Od początku pandemii na całym świecie z powodu COVID-19 zmarło ponad milion osób, a łączna liczba zakażeń przekroczyła 36,5 mln. W ostatnich tygodniach gwałtownie przybywa zakażonych w Europie. Przez Stary Kontynent przechodzi druga fala koronawirusa SARS-CoV-2, a w wielu krajach poziom zachorowań jest wyższy niż na wiosnę.Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) poinformowała w czwartek, że na całym świecie zanotowano rekordowy dzienny przyrost zakażeń od początku pandemii - 338 779 nowych przypadków tylko w ciągu jednej doby. Pomimo wielu relacji pacjentów i personelu medycznego, który walczy z koronawirusem na pierwszej linii frontu, wciąż istnieją osoby, które negują istnienie COVID-19. Wiele osób sprzeciwia się też obowiązkowi noszenia maseczek, choć - jak podkreślają medycy i naukowcy - zakrywanie nosa i ust skutecznie chroni przed zakażeniem. Emocjonalne słowa polskiej pielęgniarki W środę (7 października), kiedy dobowa liczba zakażeń w Polsce po raz pierwszy przekroczyła trzy tysiące, w mediach społecznościowych pojawił się emocjonalny wpis polskiej pielęgniarki, która na co dzień zajmuje się pacjentami chorymi na COVID-19."Do dziś miałam postanowienie, że nie będę zabierała głosu w sprawie noszenia maseczek. Wyszłam z założenia, że ludzie są mądrzy. W dobie internetu, po publikowanych wiosennych zdjęciach z Włoch, Francji, Hiszpanii i reszty świata Polak jest mądry i wyciągnie wnioski" - rozpoczęła wpis na Facebooku Monika Drobińska. W swojej relacji pielęgniarka wspomniała wydarzenia z kwietnia, gdy Polskę dosięgła pierwsza fala epidemii koronawirusa. "Oddział, na którym pracowałam w tamtym czasie, dosięgła tragedia. Pojawił się COVID-19. Chorowali nie tylko pracownicy (ciężki przebieg), ale przede wszystkim pacjenci. Pojawiła się śmierć. To było coś nowego, nierealnego, niewidzialny wróg" - napisała.Polska pielęgniarka podkreśliła, że początki walki z koronawirusem były niezwykle ciężkie. Jak napisała, "był to czas, kiedy uczyliśmy się na sobie i błędach". "Wielkie chęci, małe umiejętności, szybka nauka, kreatywność, gorąca linia telefoniczna z tymi, których tragedia dosięgła wcześniej. Poradziliśmy sobie. I jestem z tego dumna. Dumna jestem z ludzi, którzy nie uciekli, zostali, zrobili w nieludzkich warunkach to, co trzeba było zrobić" - podkreśliła. "Urosły teorie o szkodliwości maseczek" W dalszej części wpisu na Facebooku Monika Drobińska podkreśliła, że miała nadzieję, iż w Polsce nie powtórzy się scenariusz włoski. "Ludzie uznali nas, medyków, za bohaterów. Były oklaski, wsparcie, rzeczowa pomoc, słowa otuchy, stosowanie się do zaleceń. Miałam poczucie, że Lombardia nie stanie się częścią naszego kraju. Miałam nadzieję, że Polacy są mądrzy, wyciągną wnioski. Zawiodłam się" - zaznaczyła. Następnie w mocnych słowach zwróciła się do osób, które kwestionują potrzebę zasłaniania ust i nosa, by chronić siebie i innych przed zakażeniem. "Urosły teorie o grzybicy, syfie, bakteriach, szkodliwości maseczek. Czyli powinnam być trupem. Lata całe po naście godzin, pracując na bloku operacyjnym, nie ściągałam maseczki z twarzy. (...) Po oklaskach macie nas państwo w głębokim poważaniu. W imię idiotycznie pojętej wolności macie w tyłach maseczki. W końcu... nie jesteście w grupie ryzyka. Co was tak naprawdę obchodzą wiekowi rodzice? Czyżby swoje już przeżyli? Co was obchodzi sąsiad po chemioterapii?" - napisała. Jednocześnie pielęgniarka podkreśliła, że "wolność to przywilej, ale również odpowiedzialność"."To nieprawda, że maseczki nie chronią. To nieprawda, że to wszystko to koronaściema. To nieprawda, że medycy panikują. W końcu to nieprawda, że macie państwo prawo do narażania innych, bo tak chcecie. (...) Nie mamy prawa do ryzykowania życiem innych" - zaapelowała Monika Drabińska. Epidemiolodzy podkreślają, że maseczka, dystans i dezynfekcja rąk to trzy najprostsze sposoby, które w znacznym stopniu ograniczają rozprzestrzenianie się koronawirusa. Dzięki zasłanianiu ust i nosa osoby zakażone, które przechodzą chorobę bezobjawowo, nie zarażają nieświadomie innych. "To paskudny wirus. Zapycha płuca, zabiera oddech" Choć większość zakażonych COVID-19 przechodzi chorobę bezobjawowo lub łagodnie, u części - zwłaszcza u osób starszych, z obniżoną odpornością i innymi chorobami przewlekłymi - rozwija się pełne spektrum objawów w bardzo ciężkiej postaci. U pacjentów z ciężkim przebiegiem choroby pojawia się mocne zapalenie płuc z rozlanymi, obustronnymi naciekami, zespół ostrej niewydolności oddechowej, sepsa i wstrząs septyczny, niewydolność wielonarządowa, w tym nerek i serca, które mogą prowadzić do śmierci. "COVID-19 jest paskudnym wirusem. Siada na klatkę piersiową, gniecie ją, zapycha płuca, zabiera oddech. (...) Każdy centymetr płonie, bo gorączka jest powyżej czterdziestu stopni, dopada człowieka niemoc. I tak wiele dni. I nie pomaga nic albo pomaga niewiele" - podsumowała pielęgniarka Monika Drabińska.