Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Brytyjski, konserwatywny "The Spectator", z którego pochodzi poniższy artykuł, ukazuje się nieprzerwanie od 1828 r., co czyni go najstarszym tygodnikiem na świecie. We współczesnej Turcji, podobnie jak w starożytności, emocje ludzi na sportowych arenach są głównymi wyznacznikami prawdziwych nastrojów. W lutym na trybunach słynnego Sukru Saracoglu w Stambule - stadionie drużyny Fenerbahce, której prezydent Recep Tayyip Erdogan jest wiernym kibicem od 25 lat - rozbrzmiewały pełne oburzenia hasła: "Erdogan do dymisji" i "Kłamstwa! Kłamstwa! Kłamstwa!". Turcja. Trzęsienie ziemi zachwiało władzą Erdogana W tym samym czasie kibice innego ze stambulskich klubów, Besiktasu, zasypali boisko tysiącami maskotek, aby uczcić pamięć tysięcy dzieci, które straciły życie w trakcie lutowego trzęsienia ziemi. "Sułtan jest nagi, jest złodziejem" - powiedział Muslim Aydin, właściciel restauracji w Stambule, który od zawsze kibicuje Fenerbahce i przez wiele lat był zwolennikiem Erdogana. "Już nie wierzymy w jego kłamstwa" - zapewnił. W trakcie dwóch dekad rządów Erdogan wielokrotnie zmieniał swoją politykę, ale zawsze dbał o wizerunek człowieka ludu. I pomimo dobrze udokumentowanych oskarżeń o korupcję członków rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) oraz członków jego rodziny prezydent zachował urok zwykłego człowieka z klasy pracującej z miasta Rize nad Morzem Czarnym, który osiągnął sukces jako orędownik wspólnego dobra. Erdogan należy z pewnością do najbardziej utalentowanych z polityków jego pokolenia - populistów, którzy pojawili się na scenie wielu krajów w XXI w. Jednak ostatnio w wyniku fatalnego zarządzania gospodarką oraz rażącej korupcji w sektorze budowlanym - kontrakty przyznawano przedsiębiorcom lojalnym AKP - która przyczyniła się do zwiększenia liczby ofiar tragicznego trzęsienia ziemi, prezydent stanie w maju przed najpoważniejszym wyzwaniem w karierze. Tuż po trzęsieniu ziemi wydawało się, że stracił słuch społeczny. Odnosząc się do muzułmańskiej wiary, uznał, że najwidoczniej takie musiało być "przeznaczenie". Kemal Kilicdaroglu może zakończyć rządy Erdogana Wydaje się, że szansą na przetrwanie wieloletniej władzy Erdogana jest rozdarta i kłótliwa natura tureckiej opozycji. Ale jakby na przekór temu w marcu po wielu tygodniach trudnych rozmów sześć partii opozycyjnych ostatecznie porozumiało się w sprawie nominowania wspólnego kandydata w wyborach prezydenckich. Został nim 74-letni ekonomista i polityczny weteran Kemal Kilicdaroglu. Jako przywódca centrolewicowej Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) Kilicdaroglu poprowadził ugrupowanie w czterech wyborach parlamentarnych. Zaznał smaku porażek w dwóch referendach, które zmieniały ustrój państwa na rzecz Erdogana. Wybierając Kilicdaroglu jako kandydata kompromisowego, opozycja pominęła burmistrza Stambułu, Ekrema Imamoglu, który pokonał w 2019 r. kandydata Partii Sprawiedliwości i Rozwoju i byłego tureckiego premiera Binaliego Yıldırıma. Jednak 52-letni Imamoglu padł w grudniu 2022 r. ofiarą politycznych rozgrywek, gdy skazano go na karę dwóch lat i siedmiu miesięcy pozbawienia wolności oraz wykluczenie z polityki. Czytaj wszystkie artykuły z cyklu "Interia Bliżej Świata". Polityk został skazany za "obrazę urzędników publicznych", a dokładniej za swoją wypowiedź z 2019 r. Burmistrz skrytykował wówczas członków Najwyższej Komisji Wyborczej za anulowanie wyników wyboru w Stambule i nazwał ich "idiotami". Jeśli wyrok zostanie potwierdzony przez sąd wyższej instancji, Imamoglu trafi do więzienia, a w oczekiwaniu na prawomocny wyrok ma zakaz udziału w życiu politycznym. Dla wielu obserwatorów sprawa Imamoglu jest tym wszystkim, z czym kojarzy się Turcja pod rządami Erdogana: państwem z rażąco stronniczym sądownictwem, które ogranicza wolność prasy w stylu Rosji Władimira Putina. Nieudany pucz przeciwko Erdoganowi Turcja przeszła głębokie zmiany pod rządami Erdogana. Na rok przed jego dojściem do władzy w 2003 r. zakazano noszenia islamskich chust na uniwersytetach i w urzędach. Teraz noszenie hidżabu stało się oznaką przynależności do religijno-konserwatywnej elity w kraju. Jednocześnie absolwenci religijnych szkół Imama Hatipa mają łatwiejszy wstęp na uniwersytety czy krótszą drogę do objęcia stanowisk w administracji rządowej. Erdogan przez wiele lat próbował przejąć dominację nad zsekularyzowana armią, szukając przy tym okazji do politycznej zemsty za odsunięcie od władzy przez wojskowych w 1997 r. jego mentora, proislamskiego premiera Necmettina Erbakana. Udało się w 2016 r. w wyniku nieudanego puczu. Erdogan uwięził ponad 100 tys. przeciwników politycznych, w tym wojskowych, polityków opozycji, dziennikarzy. Wykorzystał w tym celu nadzwyczajne uprawnienia do pozbycia się niezależnych mediów, a następnie dzięki zwycięskiemu referendum otrzymał szerokie uprawnienia prezydenckie. Turcja i rekordowa inflacja W tym czasie gospodarka funkcjonowała bez zarzutu, zapewniając spokój społeczny. PKB kraju zwiększyło się trzykrotnie, pozwalając wzbogacić się klasie średniej, a przy okazji sfinansować ogromne projekty infrastrukturalne. Niepisana umowa społeczna ery Erdogana polegała na tym, że ludzie byli gotowi oddać swoją wolność w zamian za bezpieczeństwo i dobrobyt, jak w Rosji pod rządami Putina. Ale gloryfikowane przez prezydenta Turcji silne państwo nie zadziałało w chwili największej próby - potwornego trzęsienia ziemi. Turcy zarzucali Erdoganowi opóźnianie wysłania wojska do akcji ratunkowej. Miało się to brać z obaw, by podejrzana politycznie armia nie przypisała sobie zasług za działania ratunkowe. Umowę Erdogana ze społeczeństwem zaczęły podmywać w ostatnich latach także problemy gospodarki. Nad Bosforem inflacja wymyka się spod kontroli. Tajemnicą poliszynela jest polityka pieniężna Erdogana, który jest zwolennikiem niskich stóp procentowych. Jego zdaniem to wysokie stopy procentowe napędzają inflację. W efekcie inflacja wymyka się spod kontroli i przekracza 50 proc., niszcząc siłę nabywczą i oszczędności obywateli. "Byłem zwolennikiem Erdogana we wczesnych latach jej władzy" - napisał długoletni zwolennik partii AKP, politolog Mustafa Akyol. "Byli skromni, rozsądni, nastawieni na zmiany. Ale władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie. Skończyło się na tym, że stali się całkowicie skorumpowani i bezwstydnie autorytarni" - podkreślił. Zwolennicy systemu Pomimo wszystkich błędów Erdogan pozostaje nie bez szans na zwycięstwo w majowych wyborach prezydenckich. Sondaże wskazują, że nadal około 45 proc. Turków popiera AKP oraz ich nacjonalistycznych sojuszników z Partii Działania (MHP). Podobnym poparciem cieszy się opozycja. Chociaż najnowszy sondaż prezydencki daje przewagę Kilicdaroglu, który według sondażowni Saros może się cieszyć 53,7 proc. poparciem, przy 46,3 proc. uzyskanych przez obecnego prezydenta. Paradoksalnie problemy gospodarcze w kraju mogą skłonić wielu wyborców do wybrania polityki kontynuacji, tego co już znają, zamiast powrotu do ery niestabilnych rządów koalicyjnych sprzed ery Erdogana. Prezydent cieszy się lojalnością milionów zwolenników AKP, których "wychował" i pozwolił na objęcie wielu ważnych funkcji na każdym ze szczebli w aparacie państwa: edukacji, policji, sądownictwie. Jednocześnie należy pamiętać, że wiele lat korupcji oraz konfiskaty przez państwo przedsiębiorstw należących do przeciwników politycznych oznaczają, że wzbogaceni przy tym biznesmeni zrobią wszystko, by nie utracić nabytych przywilejów. Władze w Stambule krytykują Zachód Edrogan jest także mistrzem w zarządzaniu społecznymi emocjami. Przez lata karmił wyborców informacjami o zagrożeniach płynących z zagranicy, w tym m.in. rzekomych spiskach żydowskich bankierów, chcących podkopać gospodarczą pozycję Turcji. Minister spraw wewnętrznych Suleyman Soylu - czołowy antyamerykański głos w AKP - odmówił przyjęcia kondolencji USA po listopadowym ataku terrorystycznym w Stambule. Tłumaczył przy tym, że "USA to państwo, które wysyła pieniądze z własnego Senatu, by zasilać terrorystów w Kobani". Ankara obwinia o atak Partię Pracujących Kurdystanu oraz syryjską kurdyjską milicję YPG. Soylu koordynował rozdzielaniem pomocy humanitarnej, która płynęła od krytykowanych przez Turcję państw Zachodu, m.in. za wspieranie "kurdyjskiego terroryzmu". Jednocześnie przyjaciel Erdogana, Władimir Putin, miał niewiele do zaoferowania w kwestii pomocy dla poszkodowanych w trzęsieniu ziemi. Problem mniejszości kurdyjskiej I to stosunki tureckiego państwa z 15-milionową kurdyjską mniejszością - stanowi 18 proc. społeczeństwa - mogą być problematyczną kwestią w nadchodzących wyborach. Po raz kolejny to na piłkarskim stadionie można było odczuć wzrost napięcia w tej sprawie. W trakcie meczu z 5 marca Bursasporu, drużyny z północy kraju, zawodnicy i kibice Amedspor z głównie kurdyjskiego Diyarbakir zostali wygwizdani i obrzuceni różnymi przedmiotami z trybun. Po powrocie do domu wielotysięczny tłum powitał piłkarzy jak bohaterów. Fani skandowali m.in., że "Kurdystan będzie cmentarzyskiem faszyzmu". Festiwal nienawiści w Bursaspor był postrzegany przez wielu jako ostrzeżenie przed możliwymi konfliktami etnicznymi. W trzymilionowej Bursie, zamieszkiwanej przez 200 tys. osób pochodzenia kurdyjskiego, pojawiły się napisy na szkołach: "Albo mów po turecku, albo wynoś się". Ale głos Kurdów będzie miał decydujące znaczenie w najbliższych wyborach prezydenckich. A języczkiem u wagi może okazać się broniąca praw mniejszości kurdyjskiej Ludowa Partia Demokratyczna (HDP). To trzecia co do wielkości siła polityczna w Turcji, a jej znaczenie zwiększa brak przynależności do opozycji oraz do obozu władzy. Turecki Gandhi Kemal Kilicdaroglu sam nie jest Kurdem, ale podobnie jak większość z nich przynależy do społeczności alewitow (zaliczanych niekiedy jako odłam szyitów), podczas gdy większość muzułmanów w Turcji jest sunnitami. I w przeciwieństwie do Erdogana kandydat opozycji nigdy nie wznosił antykurdyjskiej haseł. Delikatny i uprzejmy styl Kilicdaroglu sprawił, że zyskał przydomek "Gandhi Kemal" - co stanowi nawiązanie do Mahatmy Gandhiego, ojca Indii i symbolu pokojowego oporu. Kontrastuje to z aroganckim wizerunkiem Erdogana. Prezydent Turcji kpi ze swojego przeciwnika, ale Kilicdaroglu jest w rzeczywistości takim samym "zwykłym człowiekiem" z klasy robotniczej jak Erdogan. Był jednym z siedmiorga dzieci w rodzinie lokalnego poborcy podatkowego w Tunceli we wschodniej Turcji. O skromności Kilicdaroglu świadczy jego dom, któremu przydałby się remont. Kontrastuje to z liczącym ponad tysiąc pokoi pałacem prezydenckim Ak Saraj, który Erdogan wybudował w Ankarze, lekceważąc przy tym kilka sądowych nakazów wstrzymania inwestycji. Obaj rywale nie mogą się bardziej różnić, zarówno osobistym stylem, jak i sposobem uprawiania polityki. Pytanie brzmi, czy mający profil łagodnego biurokraty Kilicdaroglu może pokonać bezwzględnego i pozbawionego skrupułów populistę Erdogana? Odpowiedź zależy częściowo od tego, jak głębokie jest rozczarowanie Turków populistycznym sułtanem po ostatnich dwóch dekadach. Tekst przetłumaczony z "The Spectator". Autor: Owen Matthews Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji