Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Założony w 1821 r. brytyjski dziennik "The Guardian", z którego pochodzi poniższy artykuł, jest jedną z najstarszych gazet na świecie. Jego dziennikarze wielokrotnie zdobywali najbardziej prestiżowe dziennikarskie nagrody, w tym m.in. Pulitzera. Denerwuję się przed wywiadami. Mówię o tym Matthieu Ricardowi chwilę po tym, jak pojawia się na ekranie mojego komputera w czerwono-szafranowych szatach, a jego tło, gdzieś w regionie Dordogne - francuskim departamencie położonym w regionie Nowa Akwitania, jest dyskretnie zamazane. Mój rozmówca zaczyna się głośno śmiać. W trakcie naszej rozmowy śmieje się często i zaraźliwie. - Naprawdę? W pracy? - dziwi się. Pytam, czy coś go niepokoi. Odpowiada po chwili, że jedynie spóźnienie na samolot lub pociąg. Poza tym nie ma wielu zmartwień. Czytaj także: Buddyjscy mnisi podejrzani o kradzież blisko dziewięciu milionów dolarów Matthieu Ricard: Najszczęśliwszy człowiek na świecie 77-letni Ricard łączy w sobie rygor francuskiego intelektualisty - ma doktorat z genetyki molekularnej - z mądrością, którą czerpie z ponad 50 lat intensywnej praktyki duchowej. W tym czasie napisał książki o altruizmie, medytacji i współczuciu dla zwierząt oraz przetłumaczył liczne teksty buddyjskie na francuski i angielski. Oczekiwanie na rozmowę było ekscytujące. Podobnie jak wielu z nas, przez większość życia zastanawiałam się nad szczęściem: czy i w jaki sposób jest naprawdę osiągalne? Czy dążenie do niego jest egoistyczne? Kto lepiej pomoże rozwiać wątpliwości niż "najszczęśliwszy człowiek na świecie"? Ten tytuł przylgnął do Ricarda po tym, jak w 2004 r. wziął udział w projekcie badawczym, w ramach którego analizowano jego mózg podczas medytacji. Elektroencefalogram zarejestrował bezprecedensowy poziom fal gamma, związanych z dobrym samopoczuciem i koncentracją. Medytacja aktywowała także obszar mózgu związany z pozytywnymi emocjami. - Pomyśl tylko przez dwie sekundy - mówi z lekką irytacją. - Jak niby możemy poznać stan szczęścia 8 mld ludzi? Może istnieje jakiś gość, który cały czas znajduje się w całkowitej błogości? Czuję się zawstydzony. Jeden z moich przyjaciół powiedział: "Na twoim grobie będzie napisane: Tu leży najszczęśliwszy człowiek na świecie". Ale po chwili Ricard uśmiecha się i dodaje, że wnuk jego duchowego nauczyciela powiedział mu: "Przyjmij to i korzystaj. Przestań z tym walczyć". Czytaj także: Czarne chmury nad Dalajlamą Czym jest prawdziwe szczęście? Ricard napisał książkę pt. "W obronie szczęścia". - Chciałem zatytułować ją "W obronie cierpienia" - mówi. Śmieszy mnie to, gdy wyobrażam sobie minę jego wydawcy. Ale po chwili Ricard chociaż na chwilę staje się śmiertelnie poważny i dodaje: - To prawda! Prawdziwe szczęście (nazywa je eudemonią - w etyce starożytnej oznacza szczęście polegające na pełnym urzeczywistnieniu swych możliwości przez człowieka - red.) polega na pozbyciu się źródeł cierpienia: nienawiści, dumy, zazdrości itd. Ten rodzaj dobrego samopoczucia jest czymś w rodzaju premii, wynikającej ze współczucia, życzliwości i altruizmu - mówi. I podkreśla, że można je odczuć nawet w chwilach żalu i niezależnie od sytuacji materialnej. Ricard nazywa to "przenikającym sposobem bycia". To odróżnia szczęście od przyjemności, w której "nie ma nic złego, ale nie jest szczęściem". Przyznaję, że mam kłopot z tym wyjaśnieniem i dzielę się z Ricardem wątpliwościami. Przyjemność - małe radości - postrzegam jako przystępną formę szczęścia: cieszenia się przyrodą, rodziną, dobrym ciastem. To chyba nic złego, prawda? Gdy mój rozmówca odpowiada, daje się w nim wyczuć nutę nauczyciela, który wyjaśnia bardzo łatwe zagadnienie mało zdolnemu uczniowi. - Oczywiście nie! Nie ma nic złego we wzięciu gorącego prysznica po długim spacerze. Ale jeśli spędzi się 24 godziny w ten sposób, nie będzie to najlepszy pomysł - mówi. Ricard twierdzi, że pięknego utworu Bacha mógłby słuchać trzy razy, ale nie przez 24 godziny. Przyjemność zanika, staje się neutralna lub nieprzyjemna, gdy zmieniają się okoliczności. Natomiast szczęście - "im częściej się go doświadcza, tym bardziej staje się głębsze, obszerniejsze, odporne na okoliczności". - Ale nie ma nic złego w przyjemnych doznaniach! To po prostu co innego - dodaje. Czuję, że nie radzę sobie ze szczęściem. Pytam, czy może się to zmienić? - Oczywiście. Nasz umysł może być naszym najlepszym przyjacielem lub najgorszym wrogiem - mówi Ricard. I dodaje, że musimy kultywować cechy - "jak życzliwość, wewnętrzną siłę, wewnętrzną wolność, byśmy nie byli zbyt wrażliwi na wzloty i upadki. Niektórym przychodzi to łatwiej niż innym. Ricard opisuje siebie jako "naturalnie skłonnego do spokoju i rzadko niepokojącego się burzliwymi uczuciami". Czytaj także: Papież Franciszek odwiedził buddyjską świątynie Bliski współpracownik Dalajlamy. Tłumacz, autor wielu książek "W obronie szczęścia" ukazało się 20 lat temu. Najnowsza książka Ricarda, "Notatki wędrującego mnicha", opisuje jego niezwykłe życie. Nie podoba mu się, że nazywam ją pamiętnikiem. Mój rozmówca czuje się trochę urażony uporem wydawcy, by tak zatytułować książkę. Ricard wolałby słowo "świadectwo". Książka dotyczy osobistej i duchowej podróży obejmującej długie okresy życia spędzone w Nepalu, Bhutanie czy indyjskiej prowincji Dardżyling. Obejmuje także 21 podróży do Tybetu, w tym jedną w 1985 r., gdy jako jednemu z pierwszych pozwolono mu na podróż po inwazji Chin. Ricard dużo pracuje. Ma na swoim koncie tłumaczenia ustne dla Dalajlamy XIV, przemówienia w Davos i na forum ONZ, a także współpracę z czołowymi światowymi naukowcami. Jest współautorem artykułów na temat wpływu medytacji na pracę mózgu. - Poznałem tak wielu niezwykłych ludzi i widziałem wiele fantastycznych rzeczy - dodaje. Dlatego napisał książkę. - W przeciwnym razie te wszystkie sprawy, wspomnienia umarłyby razem z moim mózgiem - dodaje. Książkę wypełnia wiele ciekawych historii: obserwacja tybetańskich pasterzy i pustelników, spotkania z chińskimi biurokratami czy bhutańską rodziną królewską, niebezpieczne wspinaczki do świętych miejsc na szczytach Himalajów, relacja naocznego świadka dotycząca stanu tukdam ("blisko Buddy" - stanu bardzo głębokiej medytacji, czegoś w rodzaju śmierci bez rozkładu) jego buddyjskiego nauczyciela. Autor przytoczył wspaniałą anegdotę, gdy odmówił pozbycia się tasiemca z jego organizmu. Jego duchowy przewodnik zmusił go do zażycia środka przeciwpasożytniczego, mówiąc mu: "Pij! Twoje życie jest cenniejsze niż życie robaka". Czytaj także: Przedstawiciel Dalajlamy rezygnuje. Rosja uznała go za zagranicznego agenta Porzucił karierę naukową. Urodzony na nowo w wieku 21 lat Ricard dorastał we Francji. Jego matka, Yahne le Toumelin, należała do grupy malarstwa abstrakcyjnego, a w 1968 r. została buddyjską mniszką, protegowaną słynnego André Bretona. Ricard wspomina, że mając 16 lat, jadł lunch z rosyjskim kompozytorem Igorem Strawińskim. Ojciec Ricarda, dziennikarz i filozof Jean-François Revel, był redaktorem tygodnika "L'Express" i członkiem Akademii Francuskiej. Mój rozmówca twierdzi, że "urodził się na nowo 12 czerwca 1967 r.", w wieku 21 lat - w dniu, w którym poznał swojego pierwszego duchownego nauczyciela, Kangyura Rinpocze. Francuz zrezygnował z kariery w prestiżowym Instytucie Pasteura, pożegnał się genetyką molekularną, która była przedmiotem jego doktoratu i w 1972 r. przeprowadził się do prowincji Dardżyling, a w sześć lat później został mnichem. Czytaj wszystkie artykuły z cyklu "Interia Bliżej Świata" Czy bał się powiedzieć o tym wszystkim swojemu ojcu? - Nienawidzę takich sytuacji - podkreśla. - Na szczęście nigdy nie doszło do konfrontacji - dodał. Ricardowi zależało, by powiedzieć ojcu o życiowym wyborze w sposób "dyplomatyczny i miły". W trakcie rozmowy Jean-François Revel niewiele mówił, chociaż, jak przyznał potem jego znajomy, "miał płakać" w samotności na wieść o wyborze syna. - Zapytał, w jaki sposób będę zarabiał na życie. To dobre pytanie, ponieważ nigdy się nad tym nie zastanawiałem - opowiada Ricard. Zastanawiam się, czy było to spowodowane jego mieszczańskim pochodzeniem. Mój rozmówca zaprzecza i podkreśla, że gdy dorastał, "zawsze brakowało pieniędzy w domu". - Ojciec dawał matce mało pieniędzy, a jeszcze mniej po rozwodzie - przyznaje. Ricard niezbyt często zastanawia się, jak wyglądałoby życie, gdyby pozostał w Paryżu. - Jak mówi jeden z moich przyjaciół, pewnie byłbym typowym naukowcem - mówi. - Po wielu latach odwiedziłem znajomego z Instytutu Pasteura. Zapytałem, nad czym pracuje. Okazało się, że minęło ponad 25 lat, a on nadal prowadził badania nad tym samym zagadnieniem. Spojrzeliśmy na siebie, a on się roześmiał. Wiedział, że pomyślałem: "Och, biedaczysko" - opowiada. Czytaj także: Szokujące zachowanie Dalajlamy wobec dziecka Buddyjski mnich o weganizmie i uważności Ricard zastanawia się, co by się stało, gdyby w 1997 r. nie współpracował z ojcem nad książką pt. "Mnich i filozof", która całkowicie zmieniła jego życie. - Ostatnie 25 lat spędziłbym w pustelni. Może dostąpiłbym oświecenia? - rozważa. Książka z miejsca stała się bestsellerem, a Ricard rzucił się w wir spotkań, wykładów, wystąpień w mediach. Nie była to wymarzona droga, ale duchowy przywódca doradził Ricardowi: "Przyjmij wszystko". I tak zrobił. - Być może nie wybrałbym takiej drogi, ale nie uważam jej za bezużyteczną - podkreśla. Po wielu latach występów Ricardowi niejednokrotnie zdarzało się, że został zatrzymany na ulicy przez nieznajomych. - Mówią mi, że zmieniłem ich życie - opowiada. Dzięki innej książce - o altruizmie - Ricard stał się osoba majętną. Honoraria umożliwiły mu założenie fundacji charytatywnej, która finansuje projekty edukacyjne, zdrowotne i środowiskowe w Indiach, Nepalu i Tybecie. - Co roku pomagamy 400 tys. osób - mówi. Czytając najnowszą książkę, zastanawiałam się, czy Ricard odczuł wpływ kryzysu klimatycznego na bliskie mu krajobrazy w Azji, gdzie spędza tak wiele czasu. - Zdecydowanie - odpowiada, mówiąc o wylewach rzek i innych ekstremalnych zjawiskach. - W Nepalu i Bhutanie jest 30 tys. jezior, które nawet nie mają nazw, ponieważ nie istniały 30 lat temu. Rozumiem, że zmiany klimatu sa dla młodych ludzi źródłem niepokoju. Jak mogłoby być inaczej? - podkreśla. I dodaje, że antidotum może być działanie. - Działajcie, a wtedy nie będziecie się niepokoić. Zróbcie coś, wypracujcie odpowiednie rozwiązanie i zjednoczcie się - radzi. W pewnym sensie świat w ostatnich latach przyjął koncepcje bliskie sercu Ricarda: weganizm i medytacja stały się bardzo popularne. Pytam go, co sądzi o popularności mindfulness oraz świeckiej uważności. - Dalajlama powiedział, że to bardzo uproszczone. To prawda, że ludzie traktują to jako panaceum na wszystkie bolączki - to trochę jak McMindfulness. Gdy coś stanie się popularne, jest to nieuniknione. Czasem może to denerwować - przyznaje. Ricard zwraca uwagę, że zna osobiście Jona Kabat-Zinna - autora wielu publikacji poświęconych ezoteryce, specjalisty w zakresie mindfulness, arcykapłana uważności - i wierzy, że dokonał on wiele dobrego, łagodząc ludzkie cierpienie. Więcej ciekawych historii z całego świata w każdy piątek w Interii Ricard: Nie potrzebujemy żyć 1000 lat Nowa książka zamyka pewien rozdział w życiu Ricarda. Chce wrócić do tłumaczeń - na jego biurku leży 800-stronicowy tekst w języku tybetańskim - oraz medytacji duchowej. - Wystarczająco się wygłupiłem już w życiu - mówi żartobliwie. Jednak w ostatnich czterech latach nie było błazenady. Ricard przesiadywał nad "mumią" w Dordogne - jak nazywa swoją matkę, która zmarła w maju br. - Matka odeszła w setnym roku życia. Otoczyliśmy ją w domu miłością. Było cudownie. Czuję się bardzo szczęśliwy - przyznaje. Mnich z Francji planuje wznowić swoje wędrowne życie. - W Nepalu, gdzie znajduje się mój klasztor, czuję się swobodnie - możliwe, że bardziej niż we Francji. Nie podoba mi się francuska mentalność - całe to narzekanie - podkreśla. - Mam 77 lat i cieszę się dobrym zdrowiem. Nie wierzę w potrzebę życia 1000 lat - wyobraźmy sobie tyle lat z Donaldem Trumpem! Nie jestem pewien czy tego właśnie potrzebujemy, ale nie mam nic przeciwko, jeśli będę miał szczęście, by jeszcze przez kilka lat skupić się nad tym, co najważniejsze - podkreśla. Pytam Ricarda, z jakim przesłaniem chciałby zostawić swoich czytelników. - Stań się lepszym człowiekiem, aby lepiej służyć innym - odpowiada. To Ricard chciałby umieścić na swoim grobie. Mnich podkreśla, że wolałby taką inskrypcję niż zdanie o "najszczęśliwszym człowieku na świecie". - Nie wydaje mi się, że zostanę pochowany - o wiele bardziej prawdopodobne jest, że zostanę spalony, ale gdyby stało się inaczej, wolałbym pierwszą z opcji - mówi. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły! ----- Tekst przetłumaczony z "The Guardian" - www.theguardian.com Autor: Emma Beddington Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji ----- CZYTAJ TAKŻE: Pierwszy taki głos z Rosji. Przywódca religijny nie zgadza się z Kremlem Skrzynia pełna pieniędzy przed domem dziecka. Wiadomo, kto stoi za całą akcją