Cotygodniowy, piątkowy cykl "Interia Bliżej Świata" to najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazetDzięki "Le Monde" przyglądamy się kłopotom ukraińskiej armii z mobilizacją nowych rekrutówMłodzi ludzie nie kwapią się do walki za kraj. Ćwiczą obsługę broni, ale są gotowi do wstąpienia do armii tylko "w ostateczności"Kijów szuka rozwiązania i ma już nowy pomysł na mobilizację Iryna Czubajn prowadzi strzelnicę w podziemiach centrum handlowego na obrzeżach Kijowa. Kobieta bez problemu odróżnia stałych bywalców od nowych przybyszy. Znaczną część z nich stanowią młodzi Ukraińcy, niekiedy przybywają w parach. - To młodzi ludzie, którzy mają przerażony wyraz twarzy - mówi była policjantka. Wojna w Ukrainie. Młodzi ludzie nie chcą wstępować do armii Stas i Margarita, odpowiednio w wieku 30 i 26 lat, pojawiają się na strzelnicy w sobotnie popołudnie. Planują postrzelać z karabinów szturmowych. Wybierają z kilku modeli, które wiszą na ścianach. - Takie jest życie - mówi głośno młoda kobieta ze śmiechem zabarwionym rozpaczą, jakby wyjaśniając swoją obecność w takim miejscu. Jej przyjaciel przyznał, że chciałby po raz pierwszy poćwiczyć strzelanie. Powód? Coraz częstsze sygnały ze strony ukraińskich władz dotyczące mobilizacji, zwłaszcza młodych mężczyzn. Stas podkreśla, że chce się przygotować "na wszelki wypadek". Dodaje, że z własnej woli nie chciałby stawiać się przed komisją poborową. - Trzeba być przynajmniej trochę obeznanym z bronią - wyjaśnia. - Musimy być gotowi, jeśli nagle przyjdzie moja kolej na mobilizację - zwraca uwagę. Stas i Margarita nie są wyjątkiem. W całej Ukrainie cywile szturmują strzelnice oraz ośrodki szkolenia, by nauczyć się podstaw obsługi broni na wypadek nagłej mobilizacji. Ukraina stoi w obliczu pilnej potrzeby uzupełnienia szeregów w armii. Wojna trwa już od prawie dwóch lat, a ludzi, którzy byliby gotowi walczyć, brakuje. Potrzeba ta stała się jeszcze bardziej dotkliwa w grudniu 2023 r. Wówczas szerokim echem odbiła się propozycja zmobilizowania 500 tys. osób, by uzupełnić braki i odciążyć wyczerpanych walkami wojskowych. Przepisy nie weszły w życie. Trwają pracę nad nową ich wersją, która ma trafić do parlamentu w lutym. Mobilizacja do armii. Część przepisów niekonstytucyjna Pierwotna wersja skutecznie spolaryzowała społeczeństwo. Kontrowersje wzbudziło m.in. rozszerzenie prerogatyw centrów rekrutacyjnych, ograniczenie praw osób uchylających się od poboru i rozszerzenie mobilizacji na obywateli z orzeczoną niepełnosprawnością III stopnia (osoby np. cierpiące na głuchotę albo nieposiadające jednego oka albo nerki). Ukraiński rzecznik praw człowieka Dmytro Łubinec stwierdził nawet, że niektóre z przepisów naruszały konstytucję. 30 stycznia rząd Ukrainy przedłożył Radzie Najwyższej zaktualizowaną wersję projektu ustawy o mobilizacji. W dokumencie zaproponowano szereg zmian, w szczególności obniżenie wieku poboru do wojska z 27 do 25 lat. Zawiera on także zapis o karach za uchylanie się od obowiązku - tymczasowego ograniczeniu prawa wyjazdu z Ukrainy oraz zatrzymanie prawa jazdy. Zrezygnowano jednak z najbardziej kontrowersyjnych zapisów z poprzedniej wersji ustawy. W nowej zaproponowano prawo do demobilizacji po 36 miesiącach służby. W praktyce oznacza to, że osoby, które służą na wojnie od początku inwazji mogłyby wrócić do domów za 12 miesięcy. Obecnie w stanie wojny czas służby jest właściwie nieograniczony. Solomia Bobrowska, deputowana Partii Głos, członkini Komisji Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony ma nadzieję, że dyskusje w parlamencie doprowadzą do ograniczenia służby do dwunastu miesięcy. - Służba przez 36 miesięcy, gdy jest się gdzieś na tyłach frontu może być do przyjęcia, ale sytuacja zmienia się, jeśli dana osoba trafi w samo centrum walk - podkreśla. Spadek motywacji do walki Nowa ustawa jest tym pilniejsza, że władzom coraz trudniej jest zmobilizować nowych rekrutów. Już dawno opadła fala emocji, która na początku pełnoskalowej inwazji rosyjskiej skłoniła wielu Ukraińców do wstąpienia do armii. Obecnie coraz trudniej o nowych ochotników. - Dziś prawie nikt nie chce służyć w siłach zbrojnych. Wielu ludzi się boi - przyznaje gorzko Mykoła (imię zmienione - red.), który służy w komisji poborowej w jednej z dzielnic Kijowa. - Przechodzimy przez bardzo bolesny okres - przyznaje posłanka Natalia Pipa z Partii Głos. I wskazuje na rozdźwięk między optymistycznymi oświadczeniami władz a rzeczywistością na linii frontu. - Ludzie myśleli, że odzyskamy Krym, a teraz zdają sobie sprawę, że tak się nie stanie i że potrzebujemy nowej fali mobilizacji - dodaje. Według Mykoły fakt, że Ukraina przesunęła się na pozycje obronne wzdłuż linii frontu nie zachęca Ukraińców do wstępowania do armii. - Poziom motywacji jest znacznie niższy - dodaje. Łapanki na mieście stały się normą - Potrzebujemy wielu nowych rekrutów, ale ludzie unikają naszych centrów rekrutacyjnych. Oznacza to, że musimy opracować nowe metody - mówi oficer. Aby zmusić ludzi do dostarczenia aktualnych dokumentów wojskowych - co jest pierwszym krokiem przed komisją lekarską i ewentualnym powołaniem do wojska - oficerowie organizują coraz więcej kontroli na stacjach metra, w restauracjach, centrach handlowych, a czasem nawet na siłowniach czy w halach sportowych. - Nie mamy wyboru - przyznaje Mykoła. Mężczyzna uważa, że ta metoda może "uratować sytuację" na jakiś czas. Przyznaje jednak, że w dłuższej perspektywie "może zniszczyć kraj". I chociaż wojskowy zapewnia nas, że jego centrum rekrutacyjne nie stosuje kontrowersyjnych metod wobec osób uchylających się od poboru, w internecie regularnie pojawiają się filmy pokazujące łapanki oraz brutalne aresztowania w wielu miejscach w kraju. Projekt ustawy o mobilizacji ma na celu położenie kresu takim sytuacjom i wzmocnienie motywacji dzięki "uczciwym i przejrzystym" zasadom, wyjaśnia Solomia Bobrowska. - Kiedy ktoś zostaje siłą zmuszony do wstąpienia do armii nie ma co się dziwić, że występują problemy z ochotą do walki - podkreśla. Lobby X i sukces firm rekrutujących do armii Z drugiej strony firmy rekrutacyjne oferujące pracę w siłach zbrojnych nie narzekają na brak chętnych. Za przykład służy np. Lobby X, z którą w listopadzie 2023 r. Ministerstwo Obrony wspólnie rozpoczęło projekt rekrutacji osób do Sił Zbrojnych Ukrainy. Na podstawie umowy ochotnik może wybrać konkretną gałąź i stanowisko w wojsku, gdzie jego doświadczenie cywilne będzie najbardziej przydatne. Współpraca zapewnia wprawdzie tylko niewielką część zapotrzebowania, jednak pomysł na tyle przyjął się, że resort obrony przygotowuje się do uruchomienia własnej platformy rekrutacyjnej. Na stronie Lobby X zainteresowani mogą znaleźć oferty pracy w armii, ale także stanowiska w strukturach publicznych lub organizacjach pozarządowych. Od momentu otwarcia się na siły zbrojne, dyrektor firmy Władysław Greziew odnotował "ponad 61 tys. zgłoszeń od ochotników, którzy chcą służyć w siłach zbrojnych oraz ponad 2 tys. różnych wakatów". Greziew mówi, że zgłaszają się "ludzie, którzy chcą w jak największym stopniu kontrolować swoją przyszłość". W przeciwieństwie do "klasycznej" rekrutacji, agencje dbają o to, by kandydaci objęli stanowiska, na które aplikowali. Szef Lobby X twierdzi, że ostatnio zaobserwował gwałtowny wzrost aplikacji na stronie internetowej swojej agencji, z kilkudziesięciu do kilkuset dziennie. - Rząd mówi, że coś zmieni, a ludzie zdają sobie sprawę, że lepiej się przygotować. Są więc dwie opcje: zaufać losowi i czekać na przydział albo kontrolować przyszłość tak bardzo, jak to tylko możliwe i wybrać swoją pozycję w armii - wyjaśnia mężczyzna. --- Więcej ciekawych historii z całego świata w każdy piątek w Interii --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły! --- Artykuł przetłumaczony z "Le Monde". Autor: Thomas d’Istria Tekst w oryginale dostępny na stronie "Le Monde" Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji ---