Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Brytyjski "The Economist", z którego pochodzi poniższy artykuł, ukazuje się nieprzerwanie od 1843 r. i należy do najpopularniejszych na świecie magazynów poświęconych tematyce politycznej i biznesowej. Ma opinię jednego z bardziej wpływowych tytułów prasowych na świecie. W latach 70. XX w. radzieccy generałowie zdali sobie sprawę, że USA, ze swoją przewagą w dziedzinie mikroelektroniki, wyprzedza ich w rozwoju precyzyjnej broni dalekiego zasięgu, satelitów do wykrywania celów i sieci łączących te dwa elementy. Nadali temu wielką nazwę: "kompleks rozpoznawczo-uderzeniowy". Operacja Pustynna Burza, szybki i łatwy triumf USA nad Irakiem w 1991 r., zdawała się stanowić dowód słuszności założeń. Więcej ciekawych historii z całego świata w każdy piątek w Interii Argumentowano: po co walczyć w okopach, skoro można sparaliżować wroga precyzyjnymi uderzeniami w punkty dowodzenia i logistykę głęboko za linią frontu? Amerykańscy stratedzy nazwali to "rewolucją w sprawach wojskowych" (RMA). Taktyka wojskowa i kłopoty z podbijaniem wroga "Przyszłe wojny, jak przekonywali do niedawna starsi dowódcy, nie będą już obejmować dużych manewrów zmasowanych formacji" - napisał Eado Hecht, izraelski badacz z Centrum Studiów Strategicznych Begin-Sadat, który analizuje teorię i historię wojskowości. I jak dodał, "podbój terytorium został uznany za nieistotny, a nawet... przynoszący efekt przeciwny do zamierzonego". Zwycięstwo Azerbejdżanu nad Armenią w 2020 r. zdawało się potwierdzać dominację broni precyzyjnej nad siłami lądowymi. "Musimy uznać, że stare koncepcje toczenia wielkich bitew pancernych w Europie dobiegły końca" - powiedział premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson w listopadzie 2021 r. I jak przekonywał, "są inne, lepsze rzeczy, w które powinno się inwestować [jak] cyberprzestrzeń - tak będzie wyglądać wojna w przyszłości". Ale w trzy miesiące później Rosja dokonała inwazji na Ukrainę, co nieco zmieniło optykę. Zobacz: Wojna na Ukrainie - RAPORT specjalny Interii Wojna na Ukrainie i problem Rosji: Małe zyski przy dużych stratach Od początku była ona lekcją starcia w starym stylu: przy wykorzystaniu dużych sił inwazyjnych oraz ogromnej ilości uzbrojenia. Szacuje się, że jak dotąd Rosja ma po swojej stronie ponad 200 tys. strat w ludziach: zabitych i rannych. To czterokrotnie więcej niż liczba sowieckich ofiar w Afganistanie w latach 80. XX w. Podstawowa różnica? Tamta wojna trwała prawie dekadę. Rosyjskie straty łącznie stanowią ponad dwie i pół armii brytyjskiej. Według szacunków USA tylko między grudniem 2022 r. a kwietniem 2023 r. zginęło ponad 20 tys. Rosjan, większość z nich w Bachmucie lub w jego okolicach. Od czasu rujnującego oblężenia irackiej Basry przez Iran w 1987 r., żadna armia nie zużyła tak wielkich zasobów, w tak krótkim czasie, i tak niewiele zyskując w zamian. Ale i Ukraina bardzo się wykrwawiła. Opublikowane pod koniec lutego raporty amerykańskiego wywiadu sugerują, że poniosła ponad 100 tys. strat w ludziach, w tym ponad 15 tys. zabitych. Oznacza to, że armie Rosji i Ukrainy sprzed wojny zostały unicestwione i stworzone na nowo dzięki nowym poborom i ochotnikom z niewielkim lub żadnym doświadczeniem wojskowym. Wielu z tych, którzy biorą udział w obecnej ukraińskiej kontrofensywie, ma za sobą zaledwie kilka tygodni szkolenia. Czytaj także: Jak Ukraińcy nie przełamią Rosjan, czeka nas "Bachmut plus" Niesłuszne porównania z I wojną światową Od czasu do czasu można przeczytać, że sytuacja na wschodzie Ukrainy przypomina piekło okopów z I wojny światowej. Jednak porównania te są przesadzone. Wielka Brytania wystrzeliwała ponad 200 tys. pocisków dziennie w tygodniu poprzedzającym ofensywę nad Sommą w 1916 r. Dla porównania, według szacunków Kijowa, w szczytowym momencie ostrzału pozycji rosyjskich w 2022 r. Ukraina wysyłała 60 tys. pocisków dziennie. Jednak zużycie amunicji w Ukrainie znacznie przekroczyło przedwojenne szacunki, odsłaniając braki w zdolnościach produkcyjnych zachodniego przemysłu wojennego. "Amunicja jest jak cement" - pisze Jonathan Caverley z amerykańskiego Naval War College. "Konsumenci nie zawsze jej potrzebują, ale wymagają jej ogromnych ilości, kiedy staje się niezbędna" - argumentuje. Ostatnie miesiące pokazały, że ukraińska kontrofensywa byłaby niemożliwa bez napływu pocisków z Korei Południowej. A to, co obserwujemy od kilkunastu miesięcy, nie jest tym, o czym myśleli wojskowi stratedzy, kiedy mówili o kompleksie rozpoznawczo-uderzeniowym. "To, co zatrzymało Rosjan na północ od Kijowa, to dwie brygady artylerii strzelające ze wszystkich dział każdego dnia" - przekonuje dr Jack Watling z Royal United Services Institute. Czytaj także: Ukraina jak Izrael czy Korea Południowa? Nowe scenariusze zakończenia wojny Rosyjska inwazja weryfikuje założenia wojskowych Ukraina służy jako odpowiedź na ideę, że technologia zawsze przewyższa ilość. Szef sztabu brytyjskiej armii generał Sir Patrick Sanders, ujął to w zeszłym roku w ostry sposób: "Nie można wirtualnie przekroczyć rzeki". Paradoks wojny polega jednak na tym, że ilość, masa i technologia są ze sobą ściśle powiązane. Pokazuje to nawet wojna artyleryjska. Na kilka tygodni przed inwazją USA wysłała na Ukrainę pociski Excalibur. Wewnątrz każdego z nich znajdował się mały chip, który mógł odbierać sygnał GPS z amerykańskich satelitów nawigacyjnych. Podczas gdy Rosja często polegała na ostrzale szerokiego obszaru, ukraińscy artylerzyści mogli być bardziej precyzyjni. Takie pociski były "nieproporcjonalnie skuteczne", zauważono w analizie dr Watlinga i jego kolegów z Royal United Services Institute. Nie tylko bardziej niezawodnie eliminowały cele, ale także zmniejszały liczbę potrzebnych pocisków w działaniach zbrojnych, ograniczając znacznie obciążenie logistyczne. Czytaj także: Lekceważenie rosyjskiej armii jest niebezpieczne Nie gwiezdne wojny a wojna dronów Jak zauważa emerytowany brytyjski generał Richard Barrons, pomysł korygowania ostrzału za pomocą obserwacji z powietrza pochodzi z czasów amerykańskiej wojny secesyjnej, kiedy wykorzystywano do tego celu balony. I jak dodaje, proste drony były wykorzystywane w armii już od lat 70. W latach 80. mogły wysyłać dane w czasie rzeczywistym, jeśli pozostawały w odpowiedniej bliskości od sterującego. Obecnie niebo jest ich pełne: podczas bitwy o Bachmut w powietrzu znajdowało się jednocześnie nawet 50 bezzałogowców. Ukraińska armia naprowadza dzięki nim około 86 proc. wszystkich celów - przekonuje T.J. Holland, żołnierz w 18. Korpusie Powietrznodesantowym armii USA. W ciągu pierwszych sześciu miesięcy wojny rosyjskie jednostki artyleryjskie, które posiadały własne drony, a nie polegały na tych z dowództwa armii, mogły atakować cele w ciągu trzech do pięciu minut od ich wykrycia. Te bez dronów potrzebowały około pół godziny - a ich skuteczność była znacznie mniejsza. Ale drony poza wieloma zaletami mają i wady. Okazuje się, że są zasadniczo jednorazowego użytku. Według Royal United Services Institute około 90 proc. bezzałogowców używanych przez ukraińskie siły zbrojne w okresie od lutego do lipca 2022 r. zostało zniszczonych. Statystyczny dron stałopłatowy wykonał około sześciu lotów, a prostszy w konstrukcji bezzałogowiec typu quadkopter - zaledwie trzy. Według najnowszych szacunków Ukraina traci 10 tys. dronów miesięcznie. Czytaj także: Ukraina może stracić jednego z najbliższych sojuszników w Europie Ukraina: Poligon doświadczalny dla wojen przyszłości Przez lata zachodnie armie dążyły do realizacji scenariusza, by przy użyciu jak największej ilości elektroniki - kamer wideo lub termowizyjnych, anten radiowych, itd. - wykrywać cele, przekazywać dane do ośrodka, gdzie wyszkolony żołnierz szybko i skutecznie dokona zniszczenia wrogiego obiektu za pomocą stosownych narzędzi. Taka była wizja radzieckiego kompleksu rozpoznawczo-uderzeniowego oraz RMA: stworzenie przejrzystego i półautomatycznego pola bitwy. Ukraina jeszcze nim nie jest. Jest jednak poligonem doświadczalnym dla nowych technologii i pokazuje, co już jest osiągalne, a na co musimy jeszcze poczekać. Przyjrzyjmy się dronowi, który obserwuje rosyjskie pozycje. Jeśli operator zauważy czołg wroga, może ręcznie oznaczyć jego lokalizację w ukraińskim systemie o nazwie Kropiwa (pokrzywa), udostępniając jego pozycję każdej baterii artyleryjskiej w okolicy. System ten skrócił potrzebny czas na reakcję do kilku minut, co często decyduje o ostatecznym sukcesie. Drony nagrywają ogromne ilości materiału wideo, przekraczające liczbę petabajtów (1 petabajt to tysiąc terabajtów - red.). Nie mogą przesłać wszystkiego z powrotem do centrum dowodzenia: nie ma jeszcze wystarczającej przepustowości, a dodatkowo komunikacja na froncie bywa często niemożliwa. Dlatego należy podjąć decyzję znacznie szybciej. Stąd coraz więcej ukraińskich dronów ma na pokładzie "dość prymitywne zdolności sztucznej inteligencji" - mówi "The Economist" jeden z europejskich generałów. Zamontowane na bezzałogowcach małe chipy mogą sprawdzić, czy obiekt znajdujący się poniżej to czołg T-72 czy T-90, co kiedyś wymagało znacznie więcej czasu. W razie konieczności dron może przesłać kilka kilobajtów istotnych informacji - np. rodzaj celu i jego współrzędne - nawet jeśli akurat występują problemy z siecią. Czytaj także: Będą ostrzem "ukraińskiej włóczni". Elitarna brygada ma rozbić Rosjan Cyfryzacja sprzętu. Ukraina robi coś z niczego Cyfryzacja sprzętu odzwierciedla zderzenie starych i nowych sposobów prowadzenia wojny. Wiele z otrzymanych przez Ukrainę dostaw broni jest starego typu, jak amerykańskie haubice, radzieckie wyrzutnie rakietowe zaprojektowane przed kryzysem kubańskim lub jest pozbawionych wrażliwych komponentów. Ale Ukraina jest pionierem w "przekształcaniu sprzętu z czasów zimnej wojny w coś, co jest podłączone do sieci i stanowi część wojny algorytmicznej" - mówi jeden z dyplomatów w Kijowie. "To zupełnie szalone" - uważa brytyjski wiceminister obrony James Heappey, przekonując, że "to dostarcza Ukraińcom... możliwości, których wciąż brakuje w brytyjskich siłach zbrojnych". Dostęp ukraińskiej armii do satelitów Starlink, wystrzelonych przez amerykańską firmę SpaceX Elona Muska, oznacza, że najniżsi rangą żołnierze mają łączność i informacje wywiadowcze, które kiedyś mogły być ograniczone do dowódców brygad. I nie potrzeba do tego skomplikowanego sprzętu. Przykłady? W eleganckiej restauracji w Kijowie ukraiński żołnierz otwiera Macbooka i pokazuje niżej podpisanemu transmisję na żywo z pola bitwy, gdzie widać m.in. rosyjskie odrzutowce. Takich technologicznych cacek, które pomagają w walce z Rosjanami jest więcej. Wśród nich jest system zbioru i zobrazowania informacji Delta. Jego celem jest zwiększenie świadomości sytuacyjnej u ukraińskich dowódców. Delta jest zintegrowana z amerykańską Narodową Agencją Wywiadu Geoprzestrzennego, dzięki czemu użytkownicy mogą pobierać obrazy z satelitów komercyjnych (choć nie tych najbardziej wrażliwych). Pozwala to na łączenie strumieni danych. Batalion może użyć amerykańskich satelitów radiowych do wykrycia emisji z rosyjskiego radaru na danym obszarze, a następnie wysłać taniego chińskiego drona z misją, by wskazał jego lokalizację. Czytaj także: Grupa Wagnera na Białorusi. Na celowniku Polska i szczyt NATO w Wilnie Rosja odstaje od Ukrainy Po powolnym początku, Rosja obecnie wykorzystuje skomputeryzowane dowodzenie i kontrolę do łączenia dronów i baterii artyleryjskich. Dysponuje także dobrym wywiadem - szpiegami - i własnymi satelitami. Wojna pokazała jednak, że wywiad to nie wszystko: trzeba go także dobrze wykorzystać. Rosyjskie siły powietrzne nie zdołały wyeliminować ukraińskiej obrony powietrznej w pierwszych dniach walk nie tylko z powodu słabego wyszkolenia i przygotowania, ale także dlatego, że rosyjski wywiad wojskowy potrzebował dwóch dni, a czasem więcej, na przesłanie informacji o celach do centrum dowodzenia w Moskwie, a następnie do samolotów bojowych. Do tego czasu cele już dawno znajdowały się poza zasięgiem rosyjskiego ognia. Nawet teraz, wiele miesięcy po rozpoczęciu inwazji, rosyjska armia ma trudności ze znalezieniem i trafieniem ruchomych celów. Kontrastuje to z możliwościami ukraińskich planistów, którzy prowadzili "walkę opartą na danych" na poziomie "szybkości i precyzji, której NATO jeszcze nie osiągnęło" - wskazuje Nico Lange, szef gabinetu politycznego w ministerstwie obrony Niemiec w latach 2019-2021, związany z opozycyjną Unią Chrześcijańsko-Demokratyczną. Czasami było to możliwe dzięki narzędziom takim jak Kropiwa i Delta, a czasem dzięki wsparciu amerykańskich firm technologicznych, jak Palantir, która dzięki wykorzystaniu najnowszych zdobyczy technologicznych, pomaga Ukrainie namierzyć istotne cele. Ale wojna oparta na danych może być również zwyczajnie prozaiczna. Ukraiński oficer policji wyjaśnia, że w zeszłym roku jego jednostki lokalizowały rosyjskie wojska, przechwytując po około 1 tys. rozmów dziennie (liczba ta jest teraz wyższa). Jeśli udało im się zlokalizować np. generała, szczegóły były szybko udostępniane w grupie w komunikatorze WhatsApp. Ta szybkość i precyzja ma konsekwencje dla taktyki. "Będziemy walczyć pod stałą obserwacją i w stałym kontakcie" - mówi generał James Rainey, szef Dowództwa US Futures Command, dowództwa armii Stanów Zjednoczonych, które realizuje projekty modernizacji armii. Czytaj także: Nowe doniesienia o Surowikinie Powrót do przeszłości: Okopy i umocnienia Jedną z odpowiedzi Rosjan na ukraińskie przewagi w nowych technologiach jest uciekanie się do starych metod, jak budowanie okopów i umocnień, które ciągną się przez setki kilometrów we wschodniej Ukrainie. Inny sposób to używanie na szeroką skalę kamuflażu, ale i to staje się znacznie trudniejsze, ponieważ o ile mata termiczna może zmylić kamerę na podczerwień, o tyle satelity radarowe wykryją nawet subtelne ślady opon prowadzące do ukrytej pozycji. Według Royal United Services Institute najlepszym sposobem na przetrwanie, jest po prostu rozproszenie się i poruszanie się szybciej od możliwości wywiadowczych wroga. Nawet ukraińskie siły specjalne działające w małych zespołach mogą zostać wykryte przez rosyjskie drony, jeśli zbyt długo pozostaną w jednym miejscu. Zagrożenie to znajduje odzwierciedlenie w dziwnie rozproszonym polu bitwy. Na Ukrainie około 350 tys. rosyjskich żołnierzy jest rozmieszczonych na linii frontu rozciągającej się na 1,2 tys. km - to około 300 żołnierzy na kilometr, a w zeszłym roku nawet o połowę mniej. To około jedna dziesiąta średniej dla tego samego obszaru podczas II wojny światowej - zauważa Christopher Lawrence, szef Instytutu Dupuy, który zbiera takie dane. Bataliony składające się z kilkuset żołnierzy wypełniają obszary, które niegdyś zajmowały kilkutysięczne brygady. Teoretycznie wydaje się, że jest to idealne środowisko dla atakujących - zwraca uwagę Lawrence. Takie linie frontu są łatwiejsze do przełamania. A nowe technologie, dokładniejsza amunicja i lepsze sieci cyfrowe ułatwiają znajdowanie i atakowanie celów. Problem w tym, że atakujący muszą skoncentrować swoje siły, aby przebić się przez dobrze bronione linie frontu, jak próbuje to zrobić Ukraina w trakcie kontrofensywy. A takie koncentracje wojska mogą szybko zostać wykryte i zaatakowane - nie zawsze, ale częściej niż w przeszłości. - Zmiana na korzyść obrońców jest widoczna w wojnie naziemnej, podobnie jak w czasach Helmutha von Moltke Starszego (pruski generał i feldmarszałek, reformator armii pruskiej, a potem Armii Cesarstwa Niemieckiego - red.), kiedy rewolucja siły ognia pod koniec XIX w. sprawiła, że zmasowane formacje i manewrowanie stały się zbyt trudne - podsumowuje Frank Hoffman z Narodowego Uniwersytetu Obrony w Waszyngtonie. Czytaj także: Ukraiński generał: FSB rozmawia z CIA. Omawiają zmianę władzy na Kremlu Paradoksy wojny Prowadzi to do paradoksów. Wojna precyzyjna może zniwelować pewne zalety masowych działań: Ukraina miała przewagę liczebną 12 do 1 na północ od Kijowa. Może również je uzupełniać. Według źródeł zaznajomionych z danymi ostrzał wroga oparty na nowych technologiach pozwala zaoszczędzić około 15-30 proc. pocisków. Ale to, czego precyzja nie może zrobić, to zastąpienie masowych działań - mówi Michael Kofman, analityk współpracującego z Pentagonem think-tanku Centre for Naval Analyses (CNA). Idea stojąca za radzieckim kompleksem rozpoznawczo-uderzeniowym lub amerykańskim RMA polegała na wygrywaniu poprzez paraliżowanie wroga, a nie jego osłabianie. Wydaje się jednak, że nie ma ucieczki przed wyniszczeniem. Wojna prowadzona po niskich kosztach jest iluzją. Wiele osób spodziewało się, że inwazja Rosji będzie "drugą Pustynną Burzą" - wskazuje amerykański strateg Andrew Krepinevich, który był pionierem idei RMA w latach 90-tych. - Tymczasem mamy do czynienia z drugą wojną irańsko-iracką - dodaje. --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły! --- Tekst przetłumaczony z "The Economist" © The Economist Newspaper Limited, London, 2023 Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji --- CZYTAJ TAKŻE: Izrael opracował "rewolucyjną broń" Rosjanka chce wiedzieć, jak zginął syn