Specjalista przekonuje, że właśnie ten weekend może być kluczowy, ponieważ najbliższych kilkadziesiąt godzin pokaże efekt zmian wprowadzonych przed tygodniem. W czasie poprzedniego weekendu przywrócono kontrole na granicach. Zamknięto też restauracje i kawiarnie. To może przełożyć się na wyhamowanie dynamiki przyrostu zachorowań i utrzymanie go na razie na obecnym poziomie kilkudziesięciu przypadków dziennie. W piątek wczoraj mieliśmy największy dobowy wzrost liczby zachorowań. Dowiedzieliśmy się o 70 zakażonych. "Dynamikę będziemy mogli ocenić w sobotę, niedzielę, ponieważ okres wylęgania trwa około pięciu, sześciu dni. Przebieg kolejnych wydarzeń zależy od wszystkiego w okolicy, czyli od osób, które miały kontakt z zakażonym i tego, czy te osoby zgłoszą się do sanepidu. To zależy również od tego, jak potoczy się sytuacja w sąsiednich krajach, Czechach, Niemczech, Austrii, która choć jest niewielka, została dotknięta koronawirusem. Nie da się naprawdę zablokować granic" - przekonuje profesor Włodzimierz Gut. "To może wyskoczyć jednego dnia. Jeżeli nie wyskoczy, to znaczy, że dobrze kontrolujemy" - dodaje. Specjaliści podkreślają, że cały czas dużo zależy od nas, a konkretnie od tego, czy ograniczymy nasze wyjścia z domu i będziemy unikać skupisk ludzi. "Jeśli to uda się, liczba chorych może rosnąć w taki sposób, aby można było nad tym zapanować" - zaznaczają lekarze-epidemiolodzy. W piątek minister zdrowia Łukasz Szumowski prognozował, że realny jest scenariusz, w którym za kilkanaście dni w Polsce będzie nawet 10 tysięcy zakażonych koronawirusem. Adam Zygiel Czytaj więcej na RMF24.pl