W październiku, gdy Inicjatywa Pasa i Szlaku (BRI) obchodziła swoje dziesięciolecie, Xi Jinping ogłosił na spotkaniu z międzynarodowymi pożyczkobiorcami, że dwa państwowe banki zaoferują kolejne 100 mld dolarów kredytów na budowę infrastruktury przez chińskie firmy. Wcześniej Pekin informował, że państwa członkowskie Inicjatywy są winne chińskiemu Exim Bank kwotę trzykrotnie wyższą. Państwo Środka, choć boryka się ze spowolnieniem gospodarczym, kryzysem na rynku nieruchomości i wysokim bezrobociem wśród młodych, robi wszystko, żeby pokazać budowę Nowego Jedwabnego Szlaku w jak najbardziej jaskrawych barwach. Rzecznik chińskiego MSZ Wang Wenbin stwierdził, że podpisano umowy o współpracy z ponad 150 krajami, a inicjatywa przyniosła już prawie bilion dolarów inwestycji. Nie wspomniał, że wschodzące mocarstwo ma trudności z nakłanianiem wierzycieli do spłaty zobowiązań. Choć w ostatnim dziesięcioleciu Chiny stały się największym kredytodawcą na świecie, wyprzedzając w tej dziedzinie Bank Światowy i Międzynarodowy Fudusz Walutowy, to według brytyjskiego "Guardiana" między 2008 a 2021 rokiem wydały 240 mld dolarów na programy ratunkowe dla krajów, które miały trudności ze spłatą zadłużenia. Cały projekt Nowego Jedwabnego Szlaku prawdopodobnie przynosi straty. Chińczycy ograniczyli wprawdzie wydatki, ale z przedsięwzięcia nie rezygnują. - Komunistyczna Partia Chin stara się odmalować Inicjatywę Pasa i Szlaku jako swój wielki sukces, bo to wzmacnia zarówno legitymację jej samej, jak i pozycję Xi Jinpinga - tłumaczy Ian Chong, politolog i wykładowca w National University of Singapore. Jak dodaje, Nowy Jedwabny Szlak to obok "chińskiego snu" sztandarowe hasło polityki chińskiego przywódcy. Zdaniem Chonga i innych ekspertów, z którymi rozmawiała Interia, mimo trudności gospodarczych i rozczarowania stopą zwrotu Chiny będą parły do dalszej realizacji Jedwabnego Szlaku z powodów ideologicznych. Chiński megaprojekt infrastrukturalny, obejmujący Azję, Afrykę, Europę i Amerykę Południową, przyciągnął przede wszystkim kraje Globalnego Południa. W ramach jego budowy powstały porty na Sri Lance, w Pakistanie, Nigerii i Dżibuti, linie kolejowe w Kenii, Etiopii, Mongolii i Laosie oraz autostrady w Algierii, Boliwii i Ugandzie. Ale kraje rozwinięte, na dostępie do którym Chinom szczególnie zależy, wycofują się ze współpracy z nimi w kluczowych obszarach. Zawiedzione oczekiwania - W Europie Inicjatywa Pasa i Szlaku nie działa - mówi wprost Marcin Jacoby, sinolog i profesor warszawskiego uniwersytetu SWPS. - Wiele dużych przedsięwzięć ogłaszanych przez Chiny spaliło na panewce, a mało było takich, które pozytywnie wpłynęły na miejscową gospodarkę. Niektórzy europejscy politycy mieli początkowo nadzieję, że dzięki chińskim inwestycjom rozwiną się biedniejsze kraje i regiony, ale do niczego takiego nie doszło - dodaje. Jak przekonuje, nadzieje te były głównie po stronie polityków, którzy nie znali Chin i decydowali o podpisaniu umów bez głębokich analiz. Europejscy analitycy wskazują tymczasem, że Chińczycy dotąd nie wypełnili zobowiązań inwestycyjnych po przejęciu w 2016 roku greckiego portu w Pireusie. Kilka lat wcześniej w Polsce firma COVEC, dziś aktywna głównie na rynkach afrykańskich, spektakularnie wycofała się z budowy fragmentu autostrady A2, a Czarnogórze groziło bankructwo po zaciągnięciu w Chinach miliarda dolarów kredytu na budowę nieukończonej do dziś trasy szybkiego ruchu. W lipcu tego roku Włochy ogłosiły, że planują opuszczenie Inicjatywy Pasa i Szlaku, bo - jak powtarzają członkowie tamtejszego rządu od premier Giorgii Meloni po ministrów spraw zagranicznych i obrony - kraj niemal nic na niej nie zyskał. Choć od 2019 roku, kiedy Rzym podpisał dokumenty akcesyjne, import z Chin powiększył się dwukrotnie, to eksport praktycznie stoi w miejscu. Co na to Chiny? Premier Li Qiang obiecał, że otworzą swój rynek dla większej ilości włoskich produktów luksusowych. Ale może to być niewystarczające, bo Włosi biorą pod uwagę szerszy kontekst międzynarodowy. W Europie rośnie podejrzliwość wobec Państwa Środka, spowodowana nie tylko zawiedzionymi nadziejami, ale również polityką zagraniczną samego Pekinu i jego rywalizacją ze Stanami Zjednoczonymi. Europejczycy mają się na baczności W maju włoski think tank Istituto Affari Internazionali ocenił, że Rzym zmienia swoją politykę dalekowschodnią. Chce ograniczyć relacje z Pekinem, a zacieśniać je ze Stanami Zjednoczonymi i ich azjatyckimi sojusznikami. Nową strategię Włochy wdrażają od ubiegłego roku, blokując sprzedaż Chińczykom swoich kluczowych przedsiębiorstw. Na liście znalazły się produkująca części do samolotów Microtecnica, producent opon Pirelli i mediolańska firma LPE wytwarzająca półprzewodniki. Poprzedni rząd Mario Draghiego zablokował także przekazanie Chinom technologii przez firmę wytwarzającą komponenty robotów. Podobnie postępują Niemcy, które uniemożliwiły chińskiemu gigantowi COSCO wykupienie pakietu kontrolnego portu w Hamburgu. W ogłoszonej w lipcu "Strategii wobec Chin" Berlin zapowiedział ograniczenie obciążonych ryzykiem zależności ekonomicznych od Pekinu. Niemieckie władze chcą też kontroli napływu chińskich inwestycji w infrastrukturę krytyczną oraz w dziedzinie wysokich technologii i zapowiedziały, że będą rozwijać współpracę gospodarczą z innymi krajami. Ma to zapewnić przeciwwagę dla drugiej gospodarki świata. Świadome zagrożeń, które niesie ze sobą bliska współpraca z chińskim smokiem, są także kraje leżące w centralnej części Europy. W ciągu ostatnich dwóch lat z forum współpracy między Pekinem a krajami Europy Środkowej i Bałkanów znanym jako "16+1" wycofały się wszystkie trzy państwa bałtyckie. Litwa i Czechy po zbliżeniu z demokratycznym Tajwanem, który Pekin uważa za swoją zbuntowaną prowincję, mierzyły się z dyplomatycznymi reprymendami i gospodarczymi sankcjami ze strony Komunistycznej Partii Chin, które zakończyła dopiero interwencja Unii Europejskiej. - Kraje Europy Centralnej dołączyły do Inicjatywy Pasa i Szlaku i towarzyszącej mu grupy 16+1 z dwóch głównych przyczyn: chęci przyciągnięcia lukratywnych inwestycji i zmniejszenia deficytów handlowych. Co prawda eksport stale wzrasta, ale import z Chin rośnie jeszcze szybciej - mówi Matej Šimalčík, szef Środkowoeuropejskiego Instytutu Studiów Azjatyckich (CEIAS). W maju szef europejskiej dyplomacji Josep Borell podkreślił - po naradzie z ministrami spraw zagranicznych krajów członkowskich - że deficyt handlowy przekraczający 400 mld euro rocznie jest dla Europejczyków nie do zaakceptowania, a europejskie firmy stale mierzą się w Chinach z przeszkodami i dyskryminacją. W zależności od obszaru Unia Europejska ma traktować Pekin jako partnera, konkurenta albo systemowego rywala. W kręgach eksperckich coraz częściej mówi się, że gospodarka nie jest oddzielona od polityki, zwłaszcza tam, gdzie mowa o kluczowej infrastrukturze. Obawy o wartości Do obaw przed przejmowaniem przez Chiny infrastruktury krytycznej dołączają te o geopolitykę i wartości. Europejczycy przypomnieli sobie, że Chińska Republika Ludowa jest krajem autokratycznym, którego obywatele nie mają żadnego wpływu na działania rządu, a w dodatku ściśle współpracuje z innymi reżimami łamiącymi prawa człowieka. Pekin wspiera także Rosję w jej wojnie przeciwko Ukrainie, stosuje groźby wobec Tajwanu i prześladuje azjatyckich sąsiadów na Morzu Południowochińskim. - Kraje Europy Środkowej i Wschodniej, które stosunkowo niedawno odeszły od autorytarnych rządów, są skłonne do większej od innych ostrożności wobec panującego w ChRL systemu politycznego. Względy gospodarcze związane ze współpracą z Chinami niekoniecznie przewyższają tę ostrożność - ocenia profesor Ian Chong z University of Singapore. Tego samego zdania jest Matej Šimalčík, który zauważa, że po wielu latach otwartych relacji gospodarczych z Chinami teraz widać korektę. - Kraje UE są coraz bardziej świadome ryzyka dla swojego bezpieczeństwa narodowego - mówi. - Nie oznacza to, że są przeciwne utrzymywaniu relacji handlowych z Chinami, ale biorąc pod uwagę ich autokratyczny system i asertywną politykę zagraniczną, ekonomiczna otwartość na Pekin nie jest już bezwarunkowa - ocenia Šimalčík. Wzrost gospodarczy jest istotny, ale nie mniej ważne pozostaje zachowanie autonomii i wartości demokratycznych, dodaje. W Europie pod górkę Chińczycy wskazują jednak na korzyści, które Europie miał przynieść Nowy Jedwabny Szlak. Według kontrolowanej przez rząd telewizji CGTN od 2016 do 2021 roku chiński import z krajów Unii Europejskiej wzrósł o blisko 64 proc., a z krajów Europy Środkowej i Wschodniej miał skoczyć aż o ponad 127 proc. Liczby te trudno jednak niezależnie zweryfikować. Matej Šimalčík zwraca uwagę, że starając się o kontrakty na budowę infrastruktury Chiny toczą nierówną walkę z Unią Europejską. Dla jej członków oferta ChRL jest dużo mniej lukratywna niż dla krajów poza tym blokiem. - Państwa członkowskie UE, ponieważ są krajami rozwiniętymi, mają możliwość znalezienia środków na projekty infrastrukturalne taniej, przez fundusze unijne albo zaciągając kredyty na globalnych rynkach finansowych. Nawet na Bałkanach Zachodnich to Unia jest preferowana jako źródło finansowania. Chińska oferta pozostaje "planem B" - mówi. Marcin Jacoby zaznacza, że Chinom, ze względu na obowiązujące przepisy i procedury prawne, łatwiej realizować inwestycje w Afryce i Azji. - W Azji kulturowo czują się jak u siebie. Z kolei w Afryce prawie nikt inny nie inwestuje, więc dla chińskich pieniędzy nie ma alternatywy. Europa to co innego, tutaj Chińczycy borykają się z obwarowaniami prawnymi, zmianą ekip rządzących i protestami mieszkańców - mówi. Sprawę utrudnia także duża skala projektów, w które angażują się chińskie firmy. - To generalna cecha wielkich inwestycji, które są obarczone dużym ryzykiem i niską stopą zwrotu. Być może Chiny, podobnie jak inne mocarstwa, wierzą w swoje wyjątkowe możliwości i skuteczność, ale ostatecznie muszą zmierzyć się z rzeczywistością. Polskim czytelnikom łatwo będzie to porównać z obietnicami, jakie dawniej składały władze Związku Radzieckiego - uważa Ian Chong. Jaka strategia wobec Chin? Z perspektywy Chin - kraju liczącego 1,4 mld mieszkańców i o gospodarce wartej przeszło 30 bilionów dolarów - Europejczycy są partnerami raczej jako cały blok niż pojedyńcze państwa. Dlatego ważną rolę do odegrania w negocjacjach z Pekinem ma Komisja Europejska, decydująca o cłach i polityce handlowej. - Europa powinna pamiętać, że handel z Pekinem nie jest magicznym lekarstwem na wszystkie problemy i wspólnie, realistycznie podchodzić do tego, jakie korzyści może uzyskać - podkreśla Ian Chong. - W negocjacjach warto łączyć rozmaite kwestie i ostro się o nie targować - dodaje. Eksperci oceniają, że aby wykorzystać szanse, jakie daje Nowy Jedwabny Szlak, unikając przy tym uzależnienia od Pekinu, chińskie projekty należy oceniać całościowo, stosując dostępne praktyki należytej staranności i ograniczania ryzyka. Oddając w ręce chińskich przedsiębiorstw takie strategiczne inwestycje jak budowa kolei mającej łączyć Budapeszt z Belgradem i Pireusem, trzeba brać pod uwagę także ich bezpieczeństwo i polityczne konsekwencje. Jak podkreśla profesor Marcin Jacoby z SWPS, przede wszystkim konieczne jest wypracowanie narodowych strategii wobec Chin. Polskie środowisko eksperckie od lat zwraca uwagę na brak takiego dokumentu. Sinolog zaleca, by wzorem Niemiec wypracować ją w ramach szerokich konsultacji, podchodząc do relacji z azjatyckim mocarstwem możliwie pragmatycznie. - W Polsce panuje przekonanie o potrzebie stosowania w biznesie wartości moralnych, ale gdybyśmy ciągle mieli zajmować się swobodami obywatelskimi i prawami człowieka, to nie moglibyśmy współpracować z większością innych krajów na świecie - argumentuje Jacoby. - Lepiej skupić się na tym, czy współpraca jest dla nas korzystna i naśladować Amerykanów, którzy z Chinami współpracują na jednych polach, nawet jeśli na innych mocno w nie uderzają - mówi. - Niszczenie sobie stosunków z Pekinem i ignorowanie drugiej największej gospodarki świata byłoby z praktycznego punktu widzenia mało odpowiedzialne - dodaje. Z Bangkoku dla Interii Tomasz Augustyniak