Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Brytyjski, konserwatywny "The Spectator", z którego pochodzi poniższy artykuł, ukazuje się nieprzerwanie od 1828 r., co czyni go najstarszym tygodnikiem na świecie. Ekologizm to ideologia naszych czasów. Zapomnijmy o neoliberalizmie. Jego szczyt przypadł na 2000 r. i został definitywnie zdetronizowany przez kryzys finansowy w 2008 r., w tym samym roku, w którym parlament (brytyjski - red.) uchwalił ustawę o zmianach klimatycznych, która utorowała drogę dla neutralności klimatycznej (Net Zero - red.). Od tamtego czasu ekologizm odnosił kolejne zwycięstwa, więc paradoksem może być fakt, że jeden z założycieli brytyjskiego ruchu zielonych uderzył niedawno w nutę defetyzmu. Przemawiając podczas imprezy z okazji 50-lecia Partii Zielonych, Michael Benfield zasugerował, że "bitwa o przetrwanie środowiska naturalnego na świecie jest w tej chwili przegrana". Benfield stwierdził, że Zieloni odnieśli sukces w podnoszeniu świadomości, "ale nie poradzili sobie z ocaleniem środowiska". Ekologizm bardziej radykalny niż marksizm Każda ideologia, która twierdzi, że reprezentuje jedyną drogę do ocalenia przed nieuniknioną apokalipsą - w tym przypadku planetarną - musi zmierzyć się z otrzeźwiającą konfrontacją z rzeczywistością. Jak przyznaje Benfield, skala rozwiązań, które uważa za konieczne, jest trudna do przełknięcia dla każdej partii politycznej. Pod względem ekonomicznym ekologizm jest ideologią bardziej radykalną niż klasyczny marksizm. O ile marksizm polegał na zmianie własności środków produkcji, o tyle ekologizm dąży do zmiany samych środków produkcji. Zieloni chcą odwrócić rewolucję przemysłową, którą uważają za grzech pierworodny współczesnej cywilizacji, ponieważ wyzwoliła ona globalny, samowystarczalny wzrost gospodarczy, który, ich zdaniem, niszczy planetę. Wzrost jest jednak czymś, czego ludzie pragną. Utrzymanie standardu życia ludzi na minimalnym poziomie jest czymś, co każda partia polityczna poza Zielonymi, musi obiecać wyborcom, nawet jeśli ich polityka nie chce lub nie może tego zapewnić. I chociaż triumfuje, ekologizm kryje w sobie wewnętrzną sprzeczność. Propagowana w jego ramach polityka energetyczna, polegająca na zastąpieniu paliw jądrowych i kopalnych, które pozwalają funkcjonować współczesnym społeczeństwom, wiatrem i energią słoneczną, wymaga uprzemysłowienia przyrody. Norwegia. Greta Thunberg protestuje przeciwko wiatrakom Pod koniec lutego Greta Thunberg trafiła w ręce norweskiej policji. Szwedzka aktywistka klimatyczna została zatrzymana podczas protestu przeciwko farmom wiatrowym. Demonstranci protestowali przeciwko elektrowni wiatrowej składającej się ze 151 turbin, która działa na pastwiskach Lapończyków w środkowej Norwegii. Takie starcia będą prawdopodobnie coraz częstsze. W porównaniu do energii jądrowej i paliw kopalnych, wiatr i słońce są źródłami energii o niskiej gęstości. Wymaga to masowego zabierania ziemi, wpływając na integralność lokalnych siedlisk, zabijania ptaków drapieżnych przez łopaty turbin wiatrowych i masowego zabijania nietoperzy przez dźwięki i fale turbin wiatrowych, a wszystko to w imię ratowania planety. To, co lokalne, poświęca się dla tego, co globalne. "Planeta ludzi" Michaela Moore'a Ta sprzeczność była tematem filmu Michaela Moore'a "Planeta ludzi" z 2020 r. Film wywołał oburzenie za pokazanie, jak ekologizm przekształcił się w narzędzie władzy zielonych korporacji. Josh Fox, twórca tendencyjnego filmu "Kraj gazem płynący" ("Gasland"), wymierzonego w zwolenników szczelinowania hydraulicznego gazu łupkowego, potępił Moore'a za przytaczanie "rażąco nieprawdziwych argumentów przemysłu paliw kopalnych", mimo że były one wygłaszane przez lewicowych naukowców. Czytaj wszystkie artykuły z cyklu "Interia Bliżej Świata". Fox zorganizował petycję, domagając się wycofania filmu Moore'a. YouTube usunął "Planetę ludzi" rzekomo z powodu naruszenia praw autorskich za użycie kilku sekund materiału filmowego (należącego do brytyjskiego fotografa Toby'ego Smitha - red.) o minerałach ziem rzadkich transportowanych z Mongolii Wewnętrznej. Film ostatecznie odblokowano, mimo że był on atakowany m.in. przez znanego klimatologa Michaela Manna za to, że zawiera "zniekształcenia, półprawdy i kłamstwa" i służy jako "klin dzielący społeczność ekologiczną". Problematyczny wzrost gospodarczy. Idea postwzrostu Jednak to wzrost gospodarczy jest największym klinem dzielącym zdeklarowanych zielonych od ich bardziej pragmatycznych współtowarzyszy oraz tych, którzy ich popierają i finansują. W ostatnim raporcie "Net Zero Review" poseł Partii Konserwatywnej Chris Skidmore nazywa dążenie do neutralności klimatycznej "szansą na wzrost gospodarczy w XXI w.". Tymczasem zamiast analizować koszty neutralności klimatycznej, sprawozdanie Skidmore'a jest niczym więcej niż listą życzeń sporządzoną przez szukające zysku grupy interesów związane z energią odnawialną. Prawdziwi zwolennicy ekologizmu idą dalej i nie chcą żadnego wzrostu. Skupiają się wokół ruchu degrowth (idea postwzrostu). Jednym z największych orędowników energii odnawialnej - i jednocześnie przeciwnikiem energetyki jądrowej - jest amerykański fizyk Amory Lovins, który w 1982 r. założył Rocky Mountain Institute - organizację zajmującą się promowaniem efektywności energetycznej i odnawialnych źródeł energii. "Odkrycie źródła czystej, taniej, obfitej energii byłoby dla nas katastrofalne z powodu tego, co moglibyśmy z nią zrobić" - powiedział Lovins w jednym z wywiadów z 1977 r. I, jak dodał, "powinniśmy szukać źródeł energii, które są adekwatne do naszych potrzeb". Wynika z tego, że to wystarczalność, a nie obfitość, jest prawdziwym celem zielonych. Odwrócenie wzrostu gospodarczego Dla zadeklarowanych zielonych zaletą energii odnawialnej jest to, że nie jest ani tania, ani obfita, ponieważ zastąpienie paliw kopalnych źródłami odnawialnymi pomaga odwrócić wzrost gospodarczy. Cel neutralności klimatycznej został przyjęty na podstawie bajeczki Komisji ds. Zmian Klimatycznych o coraz tańszych kosztach energii odnawialnej. Obecnie zdajemy sobie sprawę, że podobnie jak wszystko inne, odnawialne źródła energii potrzebują tanich paliw kopalnych. Wraz z wiadomością, że Ørsted, duńska firma zajmująca się energią wiatrową, może odłożyć na bok projekt morskiej elektrowni wiatrowej Hornsea Three, jeżeli rząd nie zapewni większych dotacji, z każdym dniem staje się coraz wyraźniejsze, że ta bajka ma mroczne, nieszczęśliwe zakończenie. Rupert Darwall jest współpracownikiem Fundacji RealClear i autorem książki "Green Tyranny" ("Zielona tyrania") Tekst przetłumaczony z "The Spectator". Autor: Rupert Darwall Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji