Reklama
Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

"The Economist": UE czekają poważne zmiany. Nie wszyscy będą zadowoleni

Już wkrótce Unia Europejska może powiększyć się o kilku nowych członków. Paryż i Berlin zgadzają się na rozszerzenie UE, jeśli pójdzie za tym reforma Wspólnoty. Zmiany mogą spowodować sprzeciw wielu rządów. "Rozszerzenie było kiedyś napędzane nadzieją. Teraz jest napędzane strachem" - stwierdził pewien dyplomata, mając na myśli inwazję Rosji na Ukrainę. Nie brakuje jednak głosów, że zablokowanie procesu rozszerzenia byłoby dla Wspólnoty dużo bardziej kosztowne niż przyjęcie dziewięciu nowych państw.

Unia Europejska kroczy w kierunku rozszerzenia
Unia Europejska kroczy w kierunku rozszerzenia/Thierry Monasse/Reporter

Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Brytyjski "The Economist", z którego pochodzi poniższy artykuł, ukazuje się nieprzerwanie od 1843 r. i należy do najpopularniejszych na świecie magazynów poświęconych tematyce politycznej i biznesowej. Ma opinię jednego z bardziej wpływowych tytułów prasowych na świecie.

Inwazja Rosji na Ukrainę wywołała szereg zmian geopolitycznych, od Chin po Indie i Turcję. Wiele prawdopodobnie okaże się przejściowych. Ale jedna z nich może okazać się trwała i dotyczy nowego porządku europejskiego

Około 2 tys. km od linii frontu, w Brukseli, wojna na kontynencie skłoniła Unię Europejską po raz pierwszy od ponad dekady do poważnego rozważenia przyjęcia nowych państw. Możliwe, że okaże się to ostatnim "wielkim rozszerzeniem" UE w historii. 

6 października 27 przywódców państw członkowskich UE spotka się w hiszpańskiej Grenadzie, by spróbować naszkicować ramy zmian i zastanowić się, jak funkcjonowałaby Unia w przyszłości. 

Droga do członkostwa dla dziewięciu nowych krajów - w tym Serbii, Albanii i czterech innych państw Bałkanów Zachodnich, a także Ukrainy, Mołdawii i być może Gruzji - będzie trudna. Dołączenie do największego bloku gospodarczego na świecie będzie wymagało głębokich reform, których aspirujący do tej pory raczej unikali, lub takich, które utrudniali np. Rosjanie.

UE czekają zmiany. Nie wszyscy będą zadowoleni

Z perspektywy UE rozszerzenie z 27 do 36 państw stanie się możliwe tylko, gdy jej wewnętrzne funkcjonowanie zostanie poddane rewizji. Musi ona obejmować zmianę równowagi sił między centralnymi instytucjami a stolicami, np. poprzez uczynienie Unii mniej zależnej od kaprysów jednego kraju. To niełatwe wyzwanie i może doprowadzić do sporów liderów państw członkowskich.

Nikt nie oczekuje, że proces zmian będzie przebiegał błyskawicznie. Docelowa data 2030 r., rozważana zarówno przez Brukselę, jak i kraje kandydujące, wydaje się ambitna. Jednak fakt, że w ogóle rozważa się rozszerzenie Unii, jest godny uwagi, biorąc pod uwagę, że w ostatnich latach entuzjazm dla nowych członków osłabł. 

Rozszerzenie było kiedyś ważną częścią organizacji, którą u zarania tworzyło zaledwie sześć państw, by dobić do liczby 28 przed brexitem. Do 2013 r., gdy dołączyła Chorwacja, wszystko wskazywało, że proces rozszerzenia ma swój stały bieg. Jednak od ponad 10 lat do UE nie dołączyło żadne nowe państwo

Jako powód niekiedy wskazuje się na "zmęczenie rozszerzeniem" wśród członków tzw. starej Unii. Francja obawiała się, że dążenie do przyjęcia nowych państw odbędzie się kosztem pogłębienia integracji. 

Niektóre stolice zaczęły się z tym zgadzać, zwłaszcza gdy w ostatnich latach rosła liczba "problemów" generowanych przez nowych członków Wspólnoty. Na celowniku znalazły się zwłaszcza kraje Europy Środkowo-Wschodniej, jak Węgry i Polska, oskarżane o lekceważenie podstawowych wartości UE oraz łamanie praworządności. 

Kraje członkowskie UE. Kolorem ciemnoniebieskim zaznaczono państwa, które przystąpiły do organizacji w latach 1952-95. Jasnoniebieskim - członków w latach 2004-2013. Ciemnopomarańczowym - kraje mające status kandydata. Beżowym - Turcję, która ma status kraju kandydującego, lecz nie prowadzi rozmów akcesyjnych
Kraje członkowskie UE. Kolorem ciemnoniebieskim zaznaczono państwa, które przystąpiły do organizacji w latach 1952-95. Jasnoniebieskim - członków w latach 2004-2013. Ciemnopomarańczowym - kraje mające status kandydata. Beżowym - Turcję, która ma status kraju kandydującego, lecz nie prowadzi rozmów akcesyjnych/

Europa zajęta sama sobą

Po 2010 r. UE była zajęta własnymi problemami, jak kryzys w strefie euro czy brexit i nie była zdolna do podejmowania nowych wyzwań. 

Z kolei Ukraina, o której dużo się pisze od 24 lutego 2022 r. w kontekście dołączenia do Wspólnoty, była zbyt duża, biedna, skorumpowana i zbyt rolnicza, by wejść do organizacji, w której rolnicy są rozpieszczani.

Wojna zmieniła jednak niemal wszystko. "Rozszerzenie było kiedyś napędzane nadzieją. Teraz jest napędzane strachem" - jak zgrabnie ujął to dyplomata z kraju aspirującego do członkostwa. 

Tymczasem niektóre państwa, od lat mamione obietnicami unijnej akcesji, zwróciły się ku nowym patronom. Rosja, Turcja i Chiny oferowały m.in. pomoc finansową. Kiedyś było to co najwyżej irytujące dla UE. W kontekście wojny w Europie stało się niedopuszczalnym wtargnięciem na własne podwórko. 

Myśląc o Ukrainie, zdecydowanie największym kraju aspirującym do członkostwa, urzędnicy z państw UE zastanawiają się, czy posiadanie sąsiada z zaprawioną w bojach armią poza Wspólnotą może być dobrym rozwiązaniem. 

UE i tak jest zobowiązana do odbudowy Ukrainy ze zniszczeń. A przecież koszty wprowadzenia nowych członków do Wspólnoty - nadrobienia przez nich zaległości gospodarczych oraz infrastrukturalnych - będą wysokie. 

Mamy wszak do czynienia z krajami mniej zamożnymi, w dużym stopniu skorumpowanymi, a do tego w większości agrarnymi. Istnieje jednak poważny argument za tym, że zablokowanie procesu rozszerzenia byłoby jeszcze bardziej kosztowne.

Polska jest zwolennikiem rozszerzenia UE o Ukrainę. Węgry od dawna zgłaszają sprzeciw
Polska jest zwolennikiem rozszerzenia UE o Ukrainę. Węgry od dawna zgłaszają sprzeciw/NurPhoto / Contributor/Getty Images

Francja zmienia zdanie

Zmiany, do jakich doszło ostatnio wśród starych członków UE, najwyraźniej widać we Francji. Jeszcze w maju 2022 r. Emmanuel Macron zdawał się skreślać perspektywę członkostwa Ukrainy, mówiąc, że zajmie to "kilka dekad". 

Wcześniej wkładał w kij w szprychy akcesji państw Bałkanów Zachodnich. Teraz jednak Paryż stał się nieoczekiwanym orędownikiem rozszerzenia. Inni członkowie UE zawsze byli bardziej przychylni temu pomysłowi. Umowa koalicyjna rządu Olafa Scholza wspomina o akcesji państw bałkańskich. Również kraje Europy Środkowo-Wschodniej opowiadają się za przyjęciem nowych państw, w tym Ukrainy, ze względów bezpieczeństwa. W tej sprawie panuje we Wspólnocie rzadko spotykany konsensus. 

Jednak na drodze do formalnego przyjęcia dziewięciu nowych członków stoją poważne przeszkody. Istnieje wiele powodów, dla których Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra i inne kraje nie są jeszcze w UE. Nie są one zarządzane w szczególnie dobry sposób. To mieszanka rządów ze skłonnościami do autokracji, korupcji oraz deficytem rządów prawa. 

Z kolei Mołdawia, Gruzja i Ukraina mają na swoim terytorium wojska rosyjskie. UE szczyci się mianem "projektu pokojowego", a jednak między dwoma potencjalnymi członkami, Serbią i Kosowem, od lat utrzymują się napięcia, a niekiedy dochodzi do zbrojnych incydentów, które podgrzewają temperaturę niełatwych relacji. Serbia odmówiła nałożenia sankcji na Rosję. Z kolei Kosowo nie jest uznawane za państwo przez pięciu członków UE.

To nie koniec wątpliwości. Bośnia jest nadal rozdarta napięciami etnicznymi, które doprowadziły do rozpadu Jugosławii w latach 90. Czarnogóra, niegdyś faworyt do członkostwa w UE, od ponad roku ma rząd tymczasowy. A nawet jeśli prounijni liderzy wydają się podejmować pożyteczne reformy, na przykład Maia Sandu w Mołdawii lub Edi Rama w Albanii, istnieją obawy, czy zwycięzca następnych wyborów nie spróbuje odwrócić zmian.

To samo dotyczy Ukrainy i potencjalnego następcy Wołodymyra Zełenskiego. Urzędnicy UE odwiedzający Kijów są pod wrażeniem wysiłku, jaki ten kraj wkłada w niezbędne reformy. Ale każdy z nich z tyłu głowy ma pytanie: kto będzie prezydentem Ukrainy w 2030 lub 2035 r.?

Członkowie UE - obecnie oraz potencjalni - porównani pod kątem potencjału populacji oraz PKB (na grafice jako GDP) na osobę
Członkowie UE - obecnie oraz potencjalni - porównani pod kątem potencjału populacji oraz PKB (na grafice jako GDP) na osobę/"The Economist"/materiał zewnętrzny

Bałkanizacja Bałkanów

Przeszkody mogą wydawać się nie do pokonania, szczególnie w krajach Bałkanów Zachodnich, którym od 2003 r. obiecuje się członkostwo w Unii w nagrodę za reformy. Jednak zwolennicy rozszerzenia uważają, że wszystko, czego obecnie potrzeba Wspólnocie, to nowa dynamika. 

W ostatnich latach kraje aspirujące do członkostwa czuły, że nawet jeśli się zreformują, drzwi do klubu pozostaną zamknięte. Przyczyniło się to do powstania błędnego koła. Jedni pozorowali reformy, a inni chęć przeprowadzenia akcesji. 

Jednak najnowsze sygnały z Brukseli wskazują na zmianę podejścia. "UE jest gotowa i tym razem propozycja jest poważna" - mówi Miroslav Lajcak, przedstawiciel UE ds. dialogu między Belgradem a Prisztiną. Zarazem dodaje: "Czuję, że kraje regionu wciąż nie są co do tego przekonane". Na razie niewiele wskazuje, że wzajemna nieufność z ostatnich lat zostanie przezwyciężona. 

Aby przezwyciężyć impas, potrzebny jest nowy konsensus w Brukseli, zgodnie z którym kraje kandydujące powinny odczuć korzyści płynące z UE przed uzyskaniem pełnego członkostwa. 

Celem jest zapewnienie natychmiastowych korzyści z podjęcia niezbędnych reform, a nie czekanie na przysłowiową marchewkę w nieskończoność - po uzyskaniu członkostwa. Mowa m.in. o dostępie do unijnych polityk, wspólnego rynku, wymiany studentów czy otrzymaniu gotówki, która zawsze skutecznie pobudza reformatorski entuzjazm.

Czytaj wszystkie artykuły z cyklu "Interia Bliżej Świata"

Większa UE oznacza kłótnie o pieniądze

Nieco bardziej skomplikowana jest gotowość unijnych instytucji i państw członkowskich w kwestii zmian niezbędnych do powiększenia Wspólnoty. W Brukseli mówi się o "zdolności absorpcyjnej". Chodzi o to, by Unia nie rozpadła się pod własnym ciężarem, gdy liczba członków wzrośnie do 36. Rozszerzenie nie tylko zmieniłoby kształt organizacji, ale musiałoby również zmodyfikować jej wewnętrzne funkcjonowanie.

Dyskusje są na wczesnym etapie i potrwają lata. Obecnie pewne wydają się dwie kwestie. Pierwsza dotyczy unijnego budżetu. Wspólnota wydaje około 1,2 proc. PKB swoich członków, czyli 1,8 bln euro w siedmioletnim cyklu budżetowym. To niewiele, a jednocześnie wystarczająco dużo, by skutecznie się o te środki pokłócić na unijnych szczytach.

Wspólna polityka rolna pochłania około jednej trzeciej z tej sumy, podobnie jak fundusze spójności i pomocy regionalnej płynące do biedniejszych krajów. Zgodnie z obecnymi zasadami fundusze te zostałyby skierowane do nowych członków, w szczególności do Ukrainy. 

Efekt wydaje się być oczywisty. 18 obecnych członków UE otrzymuje więcej pieniędzy ze wspólnotowej kasy niż wpłaca. W tym gronie są wszystkie kraje Europy Środkowej. 

O ile istniejąca polityka nie zostanie zmieniona, całkiem możliwe, że wszyscy dzisiejsi członkowie staliby się płatnikami netto. To musiałoby doprowadzić do protestów w kilku stolicach. Zwykłe zmiany w dopłatach do rolnictwa wystarczają, by wysłać protestujących rolników na ulice Brukseli.

Bardziej radykalne ruchy mogą być politycznie nie do przyjęcia w kilku krajach. Polska, nie tak dawno najbardziej niezłomny sojusznik Ukrainy w UE, zablokowała import zboża od swojego sąsiada, co nadwyrężyło relacje z rządem w Kijowie.

Zagrożenie Unią kilku prędkości

Innym ogromnym wyzwaniem jest dyskusja dotycząca sposobu podejmowania decyzji. To właśnie tutaj spory okażą się najtrudniejsze. Niektóre kwestie są łatwe do rozwiązania. Obecnie Komisja Europejska składa się z jednej osoby mianowanej z każdego kraju. W Unii 36 państw niektóre (mniejsze) kraje będą musiały zrezygnować z prawa do "własnego" komisarza.

Bardziej kontrowersyjną, ale konieczną zmianą byłoby podejmowanie większej liczby decyzji większością kwalifikowaną, przy czym duże kraje zyskałyby na znaczeniu kosztem mniejszych. Obecnie ważne obszary - w tym polityka zagraniczna, sankcje gospodarcze - muszą być uzgodnione jednogłośnie przez wszystkie kraje członkowskie. Francja i Niemcy chcą wyłączenia większej liczby zagadnień z zasady jednomyślności. Chodzi o to, by jeden kraj nie mógł swoim wetem zablokować danej sprawy. 

Wiele mniejszych krajów uważa jednak, że prawo weta chroni ich suwerenność. A duża część Europy Środkowej już teraz wykazuje sporą nieufność do propozycji promowanych przez Berlin i Paryż. Dlatego w ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z wysypem najróżniejszych rozważań i pomysłów na temat reform w Unii. 

Niemcy i Francja suflują "wielopoziomową" strukturę dla Wspólnoty, z większą liczbą polityk, jak euro, przyjmowanych tylko przez niektóre państwa członkowskie. Inni chcą ułatwić karanie rządów, które lekceważą normy demokratyczne, jak obecnie Węgry, np. poprzez zawieszenie prawa głosu w Radzie UE. 

Niewiele z tych propozycji ma szansę przetrwać w nienaruszonym stanie. Wiele państw członkowskich, w tym Polska, podejrzewa, że debata na temat reform UE jest przygotowywana w celu utrudnienia, a nie ułatwienia przyjmowania nowych członków. 

Obawy te nasilają się, gdy zwolennicy zmian mówią o konieczności reformy unijnych traktatów. Podobny manewr próbowano zrealizować na początku lat 2000 i zakończył się spektakularną klapą. 

Wszystko wskazuje na to, że przyjęcie nowych członków zdominuje debaty polityków w kolejnych latach i nie ma pewności co do finalnych rozwiązań. Ale fakt, że perspektywa większej UE jest wreszcie traktowana poważnie, to oznaka tego, jak bardzo wojna w Ukrainie odbiła się echem daleko poza liniami frontu.

-----

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

-----

Tekst przetłumaczony z "The Economist"

© The Economist Newspaper Limited, London, 2023

Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk

Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji

---

CZYTAJ TAKŻE:

"+49" - program o tym, co dzieje się w Niemczech/Tomasz Lejman/INTERIA.PL
INTERIA.PL

Zobacz także