"The Guardian": Wydali oszczędności życia. Teraz ich domy marzeń wpadają do morza
Najpierw silny wiatr, a następnie dom osuwający się z klifu do morza. Tak od wielu lat wygląda codzienność mieszkańców Hemsby w hrabstwie Norfolk w Wielkiej Brytanii. Ci ludzie przekonują się na własnej skórze, że z siłami natury nie można wygrać. Mimo tego próbują ratować swoje wymarzone domy. Wielu z nich kupiło je za oszczędności całego życia. Oprócz silnego wiatru i osuwającej się ziemi muszą przezwyciężyć urzędniczą obojętność.
Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Założony w 1821 r. brytyjski dziennik "The Guardian", z którego pochodzi poniższy artykuł, jest jedną z najstarszych gazet na świecie. Jego dziennikarze wielokrotnie zdobywali najbardziej prestiżowe dziennikarskie nagrody, w tym m.in. Pulitzera.
W miejscowości Hemsby, w hrabstwie Norfolk, mieszkańcy codziennie obserwują, jak ziemia osuwa się pod ich domami. Budynkom grozi katastrofa, firmy ubezpieczeniowe odmawiają wypłaty odszkodowań, a władze robią niewiele, aby pomóc.
W szary, zimny, marcowy dzień duża żółta koparka wyburzała charakterystyczny drewniany dom znajdujący się na klifie. Słychać trzask łamanego drewna, a cała scena trwała nie dłużej niż przygotowanie filiżanki herbaty.
Po chwili z domu pozostała sterta połamanych desek, a po godzinie zniknął z krajobrazu. Ekipa robotników pozostałości załadowała na zaparkowaną w pobliżu ciężarówkę. Na drewnianych ścianach widać wiadomość pozostawioną przez zrozpaczonych właścicieli, którzy wydali na domek oszczędności życia.
Właściciele to para, która zamieszkiwała w miejscowości Hemsby w hrabstwie Norfolk razem z dwoma terierami. Stali się kolejnymi w tej okolicy uchodźcami klimatycznymi w Wielkiej Brytanii.
Wszystko za sprawą porywistych wiatrów z północnego-wschodu oraz erozji piaskowca, z którego składa się klif. Populacja Hemsby wynosi około 3 tys. osób, ale rośnie kilkukrotnie w sezonie wakacyjnym nawet do 25 tys.
Gdy w marcu po raz kolejny miejscowość nawiedziły silne wiatry, w okolicy ponownie zaczęła osuwać się ziemia. Pięć domów znalazło się dosłownie tuż na przepaścią. Ewakuowano dziewiątkę mieszkańców, a lokalne władze zdecydowały o rozbiórce. Nikt nie chciał ryzykować tragedii.
Wydaje się jednak, że to dopiero początek. W samym Hemsby jest jeszcze wiele domów, które budowano począwszy od lat 30. XX w. na tutejszych wydmach. Kolejne 92 budynki znajdują się przy drodze tuż za nimi.
Osuwający się klif nie jest problemem tylko małych miejscowości. Z podobnymi trudnościami mierzą się duże miasta i miasteczka, od Portsmouth na południowym wybrzeżu Anglii do Hull na wschodzie kraju.
Grozi im zniszczenie, jeśli tylko poziom morza podniesie się o 1,5 metra. Według najnowszych szacunków około 200 tys. nadbrzeżnych nieruchomości w Anglii jest zagrożonych zalaniem w ciągu najbliższych 30 lat.
W teorii każde wybrzeże jest regulowane przez plan zarządzania linią brzegową. Większość z nich ma za zadanie chronić przed erozją gleby.
Jednak jak podkreślają mieszkańcy, w praktyce nie wygląda to tak różowo. Wielu z nich ma wrażenie, że zostawiono ich samych z piętrzącymi się problemami.
Malclom Debbage oraz Frances Bolton byli jednymi z 11 właścicieli domów w Hemsby, którzy stracili dorobek swojego życia w 2018 r. w wyniku działania "bestii ze Wschodu", jak określono wiejący wówczas porywisty wiatr.
- Jesteśmy ofiarami zmian klimatycznych, chociaż nikt tego oficjalnie nie uznaje, a zwłaszcza firmy ubezpieczeniowe. Przekonują nas, że to, z czym mamy do czynienia, jest efektem naturalnej erozji wybrzeża i odmawiają wypłaty odszkodowań - mówi z goryczą Debbage.
Podobnie jak wiele innych osób mieszkających w najbardziej zagrożonych domach w Hemsby, Debbage i Bolton w 2015 r. zainwestowali oszczędności życia w wysokości 80 tys. funtów w zakup małego domu nad morzem.
Ich wymarzone miejsce na ziemi było jednym z setek podobnych zbudowanych na rozległych wydmach w latach 30. ubiegłego wieku, w czasach przed regulacjami dotyczącymi planowania przestrzennego.
W 2018 r. w trakcie, gdy w okolicy szalała "bestia ze Wschodu", byli poza domem w odwiedzinach u krewnych. Debbage został wezwany przez wolontariuszy i poinformowano go o konieczności wyburzenia domu z powodu działania sił natury.
Wolontariusze uratowali kilka drobiazgów z zagrożonego domu przed przybyciem właścicieli, w tym. m.in. jedno z wczesnych wydań "Ulissesa" Jamesa Joyce'a. Para bowiem prowadziła mały antykwariat. Inne cenne przedmioty - w tym pozostałe książki czy albumy ze zdjęciami z 13 podróży do Indii - uległy zniszczeniu.
Debbage i Bolton zakwaterowano w jednej drewnianych chat w Hemsby, w miejscu, gdzie latem zatrzymują się liczni turyści. Następnie lokalne władze zaproponowały im przeniesienie się do domu letniskowego w pobliskim Caister.
Nie otrzymali jednak żadnego wsparcia dla osób w stanie kryzysu psychicznego. A przecież nie mogli poradzić sobie ze stratą i ostatecznie przenieśli się do mieszkania spółdzielczego w Londynie.
- Strata domu jest okropna - podkreśla Debbage. I jak dodaje, pozostawiono ich samym sobie. Para nadal dochodzi swoich praw do odszkodowania od firmy ubezpieczeniowej oraz lokalnych władz.
Po pięciu latach z podobnymi wyzwaniami mierzą się inni mieszkańcy Hemsby, a właściwie uchodźcy klimatyczni, jak o sobie mówią. Ich także po wysiedleniu z domów na klifie umieszczono tymczasowo w domkach dla turystów. Rozmowy z mieszkańcami wskazują na wzbierający w nich gniew oraz determinację do walki o swoje.
Kilka tygodni temu ponad 250 mieszkańców wzięło udział w naradzie, w trakcie której ustalono plan działania. Przewidywał on zebranie funduszy na pozew przeciwko rządowi oraz organizację "marszu" na parlament.
- Musimy pojechać do Westminsteru i wywołać zamieszki - mówi jedna z kobiet. - Czas przestać gadać i podjąć jakieś działania - dodaje inna.
Jeden z mieszkańców w trakcie spotkania powiedział, że jego firma ubezpieczeniowa odmówiła wypłaty odszkodowania, ponieważ erozję ziemi uznano za akt Boga. - To działanie diabła, a nie Boga - stwierdził.
I rzeczywiście Bóg ma niewiele wspólnego z nieszczęściem mieszkańców. Winnym są zmiany klimatyczne wywołane działalnością człowieka. Przyczyniają się one do większej liczby silnie wiejących wiatrów w tej części wybrzeża, a to z kolei przekłada się na przyspieszenie erozji klifu.
Jednak miejscowi zwracają uwagę także na inne czynniki: wydobywanie piasku z dna morskiego w pobliżu wybrzeża, inne zabezpieczenia morskie zakłócające naturalny przepływ piasku wzdłuż wybrzeża do Hemsby, a nawet wprowadzenie nierodzimych gatunków trawy, które wiążą wydmy mniej skutecznie niż rodzime odmiany.
Ale przede wszystkim każdy z mieszkańców obwinia o utratę domów lokalne władze, które nie zapewniają stosownej ochrony na tym odcinku wybrzeża, chociaż nie tak daleko - w odległości nieco ponad kilometra - poczyniono takie działania.
Starsi mieszkańcy wspominają czasy świetności miejscowości w latach 50., kiedy to obok trzech rozległych grzbietów wydm stał jeszcze bunkier z czasów II wojny światowej. Dziś pozostał tylko jeden grzbiet wydm, a bunkier znalazł się w morzu.
Miejscowi są przekonani, że erozję wydm pogarsza wydobywanie piasku stosunkowo blisko wybrzeża, za co Majątek Korony (Crown Estate - red.) - będący właścicielem większości dna morskiego wokół Wielkiej Brytanii - otrzymuje miliony w ramach licencji.
Czytaj wszystkie artykuły z cyklu "Interia Bliżej Świata".
Przedstawiciele Crown Estate przekonują, że podchodzą odpowiedzialnie do sytuacji, a licencje na wydobycie piasku mogą zostać wycofane przez regulatora, Organizację Zarządzania Morzem, jeśli okaże się, że mają jakiekolwiek nieoczekiwane skutki.
- Wszelkie działania związane z wydobyciem morskiego piasku i żwiru są starannie regulowane, a wszelkie licencje podlegają kompleksowej ocenie wpływu na środowisko - podkreśla rzecznik prasowy Majątku Korony.
Tymczasem każdego roku w okoliczne strony sprowadzają się kolejni mieszkańcy urzeczeni widokiem z wydm, którzy inwestują oszczędności życia w "wymarzony dom". Jeden z nich, położony w najbardziej zagrożonym punkcie klifu jest wyceniany na około 200 tys. funtów. Sprzedający uprzedza, by sprawdzić stan erozji wybrzeża.
Dla przybyłych z zewnątrz wydaje się, że odległość od morza jest bezpieczna, ale lokalni mieszkańcy wiedzą, że morze pożera takie odległości w ciągu dekady lub dwóch.
Jak na razie żadne przepisy nie zabraniają takich transakcji. I chociaż większość banków nie udzieli pożyczki, to przynajmniej jeden z mieszkańców na klifie spłaca kredyt hipoteczny, a firmy ubezpieczeniowe sprzedają swoje pakiety.
- Agenci ubezpieczeniowi są w stanie sprzedać wszystko - podkreśla Colin Martin, który mieszka w okolicy od 70 lat.
- Kiedy przyjechaliśmy w te strony, z naszego domu nie było widać morza. Teraz podmywa drogę na dole podjazdu - podkreśla jedna z mieszkanek, która 22 lata temu osiedliła się w okolicy z mężem po przejściu na emeryturę.
Mieszkańcy boją się o los Hemsby, także w kontekście wakacyjnej turystyki. Brak zabezpieczenia klifu może się przełożyć na spadek zainteresowania letników przyjazdami na malownicze wybrzeże.
To o tyle istotne, że biznes turystyczny generuje tutaj co roku około 90 mln funtów. Teoretycznie pomóc mógłby lokalny poseł do Izby Gmin, Brandon Lewis z Partii Konserwatywnej. Jak dotąd jednak niezbyt przysłużył się okolicznym mieszkańcom.
Po ostatnich sztormach Lewis wezwał do debaty w Izbie Gmin na temat ochrony wybrzeża. - Rząd wydał ostatnio 40 mln funtów na (głównie rzeczne) zabezpieczenia przeciwpowodziowe w jego okręgu wyborczym, które chronią 15 tys. domów i liczne firmy w dystrykcie Great Yarmouth - wyjaśnia Lewis.
Tymczasem Hemsby z opóźnieniem uzyskało pozwolenie na umieszczenie dużych granitowych pierścieni u podstawy wydm, aby kupić nieco więcej czasu domom będącym na urwisku piaskowego klifu.
Koszt inwestycji wynosi 20 mln funtów i jest mało prawdopodobne, że zostanie zrealizowana, chyba że w cudowny sposób pojawią się fundusze rządowe.
Jako odpowiedź na kryzysową sytuację lokalne władze zakupiły kilka skał, które umieszczono wzdłuż zaledwie 40 metrów z 1,3 tys.-metrowego wybrzeża Hemsby.
W obliczu zagrożenia mieszkańcy Hemsby próbowali zorganizować się sami. Otrzymali "na próbę" pozwolenie na umieszczenie 75 betonowych bloków na plaży.
W miarę pogarszania się sytuacji należy spodziewać się więcej podobnych inicjatyw. Jeden z mieszkańców, Lance Martin, 65-letni weteran, uzyskał pozwolenie na umieszczenie skał wokół podstawy wydm poniżej własnego domu.
I rzeczywiście uratowały jego dom podczas ostatniej wichury. Martin walczył z czasem, aby ocalić dobytek. Dzięki pomocy robotników i ciężkiego sprzętu udało mu się przestawić dom w głąb lądu, zanim urzędnicy zdecydowali o rozbiórce.
- Rząd Holandii przeznacza rocznie około miliarda euro na zabezpieczenia swojego wybrzeża. Dlaczego nie możemy pójść w ich ślady? - rozkłada ręce mężczyzna.
W 2020 r. brytyjski rząd ogłosił, że podwoi inwestycje w ochronę przed powodziami i erozją wybrzeża do 5,2 mld funtów w ciągu sześciu lat, ale eksperci zwracają uwagę, że większość pieniędzy jest przeznaczana na obronę przeciwpowodziową rzek w głębi lądu.
Holendrzy wydali znacznie więcej na ochronę przeciwpowodziową, a ich linia brzegowa to ułamek brytyjskiej - samo hrabstwo Essex ma dłuższą linię brzegową niż Holandia.
Mieszkańcy Hemsby nie mogą zrozumieć, dlaczego wzmocniono zaledwie 40 metrów wybrzeża.
- Jestem sfrustrowany tak samo jak wszyscy inni - mówi James Bensly, lokalny rady, który jest również właścicielem kawiarni i kilku kiosków na plaży.
- To, co dzieje się tutaj, może się zdarzyć w każdej większej społeczności w strefie przybrzeżnej w Wielkiej Brytanii. Aby cokolwiek zmienić, musimy przekonać decydentów w Londynie - podkreśla.
Jak na razie wszystko, czym dysponuje Hemsby, to zawziętość mieszkańców.
- Być może straciliśmy wszystko, ale kiedy usuwaliśmy nasze rzeczy z zagrożonego domu, pomagało nam wiele osób - stwierdził jeden z mieszkańców, który dopiero co został wysiedlony z klifu.
- Dzięki temu, stojąc tutaj, czuję się złamany, ale w pewnym sensie bogatszy - dodał.
Tekst przetłumaczony z "The Guardian" - www.theguardian.com
Autor: Patrick Barkham
Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk
Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji