Po ataku na bazę w Jordanii Joe Biden musi dokonać odwetu oraz zapobiec dalszym zagrożeniom, ale tak, żeby nie wywołać reakcji łańcuchowej w regionieAtak Hamasu z 7 października miał wywołać wojnę na Bliskim Wschodzie, ale nawet, jeśli to się nie udało, to i tak zasadniczo zmienił układ sił w na świecieNormalizacja stosunków Izraela z arabskimi sąsiadami - która być może była blisko - po 7 października stała się niemożliwa na wiele najbliższych lat Niewielki dron kamikadze, wysłany zapewne przez którąś ze wspieranych przez Iran islamskich grup bojowych, skrył się za powracającym do bazy zwiadowczym dronem amerykańskim i oszukując w ten sposób system obrony, eksplodował wśród śpiących w kontenerze mieszkalnym żołnierzy z 718 kompanii wojsk inżynieryjnych USA. To był 165 atak na amerykańskie pozycje w regionie od czasu ataku Hamasu na Izraelczyków 7 października ubiegłego roku. I pierwszy z ofiarami śmiertelnymi. Biden musi zareagować - Obarczam ich odpowiedzialnością w tym sensie, że dostarczają broń ludziom, którzy to zrobili - powiedział prezydent Joe Biden, mając na myśli irańskich ajatollahów, którzy wspierają militarnie i logistycznie regionalne organizacje, atakujące Izrael i amerykańskie cele w regionie. - Nie sądzę, byśmy potrzebowali szerszej wojny na Bliskim Wschodzie. Nie tego szukam. Biden ma tu poważny problem, bo z jednej strony musi dokonać zdecydowanego uderzenia odwetowego, ale musi zrobić to tak, by nie spowodować eskalacji konfliktu ograniczonego jak dotąd do Strefy Gazy na cały region. Musi również zapobiec kolejnym atakom. Zarówno masakra z 7 października, jak i dziesiątki ataków, jakie po niej nastąpiły, miały doprowadzić do wybuchu wojny na całym Bliskim Wschodzie, która w intencjach jej inicjatorów miałaby prowadzić z jednej strony do osłabienia, a nawet unicestwienia Izraela, a z drugiej do osłabienia lokalnych wpływów Stanów Zjednoczonych na rzecz Iranu, a nawet tak odległych potęg, jak Chiny i Rosja. Sekretarz Stanu Antony Blinken brutalnie opisał tę sytuację, mówiąc: - To niezwykle niestabilny czas na Bliskim Wschodzie. Twierdzę, że nie widzieliśmy tak niebezpiecznej sytuacji jak ta, z którą mamy teraz do czynienia w całym regionie od co najmniej 1973 roku, a prawdopodobnie nawet wcześniej. Według części amerykańskich komentatorów Biden raczej nie zaatakuje wewnątrz Iranu. "Wśród opcji rozważanych przez Pentagon są: uderzenie w irański personel w Syrii lub Iraku lub też w irańskie zasoby morskie w Zatoce Perskiej" - piszą dziennikarze POLITICO, powołując się na amerykańskich urzędników. Z kolei "Wall Street Journal" przedstawia takie trzy opcje dla Bidena: więcej sankcji, bezpośrednie uderzenie w Iran i/albo uderzenie w organizacje wspierane przez Iran, w tym Hezbollah w Libanie lub Islamski Opór w Iraku, który uważa się za sprawców ataku na amerykańską bazę. Eskalacja już jest, a świat nie jest gotowy Zaraz po październikowym ataku działania Waszyngtonu koncentrowały się na powstrzymaniu otwarcia drugiego frontu na granicy z Libanem. To jak dotąd się udaje, ale ponad 2 tys. km na południe od Izraela, zaczęli atakować zbuntowani jemeńscy bojownicy Huti. Ich ostrzał cywilnych statków u wejścia na Morze Czerwone, stanowi część kierowanej przez Iran "osi oporu" walczącej zarówno z Izraelem, jak i z USA. Stany Zjednoczone i Wielka Brytania - wkrótce dołączą do nich okręty z krajów unijnych - przeprowadzają od kilku tygodni ataki na pozycje Huti, zaś firmy żeglugowe wstrzymały operacje przez cieśninę Bab el-Mandeb i ruszyły na odwieczną trasę wokół Przylądka Dobrej Nadziei. To przedłuża transport do i z Europy nawet o trzy tygodnie. Oprócz pięciokrotnego wzrostu kosztów transportu kontenerowego oznacza to również, że świeża żywność po prostu gnije w drodze. Amerykańskie Narodowe Centrum Antyterrorystyczne, którego zadaniem jest pomoc w kierowaniu strategią antyterrorystyczną rządu, stwierdziło, że atak z 7 października pobudził do działania zróżnicowaną grupę terrorystów na całym świecie. W ostatnich tygodniach Stany Zjednoczone zaczęły przesuwać swoje zasoby z powrotem na Bliski Wschód. Nie jest to łatwe i szybkie do wykonania, bo Ameryka spędziła lata na wycofywaniu sił wywiadowczych i wojskowych z tego regionu, sądząc, że Rosja i Chiny stanowią większe zagrożenie. Już od czasów administracji prezydenta Baracka Obamy Stany Zjednoczone przekierowywały ludzi i sprzęt w inne gorące miejsca, skupiając się na krajach stwarzających większe zagrożenie, takich jak Rosja i Chiny. W ciągu ostatnich lat CIA zamknęła swój program szkolenia Wolnej Armii Syryjskiej, grupy rebeliantów, która powstała w 2011 r. w celu walki z prezydentem Syrii Baszarem al-Assadem i jego armią. Pentagon wycofał też tysiące żołnierzy z Iraku i Amerykanie całkowicie opuścili Afganistan. Waszyngton przestał również wspierać operacje prowadzone przez Saudyjczyków przeciwko Hutim w Jemenie. Kto tam miesza Obecny konflikt na Bliskim Wschodzie to również pośredni efekt wielkiej rywalizacji Ameryki z Chinami o globalną dominację. Stany Zjednoczone uważają, że ich głównym zadaniem jest rywalizacja z Chińczykami w rejonie Pacyfiku. Jeśli tak, to ostatnie czego im potrzeba to brak pokoju w Europie i na Bliskim Wschodzie. Rosyjska inwazja na Ukrainę i wybuch w Strefie Gazy pokazują, że Amerykanie długo jeszcze nie przeniosą się na Ocean Spokojny. Na krótko przed atakiem z 7 października pojawiły się informacje, że porozumienie Izraela z Arabią Saudyjską było już właściwie gotowe. Zastępca redaktora naczelnego Visegrad Insight Adam Jasser wskazuje, że naprawa stosunków Arabii Saudyjskiej z Izraelem była częścią dużego planu stworzenia alternatywnego szlaku handlowego łączącego Azję i Europę z udziałem państw związanych z Zachodem, czyli Indii, Arabii Saudyjskiej i Izraela. Kluczowym elementem łączącym Europę z tym szlakiem miał być Izrael i jego porty. Sprzeciw wobec tego szlaku nowego handlowego wyraziły Chiny, ale także Iran, Turcja, i oczywiście Rosja. Jasser uważa, że atak Hamasu na Izrael jest z tym związany i miał na celu wysadzenie tych planów w powietrze. Chyba się udało. - Nie chcemy kolejnej wojny. Nie dążymy do eskalacji - powiedział rzecznik amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby. - Ale absolutnie zrobimy to, co będzie konieczne. Michał Broniatowski Więcej ciekawych historii z całego świata w każdy piątek w Interii