Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Brytyjski "The Economist", z którego pochodzi poniższy artykuł, ukazuje się nieprzerwanie od 1843 r. i należy do najpopularniejszych na świecie magazynów poświęconych tematyce politycznej i biznesowej. Ma opinię jednego z bardziej wpływowych tytułów prasowych na świecie. Prawie 25 lat temu "The Economist" określił Niemcy mianem "chorego człowieka Europy". Powodem były trudności po upadku muru berlińskiego, słabości gospodarki, niedomagania rynku pracy - dwucyfrowe bezrobocie! - oraz deficyty innowacyjności. Dzięki serii reform na początku XXI w. Niemcy wkroczyły w "złoty wiek". Sukcesów zazdrościło Berlinowi wiele państw i to nie tylko z powodu jeżdżących na czas pociągów. Po zmianach gospodarka gwałtownie przyspieszyła, a dzięki cenionym na świecie produktom inżynierii kraj ten stał się potęgą eksportową. Jednak w międzyczasie inne kraje zaczęły doganiać Niemcy pod względem rozwoju, a "chory człowiek Europy" ponownie mierzy się z poważnymi wyzwaniami i wątpliwościami dotyczącymi gospodarki. Więcej ciekawych historii z całego świata w każdy piątek w Interii Niemcy: Recesja na horyzoncie Co się dzieje? Obecnie perspektywy wzrostu dla największej europejskiej gospodarki są jednymi z najsłabszych w Europie. Jeszcze w latach 2006-2017 Niemcy osiągały lepsze wyniki ekonomiczne niż najważniejsi konkurenci i dotrzymywali kroku USA. Jednak teraz gospodarka pozostaje w recesji/stagnacji już trzeci kwartał z rzędu i może okazać się jedyną dużą gospodarką, która skurczy się w 2023 r. A według Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) będzie rozwijała się najsłabiej spośród państw G7 i to w perspektywie pięciu najbliższych lat. Oczywiście sytuacja nie jest tak alarmująca, jak w 1999 r. Bezrobocie wynosi około 3 proc., a kraj jest znacznie zamożniejszy. Ale sami Niemcy przyznają, że nie wszystko działa tak dobrze, jak powinno. Wskazują na to badania opinii publicznej. W jednym z nich czterech na pięciu ankietowanych stwierdziło, że ich kraj nie jest "sprawiedliwym miejscem do życia". Doszło do tego, że Szwajcarzy narzekają na niemieckie koleje (Deutsche Bahn), które... psują rozkłady jazdy w alpejskim kraju. Do rangi symbolu urosła kolejna w krótkim odstępie czasu awaria rządowego samolotu, która pokrzyżowała w sierpniu plany Annaleny Baerbock. Usterka maszyny zmusiła szefową MSZ do przerwania podróży do Australii. Czytaj także: Duże ambicje Scholza. To dlatego lawiruje w sprawie Rosji i zbliża się do Chin Geopolityka i skutki napięć Zachodu z Chinami Przez lata lepsze wyniki Niemiec w tradycyjnych gałęziach przemysłu przysłaniały brak inwestycji te w nowe, przyszłościowe. A samozadowolenie i obsesja na punkcie ostrożności fiskalnej doprowadziły do zbyt małych inwestycji publicznych, nie tylko w Deutsche Bahn i Bundeswehrę. Niemcy mają problem z innowacyjnością. Inwestycje w nowe technologie liczone jako udział w PKB są o połowę niższe niż w USA i we Francji. Inna przeszkodą jest biurokracja. Uzyskanie pozwoleń na prowadzenie działalności gospodarczej zajmuje 120 dni - dwa razy dłużej niż średnia krajów OECD. Do tego dochodzi coraz bardziej skomplikowana sytuacja geopolityczna, trudności z eliminacją emisji dwutlenku węgla i problemy z demografią. Zmiany w światowej geopolityce mają zbyt szybkie tempo dla Berlina. A to przekłada się na wyniki produkcji i handlu. W efekcie statystyki eksportowe nie są tak dobre, jak jeszcze kilka lat temu. Spośród wszystkich dużych gospodarek zachodnich Chińska Republika Ludowa jest najważniejszym partnerem handlowym Republiki Federalnej Niemiec. W ubiegłym roku wymiana handlowa między obu krajami wyniosła 314 mld dolarów. W sytuacji coraz większych napięć między światem Zachodu a Pekinem cierpi niemiecki handel. Do przeszłości odchodzą czasy, gdy o rozwoju relacji decydował jedynie handel i chęć zysku. Teraz sprawy są bardziej skomplikowane. W Chinach niemieccy producenci samochodów przegrywają m.in. walkę o udział w rynku z rodzimymi konkurentami. A w bardziej wrażliwych obszarach, w miarę jak Zachód "rozluźnia" swoje więzi z Pekinem, niektóre z nici łączących oba kraje mogą zostać całkowicie zerwane. Czytaj także: Gospodarcza rewolucja Joe Bidena. Zerwał 40-letni konsensus Berlin chce dotować gospodarkę Berlin, chcąc ratować rodzimy przemysł, zamierza wpompować w niego 200 mld euro w ramach dotacji. Ale ogromny pakiet pomocowy spotkał się z niezadowoleniem partnerów z UE, którzy mówią o nieuczciwej konkurencji, niezgodnej z unijnymi przepisami. Inne z wyzwań to transformacja energetyczna. Niemiecki sektor przemysłowy zużywa prawie dwa razy więcej energii niż następny co do wielkości w Europie, a konsumenci pozostawiają znacznie większy ślad węglowy niż we Francji czy Włoszech. Dlatego problemem jest dostęp do źródeł energii. Po fiasku z dostawami taniego gazu z Rosji oraz spektakularnej rezygnacji z atomu przed Berlinem stoi konieczność dokonania przyspieszonej transformacji i przejścia na energię odnawialną. Czas ucieka, a przecież trzeba nadgonić wiele lat zastoju w inwestycjach w sieci przesyłowe. W przeciwnym razie gospodarce grozi spadek konkurencyjności oraz odpływ inwestorów. Czytaj wszystkie artykuły z cyklu "Interia Bliżej Świata" Wyzwania demograficzne. Brak rąk do pracy Ale to nie koniec kłopotów. W Niemczech brakuje rąk do pracy i jeśli niekorzystnego trendu nie uda się odwrócić, największej europejskiej gospodarce zabraknie wykwalifikowanych pracowników. W ciągu najbliższych pięciu lat na emeryturę przejdą dwa miliony pracowników. I chociaż po wybuchu wojny w Ukrainie do Niemiec przyjechało prawie 1,1 mln uchodźców, wielu z nich to dzieci i niepracujące kobiety, które wkrótce mogą wrócić do domu. Już teraz dwie piąte pracodawców twierdzi, że ma trudności ze znalezieniem wykwalifikowanych osób. W Berlinie władze mają kłopot z obsadzeniem połowy wakatów nauczycielskich. Przykłady można mnożyć. Dlatego by Niemcy nie odstawały rozwojem w zmieniającym się coraz szybciej świecie, ich model gospodarczy musi ulec zmianie. Potrzeba reform, na wzór kuracji zaordynowanej w ramach tzw. Agendy 2010 przez rząd kanclerza Gerharda Schrödera, która pozwoliła uporać się z wysokim bezrobociem, spadku po latach 90. Wydaje się jednak, że obecnie łatwiej jest zignorować sygnały alarmowe. Niewielu członków dzisiejszego rządu, składającego się z socjaldemokratów, liberałów z FDP oraz Partii Zielonych, ma świadomość skali zadania. A nawet gdyby tak było, koalicja jest na tyle podzielona, że partie miałyby trudności z uzgodnieniem środków zaradczych. Na to nakładają się wyzwania polityczne. Skrajnie prawicowa i populistyczna Alternatywa dla Niemiec cieszy się poparciem około 20 proc. obywateli. W przyszłym roku może przejąć władzę w części krajów związkowych. W tym kontekście niewiele osób w rządzie zaproponuje radykalne zmiany w obawie przed skutkami i utratą władzy. Pokusą może być trzymanie się utartych sposobów działania. Ale nie przywróci to świetności Niemcom ani nie wpłynie na zakonserwowanie status quo. Chiny nadal będą się rozwijać i konkurować gospodarczo, a chęć zmniejszania zależności od Pekinu przez UE rodzi kolejne wyzwania. Do tego dekarbonizacja gospodarki oraz kwestie demograficzne tak po prostu nie znikną. Czytaj także: Niespodziewana poprawa światowej gospodarki Potrzeba Agendy 2030 Zamiast bać się, politycy muszą patrzeć w przyszłość, wspierając powstawanie nowych firm, infrastrukturę i kompetencje pracowników. Inwestycje w nowe technologie byłyby właściwym krokiem dla wielu firm i branż. Walka z biurokracją jest niezwykle ważnym postulatem zwłaszcza dla mniejszych firm, które toną w papierologii. A inwestycje w infrastrukturę zwiększyłyby konkurencyjność gospodarki. Zbyt często w ostatnich latach wydatki na infrastrukturę redukowano, ponieważ władze trzymały się sztywno ścisłych zasad fiskalnych. I chociaż Niemcy nie mogą obecnie wydawać tak swobodnie, jak po 2010 r., w epoce niższych stóp procentowych, pewne jest, że rezygnacja z inwestycji jako sposób na ograniczenie nadmiernych wydatków jest drogą donikąd. Równie ważne w kolejnych latach będzie przyciągnięcie nowych wykwalifikowanych pracowników. Niemcy zliberalizowały swoje przepisy imigracyjne, ale proces wizowy jest nadal powolny. Wydaje się, że Berlin lepiej radzi sobie z przyjmowaniem uchodźców niż profesjonalistów. A przyciągnięcie bardziej wykwalifikowanych imigrantów mogłoby przyczynić się do wsparcia dla rodzimych talentów, gdyby tylko uporano się z chronicznymi brakami kadrowymi w oświacie. W kraju rządów koalicyjnych i ostrożnych biurokratów nic z powyższych wyzwań nie będzie łatwe. A jednak dwie dekady temu Niemcy dokonały transformacji z niezwykłym skutkiem. Nadszedł czas na kolejną kurację "chorego człowieka Europy". --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły! --- Tekst przetłumaczony z "The Economist" © The Economist Newspaper Limited, London, 2023 Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji --- CZYTAJ TAKŻE: Ukryte podwyżki cen w Niemczech Scholz zapytany o zakaz występów Rosjan. "Bezcelowy ruch"