Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Założony w 1821 r. brytyjski dziennik "The Guardian", z którego pochodzi poniższy artykuł, jest jedną z najstarszych gazet na świecie. Jego dziennikarze wielokrotnie zdobywali najbardziej prestiżowe dziennikarskie nagrody, w tym m.in. Pulitzera. Stare porzekadło mówi, że nie da się uciec od problemów. Jednak w marcu ubiegłego roku, wsiadając na pokład samolotu lecącego w jedną stronę z Londynu do Bogoty, spróbowałam. Właśnie skończyłam 30 lat i odczuwałam presję społeczną, by się ustatkować i rozwijać karierę, jak moi przyjaciele, którzy już wili sobie ciepłe domowe gniazdka. Ich życie zdawało się oddzielać coraz bardziej od mojego. Nie byłam jednak na to gotowa. Dwa lata wcześniej porzuciłam pracę w korporacji i zostałam niezależną pisarką. Przeprowadziłam się do jednoosobowego mieszkania i rozstałam z moim wieloletnim partnerem. Każda z tych rzeczy mogła być powodem do świętowania - każda była dla mnie pozytywnym krokiem. Ale nieoczekiwane kolejne lockdowany wprowadzane w związku z pandemią COVID-19 sprawiły, że stałam się samotna, a życie było dalekie od ekscytacji i ogromu możliwości, o których tak wiele myślałam. Dlatego po straceniu wielu miesięcy w trakcie pandemii i bez bagażu osób na utrzymaniu chciałam skorzystać z wolności. Zainspirowana relacjami influencerów w mediach społecznościowych, którzy opowiadali o tym, jak prowadzą firmy prosto z plaży na Bali, wynajęłam swoje mieszkanie i zaczęłam pracować za granicą. Utrzymywałam się m.in. ze zleceń na pisanie o podróżach, by wspomóc domowy budżet. To był szalony czas. Pracowałam z wielu różnych miejsc. Moje biura mieściły się w mikromieszkaniach wynajętych za pośrednictwem platformy Airbnb w centrum Berlina, dzieliłam z podobnymi co ja osobami przestrzeń coworkingową w Barcelonie, mieszkałam kątem u przyjaciela u przyjaciela na Brooklynie. Pracowałam także w cudownym wagonie kolejowym w Genewie. W ciągu roku pracowałam w 10 różnych krajach na czterech kontynentach, realizując zawodową fantazję wielu osób w XXI w. o pracy na plaży, wybieraniu godzin na obowiązki zawodowe i surfowaniu w porze lunchu. Czytaj także: Aktor z Hollywood pracuje na kasie i sprząta mieszkania kolegów, by przeżyć Cyfrowy nomadyzm. Fiasko pięknej iluzji Cyfrowy nomadyzm (podróżowanie i praca zdalna w jednym - przyp. red.) to coraz powszechniejsze zjawisko. W ciągu ostatnich dwóch lat nastąpił gwałtowny wzrost liczby wyszukiwań wiz i pozwoleń na pobyt, które pozwalają mieszkać i pracować za granicą przez dłuższy czas. Najpopularniejsze kraje oferujące takie wizy to Cypr, Brazylia, Hiszpania, Kolumbia i Portugalia, a wkrótce do tego grona dołączą Włochy (odpowiednie regulacje zostały zatwierdzone przez włoskich ustawodawców w marcu 2022 r.). Statystyki mnie nie zaskakują. Mam znajomych, którzy zmienili pracę, by spełnić marzenie o zdalnej pracy z ciekawego miejsca na świecie. Jeden z nich wymykał się w tajemnicy przed szefostwem do Aten, gdzie prowadził ważne rozmowy przy zamazanym tle w aplikacji wideo. Lockdowny pokazały nam, jak łatwo jest pracować kilka dni w tygodniu z domu. Nie dziwi, że coraz więcej z nas jest ciekawych eksperymentowania z wykonywaniem zawodowych obowiązków gdzieś za granicą. Jednak po kilku miesiącach na moim nowym trybie życia pojawiły się pierwsze rysy. Największy problem? Byłam koszmarnie wyczerpana. Nienawidziłam pracy z domu w trakcie pandemicznego zamknięcia, ponieważ czułam się, jakbym nie wychodziła z pracy. A przez ostatnie 12 miesięcy praca towarzyszyła mi nawet na wakacjach. Siedziałam np. przed hostelem we Florencji, korespondując z klientami przez kilka godzin, i próbowałam chłodzić przegrzanego laptopa w cieniu, patrząc z zazdrością na wczasowiczów relaksujących się przy basenie. Innym razem, z powodu różnicy czasu, musiałam opuścić nowo poznanych przyjaciół w trakcie kolacji w Abu Zabi, by przeprowadzić wywiad z jednym z popularnych aktorów na Zoomie. Czytaj wszystkie artykuły z cyklu "Interia Bliżej Świata" Praca zdalna i popełnione błędy Patrząc z perspektywy czasu, mogłam być lepiej zorganizowana. Dzięki tym szalonym 12 miesiącom w ciągłej podróży nauczyłam się, jak ważne jest poświęcanie czasu na odpoczynek, zwłaszcza w pracy freelancera. Czułam jednak presję rosnących kosztów podróżowania, i dlatego wielokrotnie przesadziłam z pracą. Rzadkością był dla mnie cały dzień wolny, chociaż starałam się planować zwiedzanie w racjonalny sposób - tak by jak najwięcej zobaczyć bez szkody dla wykonywanych zleceń i mojego czasu. Przez te miesiące wszystko było podporządkowane poznawaniu nowych miejsc. Hale odlotów często służyły mi za przestrzeń biurową. Mój najważniejszy niezbędnik w podróży? Zdecydowanie w pełni naładowany laptop. Z czasem jednak podróżowanie stało się dla mnie dezorientujące. Żyłam z walizką pełną pogniecionych t-shirtów, zmagałam się z barierami językowymi i tęskniłam za domowymi wygodami, jak klasyczna czarna herbata liściasta z mojego ulubionego kubka. Walczyłam z typowymi dla podróży problemami, jak zaginiony bagaż lub brak snu po nocnym opóźnieniu lotu, z tym że zwielokrotnionymi z powodu bycia w ciągłym ruchu. Czytaj także: Upadł wielki mit dotyczący pracy zdalnej. Iluzja nie trwała długo Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej Połączenie pracy, którą uwielbiam, z ulubioną rozrywką - podróżowaniem - było mądrym posunięciem na papierze i dostarczało doskonałego materiału do chwalenia się na Instagramie przed znajomymi. W rzeczywistości jednak nie udało mi się uzyskać ani spokoju, ani rutyny, których potrzebuję do pisania. Brakowało mi także wakacyjnego relaksu - nastawienia, by cieszyć się luksusem przebywania za granicą w fascynujących miejscach. Obietnica "posiadania wszystkiego" poprzez przeskakiwanie z jednego kraju do drugiego okazała się, przynajmniej dla mnie, zbyt piękna, by mogła być prawdziwa. Teraz patrzę na zdjęcia z tego czasu zapisane na laptopie, np. z plaży ze świadomym sceptycyzmem. Stałam się jednak znacznie bardziej zdyscyplinowana, jeśli chodzi o oddzielanie czasu wolnego od czasu pracy. Powrót do domu pozwolił mi naprawdę skupić się na obowiązkach zawodowych, które mnie inspirują, zamiast przyjmować zlecenia tylko po to, by sfinansować kolejny lot. Mam szczęście, że kocham swoją pracę. Nie jestem już zainteresowana pisaniem prosto z leżaka. Ucieczka od życia w domu była przez jakiś czas świetną zabawą - z pewnością tego nie żałuję. Ale jeśli mam być ze sobą szczera, to bardziej chęć ucieczki niż zamiłowanie do podróży motywowały mnie do cyfrowego nomadyzmu. Po pewnym czasie ten styl życia nie był już wart ukrytych kosztów. W końcu zrozumiałam, jak głosi popularne porzekadło, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Więcej ciekawych historii z całego świata w każdy piątek w Interii --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły! --- Tekst przetłumaczony z "The Guardian" - www.theguardian.com Autor: Francesca Specter Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji ----- CZYTAJ TAKŻE: Przez przypadek kupili ruderę w Szkocji. Pomyłka odmieniła ich życie Francja zakochuje się w czterodniowym tygodniu pracy