Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Tym razem prezentujemy artykuł amerykańskiego socjologa i badacza mediów Douglasa Rushkoffa, który poddał krytyce postawę najbogatszych ludzi na świecie z branży cyfrowych technologii. Walki w klatkach oraz budowanie bunkrów na czas apokalipsy - zachowanie dzisiejszych potentatów branży cyfrowej staje się coraz bardziej dziwaczne, a niekiedy wręcz imperialne - i to nawet jeśli zaliczają spektakularne upadki, jak w przypadku założyciela giełdy kryptowalut FTX. Sam Bankman-Fried upadł na samo dno, niczym mitologiczny Ikar, który przez nierozwagę zbliżył się zbyt blisko słońca. I tak samozwańczemu bożkowi kryptowalut - dla wielu stał się szwarccharakterem - grozi teraz wieloletnie więzienie, m.in. za stworzenie piramidy finansowej. Przyznajmy jednak, że wyrok 115 lat więzienia, który może usłyszeć za swoje oszustwa, byłby bardziej odpowiedni dla postaci z komiksu np. Jokera z komiksu o przygodach Batmana, niż dla nerdowatego, nieuczciwego właściciela giełdy kryptowalut. Douglas Rushkoff: Musk, Zuckerberg, Bezos nie są bogami, których szukamy Tak właśnie działa obecne pokolenie technologicznych miliarderów. Założyciel SpaceX Elon Musk, którego poznajemy bliżej dzięki biografii autorstwa Waltera Isaacsona, publikuje swoje selfie jako postać z komiksów Marvela. I niczym Doctor Strange chce walczyć z siłami ciemności, by chronić Ziemię. Musk jest na tyle zafascynowany takimi postaciami jak Iron Man, że oprowadził po fabryce SpaceX odtwórcę tej roli w filmie Marvel Studios, Roberta Downeya Jr, oraz reżysera filmu, Jona Favreau, jakby wierząc, że naprawdę nabył umiejętności komiksowych bohaterów. W czerwcu właściciel platformy X/Twitter wyzwał zaś innego übermenscha - istotę kontynuującą linię rozwoju człowieka w dalekiej przyszłości - Marka Zuckerberga na "pojedynek w klatce" po tym, jak właściciel Facebooka uruchomił aplikację Threads konkurującą z upadającym Twitterem. Jakby tego było mało, Musk i Zuckerberg wymienili się publicznie "uprzejmościami" niczym superbohaterowie. "Jestem gotowy na pojedynek w klatce, jeśli on jest" - napisał na platformie X. "Wyślij mi lokalizację" - odpowiedział Zuckerberg na Instagramie. Tym, co różni współczesnych tytanów nowych technologii od ich pierwowzorów z epoki przemysłowej, jest wysyp książek im poświęconych. Czytając o ich pomysłach, w stylu bunkra na czas apokalipsy, wampirycznych strategiach długowieczności, dziwacznych wypowiedziach w mediach społecznościowych, realizacji prywatnych programów kosmicznych i ambicjach budowania wirtualnych światów, trudno jest pamiętać, że nie są aktorami z serialu lub postaciami z nowego filmu z serii "Avengers". W przeciwieństwie do nich tytani minionych epok, chociaż byli chciwi, postrzegali siebie jako zwykłych, ludzkich członków społeczeństwa. Kosmiczne plany gigantów z branży cyfrowej W sytuacji gdy plany Petera Thiela, amerykańskiego inwestora z Doliny Krzemowej i kontrowersyjnego miliardera, dotyczące budowy 193-hektarowej podziemnej posiadłości na czas ewentualnej zagłady, wyposażonej w spa, teatr, miejsce do medytacji czy bibliotekę, zostały ostatecznie odrzucone ze względów środowiskowych, nadal wspiera on ideę seastedingu - miast wybudowanych na morzu, poza jurysdykcją rządów, ktore byłyby wolne od zagrożeń czyhających na ludzkość na stałym lądzie. Inny z miliarderów, właściciel Amazona Jeff Bezos, by uciec od "krótkoterminowych" problemów ludzkości, jak ubóstwo i zanieczyszczenie środowiska, marzy o podboju kosmosu i budowie masywnych kapsuł kosmicznych, które odwzorowywałyby warunki panujące na Ziemi, by ulokować tam miliony ludzi. Z kolei Elon Musk zapowiedział, że przy poniesieniu ogromnych kosztów - mowa o dziesiątkach miliardów dolarów - do 2050 r. na Marsie ma zamieszkać nawet milion ludzi. Inne przykłady? Sam Altman, nowy-stary prezes firmy OpenAI, twórcy ChataGPT, marzy, by przy wykorzystaniu sztucznej inteligencji zarchiwizować mózg i wysłać go do chmury. Co ciekawe, pomimo kolejnych coraz dziwniejszych pomysłów, dzisiejsi supermiliarderzy nie są wcale bogatsi od ich odpowiedników z początku XX w. Po uwzględnieniu inflacji majątek Johna Rockefellera w wysokości 336 mld dolarów i Andrew Carnegiego w wysokości 309 mld dolarów przewyższa 231 mld dolarów Muska, 165 mld dolarów Bezosa i 114 mld dolarów Billa Gatesa. Jednak, jak napisał rosyjsko-amerykański naukowiec Peter Turchin o nadprodukcji elit i tym, co on zwiastuje, obecnie jest znacznie więcej centymilionerów (posiadaczy fortuny w wysokości 100 mln - red.) i miliarderów niż w pozłacanym wieku (ang. Gilded Age) - epoki w historii USA trwającej od zakończenia wojny secesyjnej do początku wojny amerykańsko-hiszpańskiej z 1898 r. - a łącznie zgromadzili oni znacznie większą część światowego bogactwa. W 1983 r. w Stanach Zjednoczonych było 66 tys. gospodarstw domowych posiadających majątek co najmniej 10 mln dolarów. Do 2019 r. liczba ta wzrosła w ujęciu skorygowanym o inflację do 693 tys. W epoce przemysłowej tempo całkowitej akumulacji bogactwa elit było ograniczone. Można było zbudować tylko tyle linii kolejowych, hut i szybów naftowych naraz, na ile pozwalało rzeczywiste zapotrzebowanie. Co więcej, działalność cyfrowych gigantów ma jak najbardziej realne skutki w rzeczywistym świecie. Firmy polegają na zasobach Ziemi, cennych minerałach wydobywanych dzięki często niewolniczej pracy w Afryce czy korzystają ze składowania niebezpiecznych odpadów w Chinach. Jednocześnie ułatwiają podważanie demokracji na całym świecie i rozpowszechniają destabilizującą dezinformację (w mediach społecznościowych - red.) dla zysku. Rzymskie inspiracje Marka Zuckerberga Rzeczywiście, w sposobie, w jaki nowa klasa miliarderów lekceważy ludzi i zasoby środowiska, trudno znaleźć historyczny precedens. Zuckerberg musiał sięgnąć do postaci Oktawiana Augusta, a jego podziw dla cesarza graniczy z obsesją. Twórca Facebooka m.in. wzoruje swoją fryzurę na Auguście. A jego żona żartowała kiedyś, że w ich podróż poślubną do Rzymu przed laty udały się trzy osoby: Mark, Oktawian August i ona sama. Na dowód bzika na temat starożytnego Rzymu Zuckerberg nadał drugiej córce imię August, a spotkania firmowe na Facebooku zwykł kończyć okrzykiem: "Dominacja!". I chociaż powinniśmy być wdzięczni, że zdecydował się naśladować Oktawiana Augusta zamiast np. Kaliguli (jednego z najbardziej szalonych cesarzy w Imperium Romanum - red.), to jednak dąży on do absolutnej władzy rzymskiego dyktatora. Zuckerberg powiedział "New Yorkerowi", że "dzięki naprawdę surowemu podejściu Oktawian August ustanowił 200 lat pokoju na świecie", choć, jak przyznał szef Facebooka, "nie stało się to za darmo i musiał zrobić pewne rzeczy". To właśnie ten rodzaj myślenia doprowadził Zuckerberga nie tylko do ustanowienia niezależnej rady nadzorczej na Facebooku, ochrzczonej mianem "Sądu Najwyższego", ale także do zasugerowania, że pewnego dnia rozszerzy ona swój zakres na wszystkie jego firmy. Antydemokratyczne środki Zuckerbega są przynajmniej wyrażane jako świadectwa łaskawego dyktatora. Inni, jak Elon Musk, nie mają w sobie tej powściągliwości. W odpowiedzi na oskarżenie, że rząd USA zorganizował zamach stanu przeciwko prezydentowi Evo Moralesowi w Boliwii, by Tesla mogła zabezpieczyć tamtejsze źródła cennego litu, Musk odpisał na Twitterze jednemu z użytkowników platformy: "Dokonamy zamachu stanu na kogokolwiek zechcemy! Pogódź się z tym". Różnice między współczesnymi miliarderami a epoką pozłacanego wieku Musk ma odwagę tweetować w ten sposób, ponieważ Twitter/X jest jego własną platformą. Kupił ją, podobnie jak Teslę. I to może być kluczowa różnica między współczesnymi miliarderami a tymi sprzed ponad stu lat. W pozłacanym wieku każdy superbogacz posiadał i kontrolował wyłącznie jedną główną branżę. Rockefeller mógł mieć monopol na ropę naftową, Carnegie zdominował rynek stali, Cornelius Vanderbilt transport morski i kolejowy, a JP Morgan bankowość. Obecnie sytuacja jest nieco inna. Musk jest właścicielem całego konglomeratu firm: X, Tesli, SpaceX, StarLink, której satelity zapewniają dostęp do internetu na całym świecie, a także Boring Company, Solar city, NeuraLink i wielu innych. A pewnego dnia ma nadzieję na kolejną firmę w stylu PayPal, która umożliwia płatności przez internet. Zresztą współtworzył ją z Thielem, ale następnie sprzedał eBayowi. Bezos nie tylko kontroluje Amazona - największego na świecie sprzedawcę detalicznego, ale także gazetę "The Washington Post", serwisy internetowe IMDB, MGM, Twitch, Zoox, Kiva, Whole Foods, Ring, Ivona, One Medical, a nawet przedsiębiorstwo przemysłu kosmicznego Blue Origin i oczywiście Amazon Web Services, który posiada co najmniej jedną trzecią rynku przetwarzania danych w chmurze. Warte 20 mld dolarów akcje i aktywa Microsoftu Billa Gatesa obejmują m.in. platformę chmurową Microsoft Azure (około 23 proc. rynku danych w chmurze), a także platformy internetowe: LinkedIn, Skype i GitHub. Nawiasem mówiąc, Bezos jest również właścicielem 109 tys. hektarów amerykańskiej ziemi uprawnej. Daje to bezprecedensowo szeroką władzę, która moglibyśmy nazwać "horyzontalną". To właśnie sukces w tak szerokim spektrum dał dzisiejszym miliarderom technologicznym fałszywą pewność co do zakresu ich własnej pozycji. W XIX i XX w. przemysłowcy zrozumieli, że przekazywanie pieniędzy istniejącym instytucjom oznacza, że mogą one być dystrybuowane tam, gdzie są potrzebne, dlatego też przekazywali darowizny na rzecz szpitali, bibliotek i uniwersytetów. I tak np. JP Morgan dwukrotnie ratował amerykański rząd federalny. Dzisiejsi miliarderzy-filantropi, często wyznający filozofię "efektywnego altruizmu", przekazują darowizny na rzecz własnych organizacji (np. w formie własnych akcji) i podejmują autonomiczne decyzje dotyczące sposobu ich wydawania, ponieważ są - a jakże - ekspertami w każdej dziedzinie. I tak, zamiast przekazywać darowizny na rzecz jakiegoś uniwersytetu, Fundacja Thiel Fellowship wypłaca 100 tys. dolarów "młodym ludziom, którzy chcą budować nowe rzeczy zamiast siedzieć w klasie". A konkursy takie jak X Prize Muska i Singularity University koncentrują się na technologiach wykładniczych (rozwijają się w postępie geometrycznym, a nie liniowym - red.), które rozwiązują "wielkie globalne wyzwania". Takie projekty nagradzają odważne myślenie, które "ma na celu uczynienie czegoś 10 razy lepszym". Słowa i działania współczesnych miliarderów sugerują podejście do życia, technologii i biznesu, które można okreslić mianem "mindsetu" - zestawu przekonań, które kształtują sposób, w jaki postrzegamy świat i siebie. Zgodnie z nim, mając wystarczająco dużo pieniędzy, można uciec od szkód wyrządzonych przez zarabianie w niegodziwy sposób. A mając odpowiednio dużo geniuszu i technologii, można wznieść się ponad poziom zwykłych śmiertelników. Nowy kierunek dla świata: Web 3.0 Łącząc zniekształconą interpretację Friedricha Nietzschego z całkiem trafną interpretacją filozofii Ayn Rand - dążenia do celu mimo przeciwności losu, m.in. dzięki wytrwałości - współcześni miliarderzy kończą z przekonaniem, że gdy "Bóg umarł", übermensch przyszłości może użyć czystego rozumu, by wznieść się ponad tradycyjne wartości religijne i przerobić świat "we własnym interesie". Język Nietzschego, szczególnie wyrwany z kontekstu, dostarcza tym wszystkim "wannabes" - chcącym dążyć do lepszego wzorca - uzasadnienie dla przejęcia nadludzkiej władzy. W książce "Zero to one. Notatki o start-upach, czyli jak budować przyszłość" Thiel bezpośrednio cytuje Nietzschego, by argumentować za wyższością jednostki: "szaleństwo jest rzadkie u jednostek, ale jest regułą w grupach, partiach czy narodach". "Nie wierzę już, że wolność i demokracja są kompatybilne" - to słowa samego Thiela. Ten zniekształcony obraz übermenscha jako boskiego twórcy, pewnie dążącego do jasnej wizji tego, jak powinno być, pozostaje istotnym elementem "mindsetu". Thiel twierdzi, że każdy nowy pomysł na biznes powinien być znacznie lepszy od tego, który już istnieje. Jego zdaniem nie należy porównywać się ze wszystkimi innymi. Zamiast tego należy działać o co najmniej jeden poziom wyżej od konkurentów. Dla Thiela wymaga to bycia "zdecydowanym optymistą". Jego zdaniem większość przedsiębiorstw jest zbytnio zorientowana na proces, podejmując decyzję w oparciu o reakcję rynku. A zamiast tego powinni być jak Steve Jobs lub Elon Musk: realizować swoją wizję bez względu na wszystko. "Zdecydowany optymista" nie bierze pod uwagę informacji zwrotnych, ale brnie naprzód ze swoim projektem lepszego świata. Zgodnie z tą zasadą Thiel, niczym wielki brat konstruujący wszechwidzące oko, buduje gigantyczny system analizy danych o nazwie Palantir, dzięki któremu może obserwować i przewidywać zagrożenia, zanim jeszcze się pojawią. A wszystko to przygotowując się na armagedon - tak na wszelki wypadek. Podążając za radami Thiela, swojego wczesnego inwestora i mentora, Zuckerberg również stara się wznieść daleko ponad konkurencję. Facebook był jednym z pierwszych i najbardziej udanych agregatorów internetowych. Prosperował dzięki społecznej rywalizacji użytkowników. Czerpał zyski bez względu na to, który profil zyskał najwięcej polubień. Następnie zabrał nas wszystkich z sieci 1.0 do 2.0 - użytkownicy internetu zostali nie tylko odbiorcami, ale też współtwórcami treści dostępnych w sieci. A gdy konkurencja między sieciami społecznościowymi wzrosła, Zuckerberg ponownie wykonał skok do przodu w kierunku sieci Web 3.0, by użytkownicy jednocześnie mogli posiadać rzeczy w internecie. Koniec kapitalizmu. Nadciąga technofeudalizm To już nie jest kapitalizm, jak wyjaśnia Janis Warufakis w książce pt. "Kapitalizm odchodzi, nadciąga technofeudalizm". Kapitaliści starali się wydobyć wartość z pracowników, odłączając ich od wartości, którą tworzyli. Ale nadal wytwarzali rzeczy. Technofeudałowie dążą do całkowicie pasywnego dochodu w świecie "meta". Są poszukiwaczami czynszów. Ich celem jest posiadanie platformy, na której inni ludzie wykonują pracę. Okazuje się, że wizje technofeudałów są jeszcze bardziej samolubne i abstrakcyjne niż nawet najbardziej egoistyczne popisy kapitalistów. Na przykład tradycyjna Parada Macy's z okazji Święta Dziękczynienia była sposobem największego nowojorskiego detalisty na podziękowanie miastu, w którym działał. Tak, to była reklama, ale również działanie na rzecz lokalnej społeczności w przestrzeni publicznej. Kiedy natomiast Bezos odbył swój pierwszy lot w pojeździe kosmicznym Blue Origin (demonstrując, że prywatna osoba może pozwolić sobie na zrobienie tego, co ludzkość osiągnęła ponad 50 lat temu), zachowywał się tak, jakby misja miała wartość publiczną. "Chcę podziękować każdemu pracownikowi i klientowi Amazon, ponieważ to wy zapłaciliście za to wszystko" - przyznał. "Bardzo dziękuję z głębi serca. To bardzo cenne" - dodał w dziwnie brzmiący, bezosobowy sposób, niczym przedstawiciel obsługi klienta. Premierowy los Bezosa w kosmos była niczym amazonowska wersja Parady Macy's, z tą różnicą, że zamiast maszerować Broadwayem na rzecz dzieci, hojność firmy polegała na uczestnictwie w nadludzkim osiągnięciu pewnego miliardera. Jakby zdając sobie sprawę z efektu, Bezos umieścił kanadyjskiego aktora i wokalistę Williama Shatnera w kolejnym locie Blue Origin, by poprawić wartość rozrywkową widowiska. Wydaje się, że o to tak naprawdę chodzi. Wybryki feudałów technologicznych nadają się bardziej na historie science fiction niż na przecieranie ścieżek ludzkości ku zrównoważonej przyszłości. Musk i Zuckerberg wyzywają się nawzajem na pojedynek w ramach reklamowania swoich platform. Musk jest nie tyle dyrektorem generalnym platformy X, co głównym internetowym trollem. I wraz z mu podobnymi nie jest bogiem - a raczej artystą. Dlatego zamiast ich naśladować, powinniśmy najpierw się z nich śmiać, a następnie ich odrzucić. Miliarderzy są jak uczestnicy jednego z odcinków serialu "Designated Survivor" - starają się być jedynymi, którzy przetrwają. Jest to przewrotnie zabawne i czasami trudno odwrócić wzrok. Podobnie działa mechanizm, który skłania wielu Amerykanów do głosowania na Donalda Trumpa - niekoniecznie dlatego, że chcą go na prezydenta, a z powodu oczekiwania na lepszą rozrywkę w telewizji. Ale nadszedł czas, by wyłączyć ten program i zająć się odzyskiwaniem świata od nowej generacji superbogaczy, zamiast dalszego finansowania ich fantazji. To nie są półbogowie, których szukamy. --- Więcej ciekawych historii z całego świata w każdy piątek w Interii --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły! --- Tekst przetłumaczony z "The Guardian" - www.theguardian.com Autor: Douglas Rushkoff Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji --- ---