Cotygodniowy, piątkowy cykl "Interia Bliżej Świata" to najciekawsze artykuły najważniejszych zagranicznych gazetOlha Stefaniszyna należy do najbliższych współpracowników Wołodymyra ZełenskiegoWicepremier Ukrainy opowiedziała "The Washington Post" o kulisach swojej pracyJak przyznała, po wybuchu wojny zaskoczyło ją tempo zbliżania się Ukrainy do UE 38-letnia Olha Stefaniszyna poświęciła większość życia zawodowego, próbując zintegrować swój kraj z Zachodem i wyrwać go ze szponów Władimira Putina. Dążenie to dla wielu wydawało się czystą donkiszoterią. Jednak rosyjska inwazja z 2022 r. przyniosła odwrotny skutek do zamierzonego - Ukraina zyskała status kandydata do członkostwa w UE. Teraz Ukraina i Stefaniszyna mają przed sobą wielką szansę - pod warunkiem przetrwania rosyjskiej nawały. Ukraina. Olha Stefaniszyna prowadzi Ukrainę do Unii Europejskiej Jak przekonuje wicepremier ds. integracji Ukrainy z Unią Europejską i NATO, w przypadku jej kraju obecnie chodzi o "powrót do rodziny narodów europejskich" oraz "pozbycie się postsowieckiego ciężaru, spuścizny tyranii i cierpienia". Gdy Ukraina toczy walkę przeciwko Rosji, Stefaniszyna wraz z zespołem dyplomatów prowadzi własną ofensywę, by zachować niezależność i tożsamość Ukrainy, wydeptując przy tym ścieżkę w Brukseli. Nie ma łatwego zadania ze względu na utrzymującą się - chociaż niekoniecznie głośno artykułowaną - niechęć części państw UE do rozszerzenia ze względu na obawę, że tak duży kraj pozbawi ich części unijnych funduszy. Ta powściągliwość była widoczna kilka dni temu, gdy Francja i Polska w obliczu rolniczych protestów w ich krajach wspólnie naciskały na ograniczenia w imporcie produktów spożywczych z Ukrainy. Rolnictwo jest najważniejszą gałęzią gospodarki w Ukrainie. Jego rola rośnie zwłaszcza w sytuacji wojennej, gdy inne sektory mają problemy. Kijów nie ma jednak powodów do narzekań. Stefaniszyna spędziła ostatnie miesiące, kursując między Kijowem a Brukselą. W czasach pokoju zajęłoby to maksymalnie trzy godziny. Obecnie, ze względu na brak ruchu lotniczego nad Ukrainą, może trwać nawet 20 godzin. Wicepremier urzęduje w Kijowie w budynkach rządowych. Wejście zabarykadowane jest workami z piaskiem, gdzieniegdzie znajdują się punkty kontrolne, a w przypadku alarmu przeciwlotniczego na okna jej biura opuszczane są metalowe kraty. Na początku inwazji ukraińska minister została rozdzielona z dziećmi na kilka miesięcy. Teraz, w niektóre noce, pakuje je do samochodu i śpią wspólnie w garażu podziemnym zamienionym w schron przeciwbombowy. Na Zachodzie bez zmian. Długa droga przed Ukrainą Tymczasem w Brukseli życie toczy się normalnym trybem. Przywódcy unijnych państw spotykają się w trakcie cyklicznych szczytów. Zawierane są porozumienia. Ukraińska wicepremier musi ostrożnie lawirować, dbając o interesy swojego kraju. Czasem musi prosić lub wręcz błagać o wsparcie (amunicja, środki finansowe lub przyjmowanie kolejnych uchodźców wojennych, w zależności od rozwoju działań wojennych), czego nie zmienił fakt, że Ukraińcy są od dwóch lat ostrzeliwani przez Rosjan. - Przy stole negocjacyjnym wszyscy jesteśmy równi - zapewnia Stefaniszyna. - Różnica polega na tym, że wracając do Kijowa, znajdujemy się w kraju, gdzie toczy się wojna. Jesteśmy na krawędzi przetrwania - dodaje. Wyzwania stojące przed Kijowem są natury biurokratycznej, jak i egzystencjalnej. Bruksela stawia przed kandydatami do członkostwa wymóg dokonania szeregu reform, mających na celu dostosowanie prawa do unijnych przepisów. Państwa kandydujące muszą przebudować całkowicie swoje instytucje oraz poszczególne polityki sektorowe. Nawet w wariancie optymistycznym proces ten może potrwać dekadę lub dłużej. W przypadku Ukrainy sukces będzie wymagał przezwyciężenia oporu ze strony jawnie przyjaznych Rosji europejskich przywódców, a także izolacjonistów, którzy uważają, że UE jest wystarczająco duża. Będzie to oznaczało od władz w Kijowie trudnych negocjacji każdego dnia. - Wielokrotnie słyszy się, że Ukraińcy są niecierpliwi, nerwowi, niewdzięczni... - mówi Stefaniszyna. - Jesteśmy niezwykle wdzięcznym narodem... Ale nie zapominajmy, że moje dzieci żyją pod ostrzałem bomb - dodaje. Pomarańczowa rewolucja. To od niej wszystko się zaczęło Wicepremier Ukrainy urodziła się w Odessie w ówczesnym Związku Radzieckim. Była małym dzieckiem, gdy Ukraina ogłosiła niepodległość w 1991 r. Kiedy w kraju na przełomie 2004 i 2005 r. wybuchła pomarańczowa rewolucja przeciwko fałszerstwom wyborczym prorosyjskiego Wiktora Janukowycza, Stefaniszyna była na studiach. Protesty ukształtowały ją politycznie i jako człowieka. W demonstracjach brali udział rodzice przyszłej wicepremier. To wtedy po raz pierwszy opowiedzieli córce o bolesnych szczegółach z przeszłości rodziny - prześladowaniach krewnych ze strony Sowietów. - Pełne nadziei protesty były dla nich znakiem, że Ukraina istnieje - wskazuje Stefaniszyna. Ukraińska wicepremier ukończyła studia prawnicze w 2008 r. i pracowała w Ministerstwie Sprawiedliwości, kładąc prawne podwaliny pod bliższą współpracę UE-Ukraina W tamtym czasie członkostwo w UE nie było brane pod uwagę. Jak wspomina, "jedynym możliwym krokiem" była umowa stowarzyszeniowa oraz o wolnym handlu. W 2010 r. Janukowycz wygrał wybory prezydenckie z obietnicą zawarcia obu porozumień. Jednak w listopadzie 2013 r., pod naciskiem Rosji, wycofał się. Stefaniszyna pamięta, jak oglądała wiadomości w telewizji, bawiąc się w domu ze swoją córką i pomyślała: "Teraz pewnie ludzie wyjdą na ulice". Wojna w Ukrainie. Stefaniszyna o ukraińskiej determinacji Podczas tzw. euromajdanu przyszła wicepremier spędzała wiele dni w pracy, a wieczory i weekendy na kijowskim Placu Niepodległości. Jej rodzice przyjechali z Odessy i zabrali córkę w tłum. Stefaniszyna wciąż ma dreszcze na wspomnienie tamtych wydarzeń. Wkrótce pokojowy protest miał zostać spacyfikowany przemocą służb wiernych Janukowyczowi. Zabito ponad 100 demonstrantów. Ostatecznie Janukowycz uciekł do Rosji. W kolejnych tygodniach Moskwa dokonała inwazji i nielegalnie zaanektowała Krym, a następnie rozpętała wojnę w Donbasie. To, co Stefaniszyna wyniosła z decyzji Janukowycza i jej następstw, to lekcja ukraińskiej determinacji i błędnej kalkulacji Kremla. - Dzięki temu mamy świadomość, że tylko my trzymamy front - wskazuje. Kiedy Rosja zaatakowała 24 lutego 2022 r., Stefaniszyna wysłała swoje dzieci na Słowację pod opiekę dziadków ze strony męża, a sama udała się do zachodniej Ukrainy z innymi urzędnikami, by koordynować prace podległego jej resortu. - Zobaczyliśmy, że wszystko, co budowaliśmy przez 10 lat, po prostu znika - wspomina. - Niszczono drogi, budynki, zabijano ludzi - dodaje. Stefaniszyna miała świadomość, że wraz z atakiem Putina jej praca stanie się jeszcze pilniejsza. Zwycięstwo Ukrainy. "Czekaliśmy 120 dni i 30 lat" W cztery dni po ataku - 28 lutego - Wołodymyr Zełenski podpisał wniosek o członkostwo Ukrainy w Unii Europejskiej. Na początku został on potraktowany jako nierealny. W kolejnych tygodniach prezydent próbował wpływać na opinię przywódców w trakcie wystąpień wideo z ogarniętego wojną Kijowa. Po wycofaniu się pod koniec marca rosyjskich wojsk spod ukraińskiej stolicy Stefaniszyna w mundurze wojskowym oprowadzała europejskich gości po zniszczonych przedmieściach, gdzie rosyjskie wojska dokonały egzekucji cywilów. W czerwcu UE przyznała Ukrainie status kandydata. Zachwycony Zełenski nazwał to "zwycięstwem", do którego jego kraj dążył nie tylko od inwazji, ale właściwie od uzyskania niepodległości w 1991 r. "Czekaliśmy 120 dni i 30 lat" - powiedział wówczas. Unijny urzędnik przyznał wówczas anonimowo w rozmowie z "The Washington Post", że "Ukraina zmusiła UE do podjęcia większych działań w ciągu dwóch tygodni niż w ciągu ostatnich 25 lat". Stefaniszyna była zaskoczona tempem. Przyznała, że przed wojną "nikt nie odważyłby się nawet myśleć... o złożeniu wniosku (o członkostwo w UE - red.)". Stefaniszyna: Wojna powinna trwać tak długo, jak to konieczne W przypływie pozytywnego impulsu Stefaniszyna zdecydowała się na ściągnięcie dzieci do domu w Kijowie. Wicepremier pracowała przez większą część swojego życia na tę chwilę. Jednak w grudniu 2023 r. sytuacja jej kraju przed unijnym szczytem zaczęła wyglądać coraz bardziej ponuro. Tuż przed tym, jak przywódcy państw UE mieli zatwierdzić rozpoczęcie rozmów akcesyjnych z Ukrainą, premier Węgier Viktor Orbán zagroził zablokowaniem całego procesu. Zbiegło się to w czasie z akcją rosyjskich hakerów, którzy zablokowali największą ukraińską sieć telefoniczną, odłączając Stefaniszynę od Kijowa. Zełenski dzwonił bez przerwy, by uzyskać aktualne informacje. Wicepremier musiała korzystać z alternatywnych form kontaktu. Stefaniszyna w trakcie przygotowań do szczytu była pełna obaw, co ewentualne unijne "nie" dla rozpoczęcia rozmów będzie oznaczać dla Ukraińców. Niepotrzebnie - w kluczowym momencie Orbán został poproszony o wyjście z sali obrad, pozwalając innym liderom zagłosować za przypieczętowaniem korzystnego dla Kijowa rozstrzygnięcia. Obecnie kluczowe pytanie brzmi, czy Ukraina będzie w stanie utrzymać szybkie tempo. Bo chociaż Orbán ustąpił, on i jemu podobni będą mieli w przyszłości wiele okazji, by rzucać Ukrainie kłody pod nogi. Stefaniszyna zapewnia, że cokolwiek się stanie "będzie walczyć dalej". - Wojna powinna trwać tak długo, jak to konieczne. Dopóki nie nadejdzie zwycięstwo - podkreśla. --- Więcej ciekawych historii z całego świata w każdy piątek w Interii --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły! --- Artykuł przetłumaczony z "The Washington Post". Autor: Emily Rauhala Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji. Więcej tekstów "Washington Post" możesz znaleźć w płatnej subskrypcji. ---