"Z jednej strony wydarzenia miały charakter tragiczny, z drugiej jest atmosfera świętowania" - podkreśliła Joanna Pietrzak. Władze Turcji ustanowiły 15 lipca świętem narodowym. Oznacza to darmowe przejazdy komunikacją, autostradami i mostami. Na centralnych placach i ulicach w Stambule - jak opowiadała Joanna Pietrzak - gromadzą się tysiące osób i świętują. Ekspertka dodała, że większość mieszkańców Turcji zdaje się popierać prezydenta Recepa Erdogana. Są też głosy sprzeciwiające się obecnie urzędującej głowie państwa. Joanna Pietrzak uważa, że na temat nieudanego zamachu trudno sobie wyrobić jednoznaczą opinię, bo w Turcji nic nie jest oczywiste. Znawczyni Turcji powiedziała, że część komentatorów twierdzi, że mieliśmy do czynienia ze źle przygotowanym zamachem stanu. Inni obserwatorzy za piątkowe wydarzenia obwiniają Fethullaha Gulena, duchowego przywódcę Truków mieszkającego w USA. Pojawiają się również głosy, że pucz inspirował sam prezydent Turcji. "Jest zamęt informacyjny i w zależności, gdzie się ucho przyłoży, są różne teorie." - powiedziała Joanna Pietrzak. Zdaniem Polki mieszkającej w Stambule, od kilku miesięcy w Turcji emocje narastały i można się było spodziewać sytuacji kryzysowych. Joanna Pietrzak wyraziła nadzieję, że kraj mimo wszystko ustabilizuje się i będzie podążał drogą demokracji. Turkolożka przyznała jednocześnie, że po puczu autorytet armii bardzo ucierpiał i trudno będzie teraz jej zapanować nad południowo-wschodnią częścią Turcji, gdzie trwa regularna wojna z Kurdami, a tuż za granicą jest ogarnięta konfliktem Syria. Zdaniem Joanny Pietrzak, najważniejszym pytaniem w tej sytuacji jest to, jak prezydent Erdogan będzie współpracował z ośmieszonym wojskiem. Do nieudanego puczu doszło w Ankarze i Stambule w piątek wieczorem. W zamieszkach zginęło co najmniej 265 osób, a ponad 1400 zostało rannych. Władze podały, że zginęło ponad sto osób zamieszanych w organizację zamachu stanu.