Deutsche Welle: Magdalena Fitas-Dukaczewska odmówiła ujawnienia treści rozmów między Donaldem Tuskiem a Władimirem Putinem. Czy zachowałaby się Pani tak samo? Isabella Gusenburger, tłumaczka*: - Najpierw zabezpieczyłabym się od strony prawnej, ale oczywiście zrobiłabym to samo. Należy to do żelaznych zasad naszego zawodu, jak ujęła to pani Fitas-Dukaczewska, że gwarantujemy zachowanie poufności. To bardzo ważne, by uczestnicy rozmowy mogli nam zaufać, że nic nie wycieknie na zewnątrz. W kodeksie etyki zawodowej Międzynarodowego Związku Tłumaczy Konferencyjnych (AIIC), którego jest Pani członkiem, przeczytać można, że w przypadku niepublicznych imprez tłumacze zobowiązani są do ścisłego przestrzegania tajemnicy. Czy istnieją wyjątki, np. w przypadku treści rozmów, które dotyczą czynów karalnych? - To jest oczywiście newralgiczny punkt. Była kiedyś prowadzona debata na temat, czy można teoretycznie zwolnić tłumacza od obowiązku zachowania tajemnicy. Nie interesowałam się specjalnie tą debatą, ponieważ nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Wiem jednak, że istnieją różne prawne interpretacje i że wtedy pojawiały się opinie, iż w takich przypadkach można zwolnić tłumacza od obowiązku zachowania tajemnicy, bo tajemnica zawodowa nie jest tak mocno zakotwiczona w prawie jak w przypadku lekarzy czy adwokatów. Muszę przyznać, że nie wiem, czy ta dyskusja była kontynuowana i czy np. w Niemczech znaleziono jasną prawną odpowiedź. Ale zawsze zakładamy, że nie możemy zostać zwolnieni z tej tajemnicy. Czy trzeba liczyć się z sankcjami karnymi, jeśli się złamie tę zasadę? - Często w przypadku pewnych posiedzeń, generalnie w przypadku ministerstw i instytucji państwowych musimy podpisywać zobowiązania do zachowania tajemnicy. Więc w jakiejś formie grożą też sankcje. W sektorze gospodarczym często np. jest to zwrot szkód finansowych, które powstaną i które mogą być niezwykle wysokie, jeśli coś wycieknie na zewnątrz. W przypadku rządu czy instytucji państwowych chodzi o inne sankcje. Jakich reguł przestrzegać muszą jeszcze tłumacze przy tego typu poufnych rozmowach? - Zachowanie tajemnicy jest w przypadku ważnych politycznych czy gospodarczych rozmów często interpretowane szerzej. Dotyczy to nie tylko treści rozmów, ale i np. miejsca, w którym ta rozmowa się toczy albo godziny spotkania. Związane to jest często z kwestią bezpieczeństwa. - Często tłumacz dowiaduje się z góry, że ktoś z kimś ma się gdzieś spotkać. Tego nie powinno się jednak ujawniać, ze względu np. na ryzyko zamachu. Aby zapewnić bezpieczeństwo, o takim spotkaniu informuje się dopiero po fakcie. Tłumacz nie powinien ujawniać, dokąd jedzie i z kim się spotyka. Czy w Pani karierze zdarzyło się, że na tłumacza był wywierany nacisk, by ujawnić informacje? Jeśli tak, to przez kogo? - Były w mojej karierze takie drobne sytuacje, gdy np. dziennikarze przychodzili do kabiny i mówili - "dostała pani tekst przemówienia prezydenta czy ministra takiego a takiego z wyprzedzeniem, czy możemy je dostać?" Niedoświadczony tłumacz może się na to nabrać. Tego jednak nie robimy. Kierujemy dziennikarzy zawsze do osób, które zajmują się kontaktami z prasą. Magdalena Fitas-Dukaczewska nie jest pierwszą tłumaczką, na którą wywierany jest nacisk, by ujawniła treść poufnych rozmów. W USA Demokraci domagali się w lipcu, by tłumaczka prezydenta Trumpa zeznała przed Kongresem, o czym była mowa w rozmowie w cztery oczy między nim a prezydentem Rosji Władimirem Putinem w Helsinkach. Czy - Pani zdaniem - tego typu sytuacje są pojedynczymi przypadkami czy chodzi jednak o częstsze zjawisko? - Myślę, że są to odosobnione przypadki, przynajmniej w tej formie. Takiego przypadku jeszcze nie miałam. Nie znam też nikogo z kolegów, który miałby do czynienia z czymś takim. Według mnie to coś bardzo rzadkiego. Zdarza się czasem, że po rozmowach w cztery oczy jakiś członek delegacji pyta, o czym była mowa. Także w takich sytuacjach mówimy: "proszę zapytać odpowiednią osobę". W praktyce pomaga nam jednak to, że w czasie rozmów w cztery oczy z reguły ciężko nam zapamiętać ich treść. Dlatego właściwie zawsze możemy powołać się na to, że nie potrafimy przypomnieć sobie treści rozmowy. Naprawdę? - Najbardziej rozpowszechnione przy tego typu rozmowach jest tłumaczenie konsekutywne. Posługujemy się przy nim notatkami. Te notatki można rozszyfrować z całą pewnością tylko w ciągu 10 następnych minut, ponieważ posługujemy się symbolami, które są jedynie pomocą dla naszej pamięci, i które muszą być uzupełniane. - Jeśli godziny czy miesiące później, albo jak w przypadku pani Fitas-Dukaczewskiej po latach, jesteśmy pytani o treść rozmowy, możemy wtedy zgodnie z prawdą powiedzieć: "tego już nie pamiętam". Nasz mózg działa w ten sposób, że przy takiej koncentracji natychmiast kasuje poprzednie informacje, po to, by przyjąć następne. To znaczy, że tłumacze są bardzo kiepskimi szpiegami. Czyli nie byłaby Pani w stanie odczytać własnych notatek tydzień później? - Można ogólnie wywnioskować o co chodziło, ale dokładnej treści tej rozmowy nie da się już odtworzyć.