Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Brytyjski "The Economist", z którego pochodzi poniższy artykuł, ukazuje się nieprzerwanie od 1843 r. i należy do najpopularniejszych na świecie magazynów poświęconych tematyce politycznej i biznesowej. Ma opinię jednego z bardziej wpływowych tytułów prasowych na świecie. Niewiele pytań na Bliskim Wschodzie wywołuje tak wiele obaw i strachu, jak: "dlaczego nie jesteś żonaty?". W rolę przesłuchującego może wcielić się każdy: rodzice, taksówkarze, a nawet... amerykański prezydent. Więcej ciekawych historii z całego świata w każdy piątek w Interii Arabia Saudyjska i Izrael od lat utrzymują dyskretne kontakty. Joe Biden chce, by stały się one oficjalne, by państwa te wzięły dyplomatyczny "ślub". Ale dla Saudyjczyków to nieodpowiedni moment. Powody? Izrael ma ultraprawicowy rząd. Liga Arabska oskarżyła go w lipcu o "zbrodnie wojenne" w związku z nalotem na okupowane miasto Dżenin na Zachodnim Brzegu, które jest głównym ośrodkiem zbrojnego oporu palestyńskiego. Czytaj także: Nieoczywisty sojusz na Bliskim Wschodzie coraz bliżej. Zyskają prawie wszyscy Arabia Saudyjska: Książe Muhammad ibn Salman stawia problematyczne żądania Mimo przeszkód amerykańska administracja chce do końca roku wynegocjować porozumienie, na mocy którego oba kraje nawiążą formalne stosunki. W ostatnich tygodniach doradcy prezydenta USA zjawili się w Arabii Saudyjskiej, aby wysondować księcia Muhammada ibn Salmana - uchodzi za rzeczywistego władcę swojego kraju - w sprawie zgody na oficjalne utrwalenie nieoczywistego sojuszu na Bliskim Wschodzie. Ale książę koronny nie zamierza dać zgody na problematyczny wizerunkowo sojusz dla Rijadu za bezcen. I domaga się wniesienia przez USA ogromnego - trzymając się terminologii małżeńskiej - posagu. Miałby on obejmować: odmrożenie dostaw zaawansowanych systemów uzbrojenia, zawarcia traktatu obronnego z USA oraz amerykańskiej akceptacji dla cywilnego programu nuklearnego - wszak to uran, a nie złoto, jest metalem miłości. Innymi słowy, nie byłby to pakt saudyjsko-izraelski, lecz saudyjsko-amerykański. Czytaj także: Walka o wpływy w Afryce Biden kontynuuje politykę Donalda Trumpa Zwolennicy unormowania relacji Izraela oraz Arabii Saudyjskiej przekonują, że roszczenia Rijadu są warte swojej ceny i pozwolą zapoczątkować nową erę na Bliskim Wschodzie. Jednak żądania Saudyjczyków podważają te wzniosłe argumenty. Nie ma wątpliwości, że podchodzą oni do całej sprawy w sposób transakcyjny i chodzi im wyłącznie o własne korzyści. W ciągu pierwszych 72 lat istnienia Izrael nawiązał oficjalne stosunki tylko z dwoma krajami arabskimi: Egiptem i Jordanią. Czytaj wszystkie artykuły z cyklu "Interia Bliżej Świata" Na przełomie 2020 i 2021 r., przy silnym zaangażowaniu administracji Donalda Trumpa, Tel Awiw nawiązał oficjalne stosunki dyplomatyczne ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi i Bahrajnem (tzw. Porozumienia Abrahama), odnowił relacje z Marokiem i poczynił kroki w kierunku nawiązania relacji z Sudanem. Joe Biden chce kontynuować politykę poprzednika we wzmacnianiu pozycji Izraela w regionie, a przy okazji amerykańskich wpływów. Czytaj także: Nie żyje ważny palestyński dowódca Arabia Saudyjska jak klejnot w koronie Nie tak dawno jedną z ulubionych zgadywanek dyplomatycznych było przewidzenie, które państwa arabskie mogą być następne w zacieśnianiu relacji z Izraelem. I niezależnie od ostatecznych rozstrzygnięć we wszystkich kalkulacjach to Arabia Saudyjska jest najbardziej pożądaną partią - zostańmy przy terminologii matrymonialnej - jako największa gospodarka regionu, miejsce narodzin islamu oraz najsilniejszy podmiot dyplomatyczny. Jednak rozmowy na temat normalizacji ostygły od grudnia 2022 r., gdy Benjamin Netanjahu powrócił do władzy i zapał nowych arabskich przyjaciół Izraela ostygł. Publicznie saudyjscy urzędnicy nadal nieśmiało mówią o normalizacji, a w ostatnich miesiącach wielu ekspertów przekonywało, że istnieje realna szansa na zawarcie porozumienia. Istnieją też inne subtelne wskazówki. Czytaj także: Izrael zaatakował cele wojskowe w Syrii Władze w Rijadzie zmieniają ton Rijad od dawna nalegał, że może uznać Izrael tylko, gdy Tel Awiw zaakceptuje Arabską Inicjatywę Pokojową, która przewiduje normalizację stosunków pod warunkiem utworzenia państwa Palestyna obejmującego Strefę Gazy i Zachodni Brzeg, ze stolicą w Jerozolimie Wschodniej (część miasta anektowana przez Izrael). Jednak saudyjski minister spraw zagranicznych Faisal bin Farhan nie wspomniał o tym ani słowem w czerwcu na konferencji prasowej w Rijadzie wraz ze swoim amerykańskim odpowiednikiem. Zamiast tego powiedział, że normalizacja stosunków z Izraelem przyniosłaby znaczne korzyści dla regionu. Zaznaczył wprawdzie, że zyski byłyby ograniczone w przypadku braku rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Jednak ta retoryczna zmiana nie umknęła słuchaczom w Waszyngtonie. Zamiast stawiać żądania Izraelowi, Saudyjczycy zmienili adresata, zdając sobie sprawę, że to od Waszyngtonu mogą więcej uzyskać. Czytaj także: Gwałtowne protesty w Izraelu USA akuszerem porozumień na Bliskim Wschodzie W żądaniu większego posagu od Waszyngtonu nie ma nic nadzwyczajnego. USA zawsze pomagały cementować arabsko-izraelskie traktaty. Od czasu zawarcia pokoju z Izraelem w 1979 r. Egipt otrzymał pomoc wojskową o wartości ponad 50 mld dolarów. Inne przykłady? Donald Trump obiecał sprzedaż nowoczesnych myśliwców F-35, by zachęcić Zjednoczone Emiraty Arabskie do zawarcia Porozumień Abrahama. Inna sprawa, że Stany Zjednoczone jeszcze ich nie dostarczyły. Jednak saudyjskie żądania wykraczają daleko poza pieniądze czy dostawy broni - i raczej nie zostaną spełnione. Formalny traktat obronny musiałby zostać ratyfikowany przez Senat, który obecnie rzadko ratyfikuje cokolwiek. Umowy zbrojeniowe często wymagają zgody Kongresu, a demokraci oraz republikanie obawiają się wysyłania broni do Arabii Saudyjskiej. Czytaj także: W Izraelu robi się gorąco Rządania Rijadu nierealistyczne? Program nuklearny byłby jeszcze bardziej problematyczny. Saudyjczycy mogliby podążyć drogą Zjednoczonych Emiratów Arabskich, które zrezygnowały ze wzbogacania własnego uranu, aby zapewnić sobie dostęp do amerykańskiej technologii jądrowej. Naleganie na własną zdolność wzbogacania uranu - w czasie, gdy Iran od 2018 r. przyspieszył program wzbogacania uranu do poziomu pozwalającego na zbudowanie broni jądrowej - wzbudziłoby obawy przed regionalnym wyścigiem zbrojeń. Nietrudno sobie wyobrazić ponadpartyjne porozumienie demokratów i republikanów w sprawie zablokowania przekazania technologii jądrowej do Rijadu. Wskazuje to na poważniejszy problem związany z pośpiesznym dążeniem do zawarcia porozumienia. Jego zwolennicy z USA przekonują jednak, że korzyści przeważają nad minusami. Czytaj także: M. Morawiecki: Arabia Saudyjska to coraz ważniejszy partner Saudowie balansują między mocarstwami Jedną z korzyści jest potencjalne scementowanie sojuszu przeciwko Iranowi, który zagraża Izraelowi oraz Arabii Saudyjskiej. Armia Saudyjska nie jest znana ze swojej sprawności. Izrael zapewne nie chciałby polegać na niej podczas konfliktu, a Saudyjczycy, którzy w marcu podpisali porozumienie o przywróceniu relacji dyplomatycznych z Iranem, prawdopodobnie i tak woleliby nie wywiązywać się z niego. Jednocześnie nierealistyczne wydaje się zmuszenie Saudów do zdystansowania się od Chin i Rosji. Królestwo, podobnie jak inne kraje Zatoki Perskiej, chce uniknąć opowiadania się po którejś ze stron w rywalizacji wielkich mocarstw. Nie zamierza porzucać Ameryki, ale nie zrezygnuje też z korzystnych więzi z Chinami czy partnerstwa naftowego z Rosją. Na pierwszy rzut oka bardziej bardziej wiarygodnym argumentem za porozumieniem Rijadu i Tel Awiwu jest ewentualność, że przekonałoby ono inne kraje arabskie do podążenia w podobnym kierunku. Ale należy pamiętać, że opinia publiczna w Algierii, Libanie czy Tunezji zapewne myśli inaczej. Trudno także zakładać, by emirowie Kuwejtu i Kataru ślepo podążyli w sprawie Izraela za Rijadem. Czytaj także: Arabia Saudyjska otwiera swoje niebo "dla wszystkich" Gra nie warta zachodu? A może wysiłki Amerykanów nie mają sensu? Przez dziesięciolecia wielu zachodnich dyplomatów postrzegało konflikt izraelsko-palestyński jako główny problem regionu. Arabska wiosna udowodniła, że takie myślenie jest błędne. Dziesięciolecia okropnych, autorytarnych rządów pogrążyły Bliski Wschód w gwałtownych wstrząsach, w których Izrael nie odegrał prawie żadnej roli. Dążenie do porozumienia saudyjsko-izraelskiego grozi powtórzeniem tego błędnego myślenia, tylko w odwrotnej kolejności. Jego zwolennicy przekonują, że byłoby ono przełomowe - jednak wiele z jego rzekomych korzyści wydaje się naciąganych. Nie oznacza to, że jest to niegodny cel. Biały Dom będzie jednak musiał zdecydować, czy jest on wart swojej ceny. --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły! --- Tekst przetłumaczony z "The Economist" © The Economist Newspaper Limited, London, 2023 Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji --- CZYTAJ TAKŻE: Tajna misja Mossadu w Iranie. "Porwali geniusza terroru" Spięcie na linii Izrael-Ukraina. Ambasador skrytykował współprace z Rosją