Mężczyzna o imieniu Mattia zgłosił się na pogotowie w Codogno w ciężkim stanie. Badanie potwierdziło obecność koronawirusa. Okazało się, że spotkał się wcześniej na kolacji z kolegą, który wrócił z Chin. Wkrótce potem okazało się, że w szpitalu w Codogno doszło do zakażeń. Koronawirusa potwierdzono też u jego ciężarnej żony. Miasteczko jako ognisko koronawirusa zostało zamknięte i ogłoszone tzw. czerwoną strefą. W następnych dniach takich stref powstało jeszcze 9 w Lombardii i jedna w regionie Wenecja Euganejska. Na północy wybuchł kryzys epidemiologiczny. Wciąż nie wiadomo, jakie były źródła zakażeń i kiedy dokładnie wirus pojawił się w kraju. W poniedziałek pierwszy pacjent zakażony we Włoszech, u którego choroba miała bardzo ciężki przebieg zagrażający życiu, opuścił szpital. "Miałem bardzo dużo szczęścia, zostałem wyleczony, podczas gdy teraz może brakować lekarzy, by uratować wam życie, dlatego zostańcie w domu" - taki apel wystosował mężczyzna w mediach społecznościowych. Następnie dodał: "Z tej choroby można się wyleczyć. Muszę podziękować lekarzom, którzy pozwolili mi wrócić do życia". "Byłem 18 dni na intensywnej terapii, a potem na oddziale chorób zakaźnych, gdzie zacząłem mieć kontakt z realnym światem i robić to, co najpiękniejsze: móc znowu normalnie oddychać" - wyznał. Apelując o uszanowanie prywatności jego i rodziny Mattia podkreślił: "Chcemy powoli zacząć zapominać o tym doświadczeniu i wrócić do normalnego życia". Z Rzymu Sylwia Wysocka