Reklama

Referendum ws. Jednomandatowych Okręgów Wyborczych

​Politycy SLD zaprezentowali spot "Stop JOW"

Politycy SLD przedstawili w Katowicach spot referendalny, w którym przestrzegają przed wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych. Ich zdaniem JOW-y sprawią, że 65 proc. obywateli nie będzie miało przedstawicieli w Sejmie, doprowadzą też do oligarchizacji polityki.

W referendum 6 września Polacy mają wypowiedzieć się m.in. ws. wprowadzenia JOW-ów w wyborach do Sejmu. Kampanię przeciwko takiemu rozwiązaniu prowadzi m.in. SLD.

W środę na konferencji prasowej w Katowicach politycy Sojuszu przedstawili spot referendalny w tej sprawie. Przestrzegają w nim, że w jednomandatowych okręgach wyborczych, gdzie zwycięzca jest tylko jeden, 65 proc. głosów "idzie do niszczarki", a "poglądy milionów obywateli wyrzucone są do kosza na śmieci". Według polityków SLD po wprowadzeniu JOW-ów system polityczny w Polsce stanie się dwupartyjny. To "zmielenie demokracji" - przestrzegają.

Reklama

Poseł i wiceprzewodniczący SLD, a jednocześnie szef komitetu referendalnego "Stop JOW", Zbyszek Zaborowski wyjaśnił podczas konferencji, że spot ma na celu ostrzeżenie społeczeństwa przed konsekwencjami wprowadzenia JOW-ów.

Politycy SLD są zdania, że wprowadzenie JOW-ów groziłoby trwałym podziałem politycznym Polski. Ich zdaniem doprowadziłoby też do zniknięcia ze sceny politycznej mniejszych ugrupowań. W połączeniu z ewentualną likwidacją finansowania partii z budżetu - o co obywatele także mają być pytani w referendum - doszłoby do oligarchizacji polskiej polityki - uważają działacze Sojuszu.

"JOW-y to ukrainizacja polskiej polityki. To sytuacja, w której nie obywatel jest szefem polityka, ale biznesmen - bonzo partyjny, mafijny, który wpłaca określone sumy i który potem egzekwuje od polityków (...)" - przekonywał Tomasz Kalita, również członek komitetu "Stop JOW".

"To tylko marzenie, że w jednomandatowych okręgach wygrywają niezależne autorytety, lokalne osobistości, cieszące się poważeniem i szacunkiem. W praktyce jest tak, że wygrywają największe partie polityczne, które dysponują machiną propagandową, które mają dużą liczbę członków, sympatyków i najbardziej znanych polityków" - podkreślił Zaborowski.

Jego zdaniem klasycznym przykładem, tego co dzieje się z demokracją po wprowadzeniu JOW-ów, jest polski Senat. "Po wyborach z 2011 r. 97 na 100 mandatów senatorskich zdobyły PO i PiS, a Polska podzieliła się wzdłuż granicy Wisły" - mówił.

Polityk wskazał ponadto, że także dla ugrupowania największego orędownika JOW-ów - Pawła Kukiza - szansą na wejście do Sejmu jest ordynacja proporcjonalna, a JOW-y oznaczają dla niego polityczne samobójstwo. "Dlaczego Paweł Kukiz mówi o otwarciu systemu politycznego przy pomocy JOW-ów, to Bóg jeden raczy wiedzieć. Gdyby poważnie myślał o otwarciu systemu politycznego, to należy zastanowić się raczej nad obniżeniem progów wyborczych, np. do 3 proc., wprowadzeniem bardziej proporcjonalnego systemu przeliczania głosów na mandaty (...) i ewentualnym zwiększeniem okręgów" - powiedział poseł.

Zdaniem SLD zamiast organizować referendum ws. JOW-ów, należałoby te same pieniądze wydać na wyprawki szkolne lub darmowe posiłki dla dzieci. "To referendum nie ma sensu, ale skoro już jest, my spełniamy swój obowiązek i informujemy o tym, co ono oznacza" - wskazał Kalita.

Spot będzie emitowany od piątku w stacjach telewizyjnych i rozgłośniach radiowych. SLD przygotował też billboardy i ulotki o tej samej tematyce.

6 września zgodnie z inicjatywą poprzedniego prezydenta Bronisława Komorowskiego Polacy mają odpowiadać na trzy pytania: czy są "za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu"; czy są "za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa" i czy są "za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika".

PAP
Dowiedz się więcej na temat: JOW | Sojusz Lewicy Demokratycznej (SLD)

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy