto ma sześć miesięcy na przeprowadzenie całego procesu. To efekt skali. Dlatego też głosowanie w budżecie partycypacyjnym odbywa się po wakacjach - w stolicy przed budżetem miejskim muszą powstać budżety 18 dzielnic. Inne miasta nie muszą się tak spieszyć.
W praktyce praca nad budżetem partycypacyjnym wygląda tak: mieszkańcy (nie trzeba być zameldowanym w Warszawie - wystarczy w niej mieszkać) mogą składać projekty na specjalnych formularzach on-line albo w formie papierowej. Co ciekawe, głos mają również niepełnoletni - pod warunkiem zgody opiekuna prawnego, którą można wypełnić w internecie podczas głosowania lub zgłaszania projektu (lub na specjalnym druku). Cały proces zaczyna się od najbliższego otoczenia, czyli dzielnicy - bo zgłaszane przedsięwzięcia muszą być związane z jednym, konkretnym obszarem, należącym - co istotne - do miasta. Projekty ogólnomiejskie nie są brane pod uwagę. Można zgłosić dowolną liczbę projektów, w dowolnej liczbie dzielnic - jednak głosuje się potem tylko w jednej, wybranej dzielnicy. Projekt musi być możliwy do zrealizowania w ciągu jednego roku. Zweryfikowane przez urzędników projekty trafiają do dzielnicowych zespołów ds. budżetu partycypacyjnego i poddane pod głosowanie. W tym roku odbędzie się ono między 14 a 24 czerwca. Głosować można tylko osobiście, poprzez Internet albo pojawiając się w wybranym urzędzie dzielnicy lub wyznaczonym punkcie do głosowania.
Najwięcej składanych w ramach budżetu partycypacyjnego projektów dotyczy projektów "twardych", związanych z infrastrukturą - mieszkańcy cenią konkret. Pierwsze miejsca zajmują propozycje dotyczące infrastruktury drogowo-pieszej: ścieżki, pasy rowerowe, przejścia dla pieszych (jednym z zadań wybranych do realizacji były m.in. pasy rowerowe na odcinku ul. Nowy Świat między placem Trzech Krzyży a rondem de Gaulle'a). Mniej widoczne są projekty "miękkie", związane z kwestiami społecznymi czy kulturalnymi.
Urzędnicy pracujący nad budżetem partycypacyjnym podkreślają, że to narzędzie jest prawdziwą szkołą wytrwałości. Zdarzały się projekty odrzucone w poprzednim roku, których autorzy nie odpuścili i postanowili nad nim popracować. Za kolejnym razem - po konsultacjach i zmianach - propozycje trafiły do realizacji.
Najważniejszą jednak zaletą budżetu partycypacyjnego jest to, że uczy on mieszkańców aktywności. Demokracji w praktyce. Aktywizują się nie tylko stowarzyszenia, fundacje czy przedstawiciele środowiska ruchów miejskich, ale również pojedyncze osoby, które - chcąc przeforsować ważne projekty - zawiązują oddolne grupy i komitety. Praca nad zgłoszeniami do budżetu pzekonuje ich, że mają rzeczywisty wpływ na otoczenie, choćby to najbliższe. Organizują się oddolnie - szukając sojuszników dla swojego pomysłu, dowiadują się, że w sąsiedztwie też są inni, którzy chcą działać. Spotykają się, dyskutują. Niektórzy zakładają organizacje pozarządowe. Niestety często efektem ubocznym jest rywalizacja poszczególnych grup. Często mieszkańcy szukają w takiej sytuacji arbitra w urzędnikach, zamiast ze sobą porozmawiać. Są jednak i plusy - przy okazji rozwiązywania takich konfliktów dowiadują się, że w mieście obok siebie istnieją różne interesy i że trzeba je pogodzić. By zapobiec egoistycznym tendencjom, w ubiegłym roku w budżecie wprowadzono zapis zakładający, że zgłoszone projekty mają służyć wszystkim mieszkańcom.
B.C.