Komentatorzy w USA są zgodni, że kryzys w Egipcie jest największym dotychczas wyzwaniem dla Baracka Obamy na arenie międzynarodowej. "Jak jego administracja poradzi sobie z nieprzewidywalnymi wydarzeniami na Bliskim Wschodzie, ukształtuje to jego wizerunek jako przywódcy w kraju i za granicą" - napisał w sobotę "Los Angeles Times". W naradzie w Białym Domu, której przewodniczył doradca prezydenta ds.bezpieczeństwa narodowego Tom Donilon, uczestniczyli: wiceprezydent <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-joe-biden,gsbi,10" title="Joe Biden" target="_blank">Joe Biden</a>, sekretarz stanu Hillary Clinton, szef kancelarii prezydenta William Daley, dyrektor CIA, Leon Panetta, i ambasador USA w Egipcie, pani Margaret Scoobey (ta ostatnia brała udział w posiedzeniu przez telebim). Po dwugodzinnym zebraniu jego uczestnicy przekazali poczynione ustalenia prezydentowi Obamie. Wcześniej tego dnia rzecznik Departamentu Stanu, J.P.Crowley, wezwał egipskiego prezydenta, aby dotrzymał słowa po obiecaniu demokratycznych reform. - Rząd egipski nie może dokonywać przetasowań kadrowych i potem nic nie robić. Za słowami prezydenta Mubaraka, przyrzekającymi reformy, muszą pójść czyny - oświadczył Crowley. Wkrótce potem Mubarak mianował wiceprezydentem swego szefa wywiadu Omara Sulejmana. Poprzednio stanowisko takie nie istniało za rządów Mubaraka. W piątek do reform liberalizujących system i nie tłumienia demonstracji siłą wezwali egipskiego prezydenta Obama i Clinton. Waszyngton ostrzegł, że w razie dalszej brutalnej pacyfikacji protestów może cofnąć pomoc dla Egiptu. USA przekazują corocznie 1,5 miliarda dolarów w pomocy dla tego kraju.